13 December, 2023

Nie zaciągali kredytów, a okazało się, że je mają. „Jak to zobaczyłam, to myślałam, że zejdę na zawał”

Nie zaciągali kredytów, a okazało się, że je mają. „Jak to zobaczyłam, to myślałam, że zejdę na zawał”

Anna N. pracowała w placówce partnerskiej jednego z dużych banków. Przez sześć lat miała dopuszczać się wyłudzeń kredytów na dane swoich klientów, którzy nie mieli o tym pojęcia. – Annę N. poznałam 9 lat temu. Była to miła i sympatyczna pani. Można powiedzieć, że sprawiała wrażenie super kobiety – wspomina Agnieszka Łochowicz.

„Jak to zobaczyłam, to myślałam, że zejdę na zawał”

Pani Agnieszka od dziecka mieszka w tym samym, dziś już bardzo starym domu. Budynek wymagał naprawy dachu, więc kobieta skorzystała z pomocy pracownicy placówki bankowej. – Któregoś razu poszłam i zapytałam o kredyt. Powiedziała, że nie ma sprawy. Że mam poczekać, a ona wszystko posprawdza. Że mogę później przyjść i wziąć kredyt. I tak to się zaczęło – opowiada kobieta.

Pani Agnieszka żyje z zasiłków. Wzięła tylko jeden kredyt, upewniając się, że będzie ją stać na jego spłatę. Jak się jednak okazało, na jej dane Anna N. miała zaciągnąć więcej pożyczek. – Powiedziała, że mam się nie denerwować. Że mój kredyt jest tylko jeden, a tymi dwoma kredytami mam się nie przejmować, tak jakby nie istniały – opowiada Łochowicz. I dodaje: – Weszłam w aplikację bankową, a tam 91 tys. zł kredytu. Jak to zobaczyłam, to myślałam, że zejdę na zawał.

Kobieta chciała wyjaśnić sprawę w placówce banku. – Od jednej z pracownic usłyszałam, że (w dokumentach kredytowych – red.) napisane jest, że mam zaświadczenie o pracy w szkole w Szubinie – mówi pani Agnieszka. I dodaje: – Jak mogę pracować, jak praktycznie nigdy nie pracowałam, zawsze wychowywałam dzieci i zajmowałam się domem.

Poszkodowanych jest więcej

Anna N. miała sfałszować zaświadczenie o zatrudnieniu pani Agnieszki. Jak podają dziennikarze programu Uwagi! TVN, dziś już wiadomo, że ofiar nieuczciwego procederu jest znacznie więcej.

– Naciągnęła nas na kredyty na 200 tys. zł – mówi Barbara Knap. Anna N. miała zaciągnąć kredyty na całą rodzinę pani Barbary. Pożyczki miała wziąć na nią, jej męża i niepełnosprawnego syna, który wskutek wypadku od kilku lat jeździ na wózku, o czym N. wiedziała. – Jest ciężko, nie idzie spać, nie idzie jeść. Nie da się normalnie żyć, bo siedzi to z tyłu głowy – przyznaje pani Barbara.

Kolejna bohaterka reportażu – pani Wiesława, nigdy żadnego kredytu nie wzięła. Anna N. prowadziła po prostu jej rachunek w banku. – Zostałam powiadomiona, że mam 6 kredytów na łączną kwotę 137 tys. zł – mówi Wiesława Zmudzińska. I dodaje: – Jak można okraść człowieka? Gdzie jest kierownik banku? Gdzie dyrekcja banku? Gdzie sprawdzanie podpisów?

Anna N. miała podrobić podpis pani Wiesławy na umowach kredytowych. Obecnie N. przebywa w areszcie. – Prokurator przedstawił Annie N. zarzut związany z wyłudzeniem środków pieniężnych w 37 przypadkach. Oszacowana do tej pory kwota objęta przedmiotem wyłudzeń może sięgać 1,8 mln zł – mówi Agnieszka Adamska-Okońska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy.

Bank zgodził się zawiesić spłatę rat tym klientom, którzy podpisali oświadczenia, że zobowiązują się do spłaty kredytów, jeśli sąd nie wykaże, że doszło do przestępstwa. „Oświadczam brak jakichkolwiek roszczeń” – taki zapis pojawił się w jednym z dokumentów przedłożonych przez bank. – Musiałam podpisać takie oświadczenia, to jest na nas wymuszone. Jeśli tego nie podpiszę, to przyznaję, że te kredyty są moje, pomimo to, że nie są to moje podpisy na umowach – zwraca uwagę Wiesława Zmudzińska.

Jak sprawę komentuje bank?

Przedstawiciel banku, w którego partnerskiej spółce pracowała Anna N., zgodził się z spotkać z dziennikarzami programu Uwaga! TVN. – W tej sprawie decydującym aspektem były relacje osobiste z klientami. Nie otrzymywaliśmy żadnych zawiadomień czy reklamacji klientów – tłumaczy mecenas Kamil Biedroń.

– Mamy status pokrzywdzonego, tak jak nasi klienci – zaznacza mec. Kamil Biedroń. I dodaje: – Oczywiście bank zawsze będzie ponosił odpowiedzialność za działania przestępcze pracowników, w tym przypadku byłych pracowników. Jeśli ktoś pracuje w banku przez wiele lat, zna te procedury, to pewnie znajdzie też sposób, żeby przez pewien okres obchodzić procedury bezpieczeństwa.

– Będziemy udzielać wsparcia tym klientom, którzy zostali pokrzywdzeni w tym procederze – deklaruje przedstawiciel banku.

Inny przypadek, ta sama miejscowość

Kredyty na dane klientów miała wyłudzać też inna mieszkanka tej miejscowości, Kinga Sz. Z tą różnicą, że nie była zatrudniona przez bank, tylko prowadziła niezależną działalność pośrednictwa kredytowego.

Czy kobiety znały się? Czy mogły ze sobą współpracować? Nie ma odpowiedzi na te pytania. – Tata wziął na nas 20 tys. kredytu i po roku ona napisała, żebyśmy dali waloryzację. Że spadnie nam rata kredytowa i po danych waloryzacji zaciągnęła kolejne, tym razem 75 tys. zł, bez naszej wiedzy – mówi Paulina Staniszewska. – Myślałem, że dostanę zawału, do spłaty było już 86 tys. zł, chyba już z odsetkami – mówi Aleksander Różniakowski.

Według poszkodowanych, Kinga Sz. lubi wystawne życie. W mediach społecznościowych pokazuje luksusowy samochód, drogie torebki i egzotyczne wakacje. Kobieta w swoim procederze miała wykorzystać nawet swojego męża. Udało jej się to, mimo że mężczyzna jest policjantem.

– Jak patrzę na to z perspektywy czasu, jak człowiek zdał sobie sprawę, z tego, że całe jego życie to jest fikcja, to idzie się załamać – przyznaje. – Na jaw wyszło to mniej więcej rok temu, kiedy zaczęli się do mnie odzywać znajomi czy Kinga mogła ich oszukać. I tak połączyłem kropki – dodaje mężczyzna.

Kinga Sz. miała oszukać też swoją kuzynkę. I to na niemałe pieniądze. Około 140 tys. zł. Jak mężczyzna mógł nic nie zauważyć? – Kinga jest bardzo mądrą osobą i potrafi zmanipulować człowieka. Mocno grała na uczuciach – tłumaczy.

Zarzuty dla Kingi Sz.

– Kinga Sz. ma zarzut doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem jednego z dość dużych banków. Po przedstawieniu Kindze Sz. tego zarzutu przyznała się do jego popełnienia i złożyła dość obszerne wyjaśnienia – mówi prokurator Agnieszka Adamska-Okońska.

Żeby świadczyć usługi pośrednictwa kredytu konsumenckiego, trzeba spełnić dwa warunki – przedstawić zaświadczenie o niekaralności i złożyć wniosek o wpis do Rejestru Kredytu Konsumenckiego Komisji Nadzoru Finansowego. Tymczasem Kinga Sz., pomimo prawomocnych wyroków sprzed roku za oszustwa i podrabianie dokumentów, w czasie gdy nagrywany był reportaż Uwagi! TVN, wciąż widniała w rejestrze. Jak to możliwe, że Komisja Nadzoru Finansowego nie wykreśliła Kingi Sz. z oficjalnego rejestru?

– Mówimy o krótkim odcinku w czasie – zarejestrowania się w rejestrze. I tak naprawdę potem uprawnienia Komisji Nadzoru Finansowego nad tymi osobami się kończą. Nie mamy takich narzędzi, żeby potem w jakiś sposób te osoby na dalszym etapie weryfikować – mówi Jacek Barszczewski, rzecznik KNF.

Czytaj też:
Uwaga! TVN: Zgłosiła, że jest ofiarą przemocy. „Boję się, że on przyjdzie po mnie”
Czytaj też:
Warszawa. Pijani rodzice „zajmowali się” 3-latkiem. Próbowali uciec przed policją

Podobne artykuły