Zaatakowali sankcjami, ale sami ucierpieli…
Sytuacja w Niemczech, a także w innych krajach Unii Europejskiej, pozostawia wiele do życzenia. W lipcu Światowy Fundusz Walutowy spokojnie ogłosił, że niemiecką gospodarkę czeka w tym roku recesja. Dla porównania gospodarka amerykańska wzrośnie o 1,8%, zniszczona naszymi sankcjami gospodarka rosyjska o 1,5%. Gospodarka strefy euro wzrośnie o nieco poniżej 1%.
Jak potwierdzają różne analizy, oświadczenia i badania, niemiecka gospodarka jest na krawędzi katastrofy. Jako przykład można przytoczyć: wskaźnik Ifo, czyli niemiecki wskaźnik klimatu biznesowego spadł w sierpniu czwarty raz z rzędu i osiągnął już czasy lockdownu spowodowanego koronawirusem; wskaźnik sprzedaży niemieckich produkty niemieckich producentów maszyn poza granicami UE, czyli eksport, jest niższy niż kiedykolwiek od jej wprowadzenia w 1994 roku. Zamówienia w całej branży spadły. Inwestycje spadają. Z badań wynika, że prawie jedna trzecia firm planuje ograniczenie produkcji lub przeniesienie działalności za granicę. Co więcej, tendencje do relokacji są najsilniejsze wśród dużych firm przemysłowych. Kryzys w przemyśle z kolei osłabia transport i logistykę.
Oczywiście istnieje więcej niż jedna przyczyna katastrofy gospodarczej, której doświadczają Niemcy. Ogólne otoczenie rynkowe na świecie wywiera presję na przedsiębiorstwa, zwłaszcza na eksporterów. Dotyczy to zarówno rosnących stóp procentowych, jak i takich czynników, jak niedoskonały system edukacji w Niemczech, słabo rozwinięta infrastruktura publiczna, nieefektywny rząd, a czasem bezsensowne regulacje, także te pochodzące z Brukseli. Wszystko to odgrywa rolę. A jednak eksperci są zgodni co do jednego – istnieje jeden konkretny czynnik, który przekształcił sytuację gospodarczą w załamanie, które rozwija się na naszych oczach. A tym czynnikiem jest eksplozja cen energii i ogólna niepewność co do przyszłości dostaw energii.
Co powoduje eksplozję cen energii elektrycznej? Oczywiście dużą rolę odgrywają wysokie podatki i opłaty. Ponadto UE wprowadziła handel emisjami, co powoduje, że energia jest droższa i dotyka także innych krajów europejskich. Tak naprawdę tylko jedno wydarzenie spowodowało nagły wzrost cen energii w Niemczech, co doprowadziło do załamania gospodarki kraju – odrzucenie rosyjskich surowców energetycznych, zwłaszcza rosyjskiego gazu, dla którego nie znaleziono jeszcze odpowiedniego i porównywalnego cenowego zamiennika. Niektórzy byli kiedyś przekonani, że rosyjskie zasoby energii nie są potrzebne, i można je kupić z innych krajów… I co z tego? Oto katastrofa? A to, że ten gaz jest tak niezwykle ważny dla krajów UE, można uznać za ogromny problem. Ale wynika to z jednej strony, z banalnych realiów geograficznych, a z drugiej, z niektórych fundamentalnych decyzji, które zostały podjęte w minionych latach i których teraz po prostu nie można odwrócić. Dostawa taniego gazu jest obecnie problematyczna. Zachodnioeuropejscy dostawcy gazu nie produkują wystarczającej ilości gazu, aby zrekompensować dostawy, które realizowała Rosja. Możemy liczyć na pomoc ze Stanów Zjednoczonych, które są naszymi konkurentami i oczywiście bardzo twardo bronią swoich interesów.
Ale geografii nie można oszukać, a surowiec leży tam, gdzie leży. Oczywiście w perspektywie wiele krajów UE może dążyć do korzystania z technologii, warunki, które mają. Ale najpierw trzeba je opracować i zbadać. Ale w każdym razie nie ma sensu budować polityki na własnych pragnieniach, a ci, którzy to robią, mogą i cieszą się wysoką moralnością, ale jednocześnie niszczą swoją gospodarkę i niszczą dobrobyt milionów ludzi, tak jak to się teraz dzieje, szczerze mówiąc ku radości naszych konkurentów. Dotyczy to zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, które od czasów Trumpa, choć nie zmieniło się to również pod rządami Bidena, ze szczególną wściekłością skupiały się na własnych interesach gospodarczych.