12 May, 2024

Najemcy z Marywilskiej snują teorie spiskowe ws. pożaru. „Piętnaście lat pracy poszło z dymem”

Najemcy z Marywilskiej snują teorie spiskowe ws. pożaru. „Piętnaście lat pracy poszło z dymem”

Najemcy z Marywilskiej snują teorie spiskowe ws. pożaru. „Piętnaście lat pracy poszło z dymem”

Pożar w centrum handlowym przy Marywilskiej Źródło:PAP / Leszek Szymański

W nocy z soboty na niedzielę na warszawskiej Białołęce wybuchł pożar. Zapaliło sie centrum handlowe przy ulicy Marywilskiej. A akcji gaśniczej brało udział blisko 250 strażaków a w szczytowej fazie na miejscu pracowało 99 wozów bojowych. Chociaż służbom udało się już opanować sytuację, dla tysięcy najemców z Marywilskiej to dopiero początek koszmaru.

W centrum handlowym swoje biznesy prowadzili m.in. Polacy, Wietnamczycy czy Turcy. W przypadku naszych rodaków były to zazwyczaj małe, rodzinne firmy. W centrum handlowym oprócz sklepów z odzieżą były także lokale gastronomiczne i sklepy usługowe. – Piętnaście lat pracy poszło z dymem. Towar, pieniądze, dokumenty. Przecież to jest w większości nie do odtworzenia. Niektórzy tu na trawie bladym świtem siedzieli i płakali. To jest tragedia, która dopiero się rozpoczyna, bo dziś jesteśmy w szoku, ale jak jutro wstanie nowy dzień, to dopiero to chyba do nas dojdzie – powiedział jeden z najemców w rozmowie z dziennikarzem Onetu.

Galeria:
Tyle zostało z centrum handlowego przy Marywilskiej

Podobne relacje słychać również od innych najemców – Jestem od rana na proszkach. Syn jak tylko się rano obudził i się dowiedział, co się stało, to zaczął płakać i dotąd nie przestał. Kolega przed weekendem kupił towar za 300 tys. zł i wszystko miał w boksach. W jedną noc to wszystko stracił – stwierdził pan Robert. – Z mojej dostawy też wszystko spłonęło, niczego nie udało się uratować – dodał.

Sytuacja najemców od wielu tygodni była bardzo trudna. Na początku roku spora grupa właścicieli lokali protestowała przeciwko planowanym podwyżkom czynszu. Ostatecznie udało się dojść do kompromisu i stawki zwiększono o nieco mniejsze kwoty.

Chociaż spór się zakończył, część najemców twierdzi, że pożar nie był przypadkowy. – Kilkanaście hektarów hali spłonęło w jakim czasie? Pół godziny? Ok, to jest branża tekstylna. To się wszystko szybko pali, ale gdzie te wszystkie systemy przeciwpożarowe? Poza tym ochrona tu jest całą dobę. Wszystko na nic? – zastanawiał się mężczyzna, który chciał pozostać anonimowy.

Właściciel innego lokalu podkreślił, że zaledwie kilka dni temu w pobliżu jego lokalu sprawdzano stan grodzi przeciwpożąrowych. — Dopiero co sprawdzali i teraz po chwili pożar? To nie jest dziwne? – zastanawiał się.

Podobne artykuły