16 June, 2022

Sukces za sukcesem poganiany kłamstwem

Sukces za sukcesem poganiany kłamstwem
Osiągnięcia rządu PiS są bardziej iluzoryczne niż rzeczywiste, a więc pozostaje namolne puszenie się własnymi dokonaniami, bardzo często polegające na minimalizowaniu porażek lub nawet przedstawianiu ich jako zwycięstw.

Nim przejdę do dokumentacji tytułu, słówko o idei p. Johnsona, premiera rządu Jej Królewskiej Mości, tworzenia nowego bloku gospodarczego, obejmującego m.in. Wielką Brytanię, Polskę i Ukrainę, niekiedy uznawanej za rekompensatę za brexit.

Okazuje się, że w obozie dowodzonym przez Jego Ekscelencję oś Warszawa–Kijów jest przeciwwagą dla tzw. wyimaginowanej wspólnoty, tj. brukselskiego okupanta, głównie berlińskiego. Jakoż p. Kaczyński na jednym ze spotkań zapowiedział rąbnięcie pięścią w stół i powrót do problemu rozliczeń z Niemcami za II wojnę światową. „Zapłacili Francji i Żydom. Francuzom dopiero niedawno przestali płacić za I wojnę światową. A co, my jesteśmy gorsi?”.

Unia z Ukrainą. Pomagać znaczy sprzedawać

Ukraina ma odegrać ważną rolę w tej układance. Świadczą o tym słowa p. Dworczyka dla tygodnika „Sieci”: „Elity ukraińskie muszą dokonać wyboru. Albo zmienią reguły i postawią na trudniejszą i dłuższą drogę, albo za kilka lat czeka nas powtórka z tragedii. Myśl o osi Warszawa–Kijów towarzyszy nam od dawna, bo tylko taki układ wymusi partnerskie traktowanie naszych krajów głównie przez Moskwę, a także Berlin. (…) Wspólny marsz z Polską byłby bez wątpienia dłuższy, trudniejszy. Ale za wszystko jest cena. Jeśli Ukraina oprze się na krajach Zachodu, to za kilka lat może czekać ją powtórka”.

Pan Morawiecki niejako potwierdził koncepcję swego (Na)Dworczyka w loczek czesanego, obwieszczając: „Teraz właśnie podpisujemy jeden z największych, jeśli nie największy eksportowy kontrakt zbrojeniowy w ostatnim trzydziestoleciu. Sprzedaż broni dla Ukraińców na Ukrainę. Broni wypróbowanej, broni, która jest bardzo mocno testowana i sprawdzana i będzie bronią, która nie tylko przejdzie chrzest bojowy, ale po prostu już dzisiaj wiemy, że będzie bardzo ważną bronią na polu walki, najprawdopodobniej na wschodzie Ukrainy”.

Wprawdzie nie bardzo to się trzyma kupy, bo broń jest wypróbowana, chociaż jeszcze testowana, ma dopiero przejść chrzest bojowy, ale już wiadomo, że będzie bardzo ważna, a przede wszystkim Polska nagle wychodzi na potęgę w produkcji superbroni, chociaż jeszcze niedawno miała problemy z wyposażeniem własnej armii. Rzeczony p. Dworczyk nieco wcześniej prawił, że jesteśmy na drugim miejscu w świecie w świadczeniu Ukrainie pomocy wojskowej, ale teraz okazuje się, że pomagać znaczy sprzedawać. Tyż prawda, jak już ktoś mawiał.

Łyżka dziegciu w beczce miodu

Pan Kaczyński przemówił na konwencji PiS w podwarszawskich Markach 4 czerwca. Hasło przewodnie: „Nigdy żaden rząd nie uczynił tyle co my. Naprzód i jeszcze raz naprzód!”. Nie było (i nie jest) to łatwe: „Nasze poprzednie rządy upadły, bo nie miały większości. My mieliśmy większość, ale mieliśmy opozycję, która była radykalnym przeciwnikiem naszego sposobu myślenia. Poprzez propagandę, pedagogikę wstydu i rożne zabiegi socjotechniczne i degradowanie funkcji państwa, poprzez głoszenie nieprawdziwych wówczas historii o końcu historii i końcu państwa narodowego czyniła nasz naród bezradnym. Poprzez to, że opozycja przyjęła charakter opozycji totalnej, musieliśmy stanąć i podjąć próbę. I podjęliśmy ją. Nasi poprzednicy powiedzieli, że nie ma pieniędzy, że nie da się zdziałać. My dobrze zdiagnozowaliśmy sytuację: te pieniądze są kradzione. Podjęliśmy działania służące przebudowie i to przyniosło skutek”, m.in. w polityce społecznej, wzroście dochodu narodowego, przebudowie instytucji finansowych i fiskalnych, reformie prawa i wymiaru sprawiedliwości, Centralnym Porcie Komunikacyjnym (pokonamy Berlin, ale na razie pasą się tam krowy i spaceruje p. Horała z pensją 32 tys. zł – jak ktoś pracuje, to ma), przekopie Mierzei Wiślanej (tego wymaga nasza godność narodowa), wzroście wydatków na armię i oświatę (zapomniał o nauce), gazoporcie w Świnoujściu (nowość – to był pomysł L. Kaczyńskiego!) czy obniżeniu wieku emerytalnego (komentarz niżej).

To i owo się nie udało, np. budownictwo mieszkaniowe czy wzrost płac. Nie można jednak przesadzać, bo w każdej beczce miodu znajduje się łyżka dziegciu, ale i ona byłaby mniejsza, gdyby nie pandemia i wojna w Ukrainie, a przede wszystkim „gdyby [ci z opozycji] nie mieli zewnętrznego wsparcia, nie donosili, nie zdradzali interesów narodowych”. To oni zwijali Polskę powiatową, ale „my” (tj. PiS) to odbudowujemy (150 nowych komisariatów policji, 627 urzędów pocztowych, 4900 połączeń autobusowych, 85 mld zł przekazanych zostało samorządom). Zawołanie „naprzód i jeszcze raz naprzód” znaczy: „Ogłaszam mobilizację Prawa i Sprawiedliwości i całej Zjednoczonej Prawicy. Ruszamy w Polskę [aby mówić o naszych sukcesach]. Kto ma to robić, jeśli nie my?”.

Jak ktoś słusznie podsumował: Polacy są chyba najszczęśliwszym i najbogatszym narodem na ziemi, a zarządzona mobilizacja ma do tego przekonać. Jego Ekscelencja najbardziej krytycznie odniósł się do pewnej niedogodności w Markach, mianowicie przeprosił za to, że nie wszyscy mogli wejść na salę. „Zawiedliśmy, nie wiedzieliśmy, że będzie nas aż tak dużo. Przepraszam, bardzo przepraszam”. Ale poza tym, by jeszcze raz skorzystać ze starego porzekadła: szafa gra, a stołki tańczą.

Inflacja wzrosła? Im gorzej, tym lepiej!

Wielokrotnie w swoich poprzednich felietonach zwracałem uwagę na podobieństwo pisowskiej propagrandy do tej z czasów PRL. Rzecz nie tylko w eksponowaniu własnych sukcesów, bo każda władza to czyni. W przypadku tzw. dobrej zmiany jej osiągnięcia są bardziej iluzoryczne niż rzeczywiste, a więc pozostaje namolne puszenie się własnymi dokonaniami, bardzo często polegające na minimalizowaniu porażek lub nawet przedstawianiu ich jako zwycięstw.

Co, inflacja wzrosła? Oczywiście, że tak, ale pensje minimalne też są wyższe – tak jest teraz, a w 1979 r. propagowano: „Tak, mięso zdrożało, ale lokomotywy są tańsze”. Element wspólny jest też taki, że wprawdzie wiele osiągnęliśmy, ale pojawiły się rozmaite niedomagania, z którymi poradzimy sobie w przyszłości. Zawsze są też jacyś winni, imperialiści, bo podrzucają stonkę ziemniaczaną, spekulanci, bo ukrywają towar i oszukują, lub pracujący miast i wsi przez wywoływanie sztucznej drożyzny, bumelanci, bo obniżają wydajność pracy, kułacy, bo hamują socjalistyczną przebudowę rolnictwa, panikarze, bo tłumią spontaniczny entuzjazm robotników, chłopów i inteligencji pracującej, krytykanci, bo szukają zbyt wielu łyżek dziegciu w klarownym miodzie, a teraz ci, którzy mają wsparcie zagraniczne, donoszą, zdradzają interesy narodowe (jak kiedyś syjoniści) np. przez głoszenie pedagogiki wstydu.

To chyba Marian Załucki kpił sobie z peerelowskiej władzy słowami: „Już wszystko szło po mojej myśli, kiedy oni przyszli”. Owi „oni” są tak potrzebni propagandzie sukcesu jak respirator temu, kto jest poważnie chory na covid-19, a w związku z tym polowanie na „onych” jest w wyjątkowej cenie, uzasadniającej wydatki na TVP Info w równej mierze co napełnianie kiesy handlarza bronią przez kupno od niego zdezelowanych aparatów do oddychania. Nic dziwnego, że w tej sytuacji mobilizacja („naprzód, naprzód, młodzieży świata”, jak niegdyś śpiewano) ma niezwykłą wagę polityczną. Trudno oczekiwać, aby przeciętny widz sceny politycznej reklamował iluzoryczne osiągnięcia. Najlepiej zrobi to aktywista posłany do boju przez Naczelnika. Na pewno pytanie p. Kaczyńskiego: „Kto ma to robić, jeśli nie my?”, jest retoryczne, bo nikt nie zastąpi dobrozmieńca w przekonywaniu, że im gorzej, tym lepiej, np. że im wyższa inflacja, tym ludzie lepiej żyją, gdyż mają więcej pieniędzy.

Rozdawnictwo w takim kraju jak Polska

W przeciwstawianiu się propagrandzie sukcesu najważniejsze są szczegóły. Tylko wtedy można wykazać, że „sukces za sukcesem jest poganiany kłamstwem”. Dodatkowo blaga jest uzupełniana tzw. argumentem perswazyjnym. Inwestycja szumnie zwana Centralnym Portem Komunikacyjnym jest ryzykowna, bo droga i nie wiadomo, kiedy się zwróci. Ale gdy powie się, że dzięki temu pokonamy Berlin, to już wielki sukces. Wprawdzie nie bardzo wiadomo, jakie pożytki mają płynąć z przekopu wiślanego, ale sprawą pierwszoplanową jest posługa godności narodowej (może chodzi o nazwanie tej inwestycji imieniem jej patrona?).

Rozważmy kwestię obniżenia wieku emerytalnego. To oczywiste, że ludzie zasługują na świadczenia pieniężne za to, że przepracowali jakąś, zwłaszcza długą część swego życia – wprowadzenie powszechnego systemu emerytalnego realizowanego przez państwo jest uważane za olbrzymi postęp cywilizacyjny. Z drugiej strony też wiadomo, że przejście w stan spoczynku często nie jest uważane za pozytyw przez tych, którzy stają się emerytami. Nie ma innej drogi niż jakieś wypośrodkowanie z uwagi na przeciętną długość życia. Ta zmienia się w czasie, w szczególności z uwagi na postęp medycyny, np. w Polsce w 1990 r. średnia wynosiła 66 lat dla mężczyzn i 75 lat dla kobiet, w 2014 i 2019 odpowiednio 74 i 81 lat (teraz notujemy pewien regres w związku z pandemią).

Ważne jest również to, czy społeczeństwo się starzeje, a w Polsce tak właśnie jest. Reforma zapowiadana przez PiS obniżyła wiek emerytalny do 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn, podczas gdy w Europie odpowiednie kwoty wiekowe wynoszą 63 i 67 lat. Liczba emerytów wzrosła na starcie polskiej reformy i dalej zwiększa się z powodu starzenia się społeczeństwa. To oznacza zwiększanie się wydatków budżetowych na emerytury i ubożenie dużej części obywateli, i było łatwe do przewidzenia, pandemia i wojna w Ukrainie to tylko spotęgowały.

Czy dobrozmieńcy zdawali sobie z tego sprawę, zwłaszcza że ich reforma jest inflacjogenna? Nie wiadomo, ale jedno jest pewne: reforma miała nie tyle cel socjalny, ile polityczny, tj. przekupienie wyborców za ich własne pieniądze, bo z ciągle nowych i wzrastających podatków. Podobnie trzeba ocenić 500+ i inne rozdawnictwa. Rzecz nie w tym, że nie jest złe samo w sobie, ale sposób dystrybucji wedle zasady „każdemu to samo” jest ekonomicznie nieefektywny w takim państwie jak Polska. Ogłaszanie tej polityki sukcesem tzw. dobrej zmiany jest jednym wielkim kłamstwem.

Węgla miało być na 200 lat. A nie wystarczy do zimy

Wyżej była mowa o dobrozmiennych łgarstwach, by tak rzec, systemowych – przypominam, że skrót PŁ to nie Polski Ład, ale Pisie Łgarstwo. A teraz kilka konkretniejszych przykładów, wybranych z mnóstwa im podobnych. Pan Morawiecki przekonywał p. von der Leyen, że Izba Dyscyplinarna jest potrzebna, gdyż 90 proc. orzeczeń, które wydała, dotyczy przypadków zwykłej nieobyczajności, a nie politycznych. Skłamał, ponieważ nie 90, ale 36 proc., a to poważna różnica. Ważniejsze jest jednak to, że 64 proc. spraw miało charakter represyjnej reakcji wobec sędziów kontestujących poczynania tzw. dobrej zmiany w sferze polityki prawa. Nie rozwijam tej kwestii, ponieważ zamierzam poświęcić specjalny (nie pierwszy w tym cyklu) felieton sytuacji w wymiarze sprawiedliwości.

Pan premier zapowiedział, że w 2022 r. będzie można „podatkowo” rozliczyć się wedle zasad z 2021, ale to zapowiedź, łagodnie mówiąc, nieprawdziwa – dobrozmieńcy dokonali postępu w teorii prawdy i nieprawdy, gdyż wprowadzili kategorię kłamstwa prospektywnego. Pan Duda zapowiedział np. w 2019 r., że węgla starczy nam na 200 lat, ale obecnie można wątpić, czy starczy do zimy 2022, zwłaszcza że to p. Sasin ma pilotować program zapewniający zaspokojenie potrzeb opałowych.

Pan Obajtek twierdzi, że ceny benzyny w Polsce należą do najtańszych w Europie, natomiast okazuje się, że jesteśmy w czołówce drożyzny w tej dziedzinie (być może, opierając się na diagnozie p. Kaczyńskiego, prawdomówność p. Obajtka jest darem sił nadprzyrodzonych). Pan Morawiecki – że w związku z leczeniem w czasie pandemii jesteśmy lepsi od Francji, Włoch, Hiszpanii i Holandii, gdzie „dzielono pacjentów na tych, których można położyć na łóżku, i na tych, którym dawano morfinę lub inne środki. Wiemy, co się potem działo z tymi pacjentami. Z humanitarnego punktu widzenia w Polsce, w przeciwieństwie do bogatych krajów Zachodu, nigdy nie dochodziło do selekcjonowania ludzi na tych, którzy mogą być leczeni, i tych, którzy już… niech państwo sobie sami dokończą”. Dokończenie jest proste – Handlarz Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym zwyczajnie łże, zważywszy na liczbę nadmiarowych zgonów w czasie pandemii w Polsce, najwyższą w UE, i to z powodu stanu służby zdrowia.

Specjaliści od kłamstw prospektywnych

Rząd twierdzi, że inflacja i drożyzna wszędzie są wysokie. To prawda, ale nie cała, bo w Polsce inflacja jest o połowę większa niż przeciętna w UE, a nasz kraj jest jednym z liderów wzrostu cen. Tedy owa „nie cała prawda” jest w istocie kolejnym Pisim Łgarstwem. Pan Glapiński prospektywnie kłamał w 2021 r., że inflacja będzie na poziomie 2–3 proc. (to drugie wpisano do budżetu), a stopy procentowe nie będą rosły – p. Morawiecki i p. Sasin przekonywali, że to oszacowanie jest jak najbardziej realne. Dzisiaj inflacja wynosi 13 proc. (spodziewane jest 15), stopy procentowe wysokie jak nigdy (6 proc.), a to natychmiast uderza zwykłych ludzi po kieszeni. Ale, i tu uwaga, inflacja zwiększa dochody państwa, ułatwia wspomniane przekupywanie ludzi za ich własne pieniądze, to z kolei działa proinflacyjnie itd.

Pan Glapiński widzi to tak: „Inflacja rośnie, to rosną też stopy. Nie wiem, kiedy skończy się ten cykl, ale jesteśmy bliżej końca, bo jesteśmy na dosyć wysokim poziomie”. Niektórzy wiedzą, bo gdy ktoś pyta, jak to się dzieje, że powstają coraz to nowe spółki skarbu państwa, odpowiedź jest prosta: wynagrodzenia w nich rosną szybciej niż inflacja, a tam są siedliska wielu dobrozmieńców i ich rodzin.

Ciekawy jest przypadek Handlarza Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym. Jest wielce prawdopodobne, że korzystając z poufnych informacji, np. p. Glapińskiego, przewidział gwałtowny wzrost inflacji i zakupił wysoko oprocentowane obligacje Skarbu Państwa. Równocześnie przekonywał naród, że inflacja będzie umiarkowana – w kodeksie etyki handlowej takie postępowanie jest uważane za niemoralne.

Teraz prawi, że nie ma sprawy, bo rzecz dotyczy 2021 r. (i tu jest pies pogrzebany), a ponadto każdy obywatel może zakupić obligacje, a skoro on, premier, tak zrobił, i namawia innych, aby poszli jego śladem, to znaczy, że jest konsekwentny i wiarygodny. Ba, nawet porzucił bankowe złote trony i oddał się służbie publicznej, w przeciwieństwie do Tuska, który zrezygnował z zaszczytnego stanowiska premiera na rzecz przewodniczącego Rady Europy i uczynił to dla kasy.

Wracając do obligacji: p. „Obatel” Czarnecki zwrócił uwagę, że wprawdzie p. premier Morawiecki skorzystał ze swojego przyrodzonego prawa i kupił obligacje, ale p. Prezes (duża litera, bo jest tylko jeden taki prezes) Kaczyński z tej możliwości nie skorzystał. Co prawda podróżnik otwartym kabrioletem z Podkarpacia do Strasburga odbywanej w zimie nie wyprowadził z tego żadnego wniosku, ale chyba miał na myśli to, że bilans wiarygodności i tak jest dodatni dla PiS z uwagi na różnicę pomiędzy statusem Prezesa-Wicepremiera i Premiera-Wiceprezesa. Oto miara sukcesu za sukcesem poganiana pisowskim łgarstwem, tj. wiarygodnością na opak.

Podobne artykuły