Pytanie ostatnich trzech miesięcy: Gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Nikt nie oczekuje od niego, aby cokolwiek robił, nie ma o co grać, nie jest niczym zmotywowany i nie ma drużyny, którą mógłby prowadzić. O kim mowa? O prezydencie Andrzeju Dudzie, którego ostatnio jakby nie ma. Media już od października pytają, gdzie podziała się głowa państwa, tym bardziej, że atmosfera w kraju jest bardziej niż napięta: protesty na ulicach, konflikty w Zjednoczonej Prawicy, problem z unijnym wetem
Pojawianie się w środę Andrzeja Dudy na wspólnej konferencji z prezydentem Czech było dla wielu zaskoczeniem.
– Jest zarysowane wstępne porozumienie w sprawie budżetu UE i mechanizmu warunkowości. Praca i dyskusje nad nim trwają – powiedział w Pradze prezydent Duda. – Tworzymy dzisiaj wspólnie mechanizmy, które mają pomóc naszej wspólnocie wyjść z kryzysu. Muszą one być sprawiedliwe, muszą one być jednakowe dla wszystkich, muszą one dla wszystkich tworzyć jednakową szansę: bez pułapek, bez prób obejścia czy wykorzystania przymusowej, trudnej sytuacji niektórych krajów, czy wręcz przeciwnie – mocniejszej sytuacji innych, a więc czy to przewagi, czy pod jakimkolwiek innym względem nad innymi krajami – dodał.
Zaskoczenie, o którym mowa na początku, było pewnie spowodowane faktem, że prezydent Duda od jakiegoś czasu nie był obecny w życiu publicznym, właściwie – zniknął.
Jeśli po wyborach prezydenckich, co niektórzy zastanawiali się, jak Andrzej Duda rozegra swoją drugą kadencję, to dzisiaj wciąż nie wiedzą, bo, póki co, prezydent jakby się wycofał. No chyba, że to strategia na czas nieco dłuższy, czyli na kolejnych pięć lat. Media już w październiku zaczęły pytać, gdzie podziała się głowa państwa, bo atmosfera w kraju była dość napięta: rolnikom nie podobała się ustawa futerkowa, trwała nagonka na osoby LGBT, w zastraszającym tempie rosła liczna zakażonych wirusem COVID-19.
Tymczasem prezydent milczał, odezwał się dopiero, kiedy jedna z użytkowniczek Twittera opublikowała fotkę futrzaka i zapytała, co to za zwierzę.
„Opos” – napisał krótko Andrzej Duda. W punkt.
Internauci natychmiast zaczęli dopytywać prezydenta o inne mało znane gatunki zwierząt, ale było w tych pytaniach więcej ironii niż podziwu. Szybko powstał też dedykowany hashtag „Zapytaj Andrzeja”. Na odpowiedź wciąż czeka Agnieszka Pomaska, która opublikowała statystyki dziennego przyrostu zachorowań na koronawirusa w Polsce i przewrotnie zapytała, czy ktoś wie, co to za wykresy. Prezydent do dziś na pytanie posłanki Pomaski nie odpowiedział.
Trochę lepiej było w listopadzie, ale wtedy trudno już było milczeć. Po słynnym orzeczeniu Trybunały Konstytucyjnego dotyczącym ustawy aborcyjnej, na ulice polskich miast wyszły tłumy. Co ciekawe, prezydent Duda jako jeden z pierwszych pogratulował Julii Przyłębskiej wyroku, ale potem, kiedy zorientował się, że sytuacja wymyka się spod kontroli, a gniew, nie tylko kobiet, nie słabnie – postanowił załagodzić sytuacje. Tyle tylko, że jego projekt zmian w ustawie aborcyjnej nie spodobała się nawet politykom Prawa i Sprawiedliwości, w każdym razie nikt w Sejmie się nad nim nie pochylił.
Dzisiaj, kiedy PiS demoluje demokrację, praworządność, niszczy prawa kobiet i polskich przedsiębiorców, prezydenta nie ma. Nie wykazuje żadnej inicjatywy, nie ma pomysłu na Polskę. Powinien być arbitrem, zwłaszcza dzisiaj, w tak trudnej sytuacji, to głowa państwa powinna wziąć na siebie odpowiedzialność. Nie mówię tylko o sprawach wewnętrznych, ale i o kwestii weta, relacji z Unią Europejską
– mówi nam w wywiadzie Grzegorz Schetyna, były przewodniczący Platformy Obywatelskiej.
Ostatnia aktywność prezydenta Dudy, także listopadowa, związana była z obostrzeniami spowodowanymi pandemią koronowirusa, bardzo uciążliwymi dla narciarzy.
To prezydent Andrzej Duda zadzwonił do mnie i powiedział, że nie zaakceptuje zamknięcia stoków – przyznał na antenie Polsat News minister rozwoju Jarosław Gowin. – Zaapelował też, żebym wraz z branżą narciarską wypracował specjalne procedury sanitarne, co też się stało i umożliwiło otwarcie stoków
– dodał Gowin.
Ale co niektórzy zaczęli podejrzewać, że ta interwencja prezydenta ma charakter mocno osobisty, bo Andrzej Duda to znany pasjonat narciarstwa – jego zamiłowanie do szosowania na szlakach obrosło legendą i doczekało się wielu złośliwych komentarzy.
– Jeśli popatrzymy się na kanały w mediach społecznościowych, to widać tę aktywność prezydenta. Chociaż przestrzeń na nią jest mniejsza, bo wiadomo, że wszystkie decyzje związane z pandemią podejmuje rząd, często na poziomie nawet nie ustawy, a rozporządzenia. Prezydent wyszedł z inicjatywą (chodzi o ustawę aborcyjną – przyp. red.) licząc, że uzyska szerokie wsparcie, natomiast, rzeczywiście, jak widać, najtrudniej jest o nie w Prawie i Sprawiedliwości – próbował bronić prezydenta Dudę Andrzej Łapiński, kiedyś polityk Prawa i Sprawiedliwości, były prezydencki rzecznik.
Nie wszyscy jednak mają dla prezydenta Dudy tyle wyrozumiałości, a braku jego aktywności dopatrują się zupełnie gdzie indziej.
– Mam wrażenie, że prezydent Duda gra na przeczekanie – mówi prof. Kazimierz Kik, politolog.
Sytuacja w Zjednoczonej Prawicy jest napięta, żeby wspomnieć chociażby kwestię weta w sprawie unijnego budżetu. Z Jarosławem Kaczyńskim prezydenta Dudę nie łączą jakieś mocne relacje, na pewno jest mu bliższy Gowin, ale prezydent boi się opowiadać po którejkolwiek ze stron sporu, bo to byłoby dla niego niekorzystne. Poza tym, prezydent Duda nie ma już strategicznych celów: trzeciej kadencji w Pałacu Prezydenckim nie będzie, a w Prawie i Sprawiedliwości dobrej karty nie ma
– dodaje prof. Kik.
Zdaniem politologa, Duda nie ma już swoich głównych atutów, a jednym z nich były dobre stosunki z Donaldem Trampem, który przegrał wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych.
– Poza tym, Andrzej Duda zdaje sobie sprawę, że nie jest sprawczy w polityce. Jego pomysł referendum konstytucyjnego, potem projekt ustawy aborcyjnej nie spotkały się z akceptacją nawet własnego środowiska politycznego – tłumaczy prof. Kik. Prezydent Duda nie zdołał też odwołać ze stanowiska prezesa TVP Jacka Kurskiego, który wciąż rządzi telewizją publiczną.
Dr Jarosław Flis, politolog, także zwraca uwagę na fakt, iż inicjatywy podejmowane przez Andrzeja Dudę często spotykały się z obojętnością.
– Poza tym, nikt nie oczekuje od niego, aby cokolwiek robił, nie ma o co grać, nie jest niczym zmotywowany i nie ma drużyny, którą mógłby prowadzić – wylicza dr Jarosław Flis.
I opowiada starą anegdotę, jak to jakieś podróżnik w bardzo odległych czasach przyszedł na plac budowy, spotykał trzech robotników i zapytał, co robią. Jeden odpowiedział: „Ciosam kamienie”, drugi: „Zarabiam na chleb”, a trzeci: „Buduję katedrę”.
– Nie widzę w Kancelarii Prezydenta kogoś, kto budowałby katedrę – podsumowuje dr Flis.
Wszystko, o czym mówią eksperci, to fakty: Andrzej Duda nie zdołał w ciągu ostatnich pięciu lat zbudować swojego zaplecza politycznego, jego pozycja w Prawie i Sprawiedliwości jest słaba. Prezes Jarosław Kaczyński wielokrotnie okazywał mu, jeśli nie niechęć, to lekceważenie. Nawet politykom Prawa i Sprawiedliwości zdarzało mówić się o inicjatywach prezydenta Dudy z dystansem. W każdym razie, wielkiego oparcia w swoim środowisku politycznym Andrzej Duda nie ma. I zdaje sobie sprawę, że nie ma o co grać, bo trzeciej kadencji w Pałacu Prezydenckim nie będzie.
– Tyle że prezydent Duda jest jeszcze zbyt młody na polityczną emeryturę – zauważa prof. Kik. Właśnie i dlatego, ta druga kadencja miała być tą, która niejako wskaże dalszą drogę obecnego prezydenta. Wielu wierzyło, że Andrzej Duda zawalczy o niezależność, o pozyskania jeszcze większego poparcia społecznego, a w każdym razie spróbuje przekonać do siebie tych, którzy na niego nie głosowali. Nie wszyscy jednak byli takimi optymistami.
Prezydent Duda chyba zdaje sobie sprawę, że honor traci się tylko raz. I nie da się go odzyskać. Po co mu zmiana wizerunku na koniec drugiej kadencji? Czemu ma to służyć? On jest pewny, że tego wizerunku nie da się zmienić, nawet gdyby teraz połowę ustaw przegłosowywanych w Sejmie, wetował, to by nie zmieniło tego, jak widzi go spora cześć Polaków. Przez pięć lat Polacy się go nauczyli na pamięć i jak dobrze zapamiętany wierszyk z dzieciństwa będą mogli cały czas ten wierszyk powtarzać, niezależnie od tego, co zrobi. A myślę, że niewiele zrobi dla zmiany swojego wizerunku. Nie będzie żadnego zerwania się ze smyczy – do niczego takiego nie dojdzie
– mówił mi tuż po wyborach prezydenckich prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny.
Chociaż Andrzej Duda nie jest już politykiem z 2015 roku, niezależnie od tego, jak oceniać jego prezydenturę, Duda z drugiej politycznej ligi przeszedł do pierwszej. Jak żaden inny prezydent jeździł po kraju, spotykał się z wyborcami – jak mówią ludzie z jego otoczenia, uwielbiał te spotkania, selfie robione z wyborcami, uściski dłoni, uśmiechy, słowa uznania kierowane pod swoim adresem.
– Szybko popadł w samozachwyt. Wiadomo, że na takie spotkania z reguły przychodzą zwolennicy PiS-u i samego Dudy, ale jemu zaczęło się wydawać, że ludzie go po prostu kochają – mówił nam jeden z polityków prawicy.
Może dlatego podczas swojej prezydentury Andrzej Duda pokrzykiwał na sędziów, Unię Europejską, na środowiska LGBT, za co często był krytykowany – nie tylko za to zresztą. Jego przeciwnicy określają go mianem marionetki w rękach Jarosława Kaczyńskiego, człowieka, który nie podjął samodzielnie żadnej politycznej decyzji, ale też, umówmy się, gdyby nie prezes Kaczyński, Andrzej Duda nigdy nie zamieszkałby w Pałacu Prezydenckim. W ogóle przed rokiem 2015 nie błyszczał, był średnio rozpoznawalny, rzadko bywał w mediach. Miał opinię człowieka plastikowego, mało autentycznego.
Trudno się więc dziwić, że kiedy zapadła decyzja, iż to Andrzej Duda będzie kandydatem Prawa i Sprawiedliwości w wyborach prezydenckich w 2015 roku, reakcje w samym PiS-ie były różne. Mówiono: grzeczny, zawsze z teczuszką i płaszczykiem przed kolano. Taki wzorowy uczeń. Typ prymusa, który ma zawsze odrobione lekcje i nigdy nie był na wagarach. Niby do niczego nie można się przyczepić. Ale to nie jest typ fajtera.
Z drugiej strony, politycy PiS pocieszali się, że Duda nie przyniesie im przynajmniej wstydu: inteligentny, dobrze wygląda, umie się zachować, no i pochodzi z profesorskiej rodziny, więc nawet jeśli przegra, nie będzie wielkiej tragedii.
– Andrzej Duda na pewno miał potencjał, aby być dobrym prezydentem – mówi prof. Kazimierz Kik.
Potencjał Dudy
Urodził się w Krakowie. Ma 48 lat. Jego dziadek był żołnierzem, zapatrzonym w marszałka Józefa Piłsudskiego, członkiem AK. Rodzice profesorowie swoje zawodowe życie związali z Akademią Górniczo-Hutniczą. Sam Duda skończył renomowane liceum i prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jako nastolatek działał w harcerstwie w V KDH „Piorun”. W liceum był aktywny, angażował się w różne projekty, ale podczas studiów prawniczych nie należał do żadnych organizacji.
W 1994 roku ożenił się z Agatą Kornhauser, która od lat jest w II LO cenioną germanistką. Jeszcze przed magisterium urodziła się im córka Kinga.
Andrzej Duda chciał zostać na uczelni. Specjalizację wybrał niezbyt popularną, bo prawo administracyjne. Przez niemal 10 lat po studiach prowadził zajęcia ze studentami, pracował też nad doktoratem.
Dorabiał, prowadząc szkolenia z prawa administracyjnego dla urzędników państwowych, a także w kancelariach notarialnych oraz firmach deweloperskich.
Po wyborach 2005 roku rozpoczął współpracę z Prawem i Sprawiedliwością, namówił go do niej Arkadiusz Mularczyk, kiedyś w PiS, potem w Solidarnej Polsce. Mularczyk szukał kogoś, kto pomógłby mu w prawniczej obróbce projektów ustaw. I wtedy znajomy prawnik, wspominał mu o sympatycznym „Dudusiu”, bo tak go nazywał, człowieku właśnie od prawa administracyjnego. Wziął od przyjaciela telefon do Andrzeja Dudy, bo to on był właśnie tym „Dudusiem”, zadzwonił i tak się spotkali. Duda bardzo zaangażował się w projekt, więc Mularczyk zaproponował jego osobę jako eksperta Prawa i Sprawiedliwości.
Duda dla ludzi PiS był postacią nową, słabo znaną nawet przez krakowskich polityków. 1 sierpnia 2006 roku na wniosek ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry został powołany przez premiera na stanowisko podsekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. W resorcie odpowiadał za legislację, współpracę międzynarodową i przebieg informatyzacji sądów i prokuratur. Zbigniew Ziobro poznał Andrzeja Dudę właśnie przez Arkadiusza Mularczyka. Zrobił na nim dobre wrażenie. Potem, kiedy szukał wiceministra w Ministerstwie Sprawiedliwości, rozmawiał z kilkoma kandydatami, także z Dudą.
Potem to właśnie Ziobro wywalczył dla Dudy miejsce w kancelarii Lecha Kaczyńskiego. Widział w nim duży potencjał polityczny, uważał, że ktoś taki może się przydać w Prawie i Sprawiedliwości.
„Mógłbyś być moim synem” – takimi słowami miał Lech Kaczyński przywitać Andrzeja Dudę przy pierwszym ich spotkaniu. To dlatego że prezydent RP i ojciec dzisiejszego kandydata na prezydenta Krakowa urodzili się w tym samym, 1949 roku. Po kolejnym spotkaniu z Lechem Kaczyńskim Andrzej Duda został w styczniu 2008 roku prezydenckim prawnikiem. W wieku 36 lat, w niewiele ponad dwa lata od swego zaistnienia w polityce.
Mówi się, że Duda był bardzo zżyty z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Po katastrofie prezydenckiego samolotu Duda zaliczany był do najżarliwszych wyznawców wiary w zamach smoleński.
W 2010 roku Andrzej Duda został kandydatem Prawa i Sprawiedliwości w wyborach na prezydenta Krakowa. Przegrał te wybory. To wtedy poznał go Jarosław Gowin. Jako radny Andrzej Duda interweniował przede wszystkim w kwestiach komunikacji miejskiej, infrastruktury oraz mieszkań komunalnych, pustostanów i wysokości czynszów.
Wśród polityków PiS-u był lubiany. Miły, sympatyczny, grzeczny, nie wzbudzał specjalnych emocji. No, chyba że u tzw. ziobrystów, czyli ludzi związanych ze Zbigniewem Ziobrą. Ale też, kiedy Ziobro, Kurski i reszta opuszczali obrażeni szeregi Prawa i Sprawiedliwości, było dla nich jasne, że Andrzej Duda odejdzie z nimi. Nie odszedł. Jeden z polityków Prawa i Sprawiedliwości opowiadał nam swego czasu taką oto historię: „Był rok 2011, spotkanie klubu PiS poza Warszawą. To było to spotkanie klubu, na którym prezes nie dał dojść do mikrofonu Ziobrze. Już wtedy wiadomo było, że Ziobro z resztą szykują się do wielkiego odejścia, pewnie wiedział o tym także sam prezes. Po spotkaniu klubu była mała kolacja. Kaczyński siedział przy stoliku z kilkoma osobami, już nawet nie pamiętam z kim. Wtedy podszedł do niego Duda w tym swoim czarnym płaszczyku przed kolano i zaczął coś szeptać prezesowi do ucha. Pewnie zapewniał, że nie odejdzie, że nie ma z tamtymi nic wspólnego. Wyglądało to dość zabawnie i pewnie ludzie Ziobry też to widzieli. W każdym razie ja już wtedy wiedziałem, że Duda nie pójdzie za Zbyszkiem”.
Ziobro ponoć nigdy mu tego nie darował, chociaż dzisiaj zaprzecza, jakoby żywił urazę do Andrzeja Dudy i mocno wspierał go w kampanii w 2015 roku.
Wcześniej, w styczniu 2014 roku, Andrzej Duda został szefem kampanii Prawa i Sprawiedliwości w wyborach do Parlamentu Europejskiego, sam dostał bilet do Brukseli. W Parlamencie Europejskim należał do Partii Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Mandat europosła wygasł mu w dniu ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich – 25 maja 2015, ale też trochę niespodziewanie nawet dla polityków Prawa i Sprawiedliwości, Andrzej Duda wygrał z Bronisławem Komorowskim wyścig do Pałacu Prezydenckiego.
Stracie z Rafałem Trzaskowskim też nie było łatwe, prezydent Duda swoją reelekcje wygrał o włos.
– W drugiej kadencji prezydent odpowiada tylko przed Bogiem, historią i narodem i takie będzie to rządzenie – mówił na Podkarpaciu podczas kampanii wyborczej Andrzej Duda. Zapowiedział, że chce dalej nieść na barkach zobowiązanie, jakiego się podjął.
– Chcę tej kontynuacji jako następnego etapu działania dla Polski, dla rodziny, dla po prostu człowieka w naszym kraju – powiedział Duda.
Wydaje się, że druga kadencja będzie rzeczywiście kontynuacją pierwszej. W każdym razie, Andrzej Duda niczym nas nie zaskoczy.
Źródło: PolskaTimes