05 March, 2021

Każdy może poznać prywatne adresy najważniejszych polityków

Każdy może poznać prywatne adresy najważniejszych polityków

Sąd podał miejsca zamieszkania najważniejszych osób w państwie. Z internetu może je pobrać każdy.

 

Premier Mateusz Morawiecki, marszałek Sejmu Elżbieta Witek czy szef MSWiA Mariusz Kamiński to politycy znajdujący się pod szczególną ochroną służb. Mimo to ich prywatne adresy bez trudu można znaleźć w internetowej bazie Sądu Okręgowego w Warszawie.

 

Sąd ten prowadzi ewidencję partii politycznych. By przeczytać wpisy rejestrowe, nie trzeba zakładać żadnego konta ani wnosić opłat. Wystarczy wpisać nazwę partii w wyszukiwarce, by zobaczyć m.in. nazwiska partyjnych liderów wraz z ich prywatnymi adresami. Ściślej, chodzi o listę imion, nazwisk i adresów osób wchodzących w skład organów uprawnionych w statucie do reprezentowania partii na zewnątrz oraz do zaciągania zobowiązań majątkowych.

 

Pełna jawność

 

Długość listy różni się w zależności od partii. Np. w przypadku PO w ewidencji są tylko nazwiska i adresy przewodniczącego Borysa Budki i skarbnika Łukasza Pawełka. Z kolei SLD (obecnie występujący jako Nowa Lewica) podał dane trzech osób, w tym szefa – Włodzimierza Czarzastego.

 

Więcej informacji jest w przypadku PSL, gdzie można znaleźć adresy 21 osób, w tym prezesa Władysława Kosiniaka-Kamysza, wicemarszałka Sejmu Piotra Zgorzelskiego i marszałka województwa mazowieckiego Adama Struzika.

 

Prawdziwym rekordzistą jest jednak rządzące PiS. W ewidencji zamieściło adresy aż 36 osób, w tym najważniejszych polityków w Polsce.

 

Oprócz Morawieckiego, Witek i Kamińskiego to m.in. minister obrony Mariusz Błaszczak, wicepremier Piotr Gliński, wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki, była premier Beata Szydło i oczywiście prezes Jarosław Kaczyński. Na stronie sądu można znaleźć też adresy szefów partii koalicyjnych PiS: Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry i Porozumienia Jarosława Gowina.

 

Jerzy Dziewulski, były poseł i były szef ochrony prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, sytuację uważa za absurdalną. – Jak to się ma do systemu ochrony? – pyta. – Adresy zamieszkania takich osób są zazwyczaj doskonale znane w najbliższej okolicy. Jednak nie oznacza to, że muszą znać je osoby z całej Polski, które mogą pod taki adres np. wysłać pogróżki – komentuje.

 

Łatwą dostępnością swoich adresów zaskoczeni są też politycy, którzy o sprawie dowiadują się od „Rzeczpospolitej”. – Decydując się na aktywny udział w życiu publicznym, wiedziałem, z czym to się wiąże. Jednak pod adresem polityka mieszkają też często rodziny, których prywatność nie powinna być naruszana – mówi Jarosław Zieliński, były wiceszef MSWiA, którego adres ujawniono w danych PiS.

 

To zaproszenie w najlepszym przypadku do stalkingu, a w najgorszym do ataku – dodaje Ryszard Czarnecki, europoseł PiS, którego adres też ujawniono. – Posłowie podają swoje adresy w oświadczeniach majątkowych, ale te dane są potem zamazywane. Właśnie po to, by nie stwarzać zagrożeń – zauważa.

 

Adresy i numery PESEL zamazywane są też w sprawozdaniach finansowych partii, które publikuje PKW. Miejsca zamieszkania polityków można za to znaleźć w Internetowym Monitorze Sądowym i Gospodarczym, tworzonym przez prywatny podmiot na podstawie danych Ministerstwa Sprawiedliwości. Tam jednak trzeba się zalogować i wykupić dostęp

 

Dlaczego więc dane łatwo dostępne są na stronach sądu?

 

Zgodnie z art. 18 ust. 1 i 2 ustawy o partiach politycznych ewidencja partii jest jawna – wyjaśnia Sylwia Urbańska, rzecznik prasowy ds. cywilnych Sądu Okręgowego w Warszawie. – Każdemu przysługuje prawo otrzymania od sądu uwierzytelnionych odpisów i wyciągów z ewidencji i statutów partii politycznych. Oznacza to, że każdy, bez konieczności wykazywania interesu prawnego, może przeglądać ewidencję oraz teksty statutów – dodaje.

 

Czy rzeczywiście sąd musiał ujawnić dane? – Realizuje przepis ustawy o partiach politycznych, który jest dość jasny – komentuje dr hab. Arwid Mednis, ekspert od ochrony danych osobowych z Kancelarii Kobylańska Lewoszewski Mednis. Jego zdaniem problem leży po stronie ustawodawcy. – Z uwagi na potencjalne zagrożenia powinien zastanowić się nad zakresem ujawniania niektórych danych członków partii – dodaje.

 

Jerzy Dziewulski istnienie przepisu, na podstawie którego działa sąd, uważa za wpadkę. – Szkoda, że uwagi nie zwróciła na niego Służba Ochrony Państwa – mówi.

 

 

Źródło:  rp.pl

 

 

Podobne artykuły