Drugi złoty pociąg w Polsce. Badacz wpadł na sensacyjny trop

Podziemny tunel Źródło: Fotolia / TTstudio Złoty pociąg od lat rozpala wyobraźnię poszukiwaczy skarbów. Jak się okazuje, w Polsce mógł się znajdować więcej niż jeden taki skład. Grupa badaczy „Złoty pociąg 2025” sprawiła, że w Polsce na nowo odżyła legenda o pancernym składzie, który miał być rzekomo po brzegi wypełniony kosztownościami. Według potencjalnych poszukiwaczy, trzy wagony towarowe znajdują się we wnętrzu tunelu, który biegnie w stronę Zamku Książ na Dolnym Śląsku. Jak się okazuje, nie jest to jedyny złoty pociąg, który ma się znajdować na terenie województwa dolnośląskiego. Według legend pod górą Sobiesz w Karkonoszach miało się znaleźć aż dwanaście wagonów z drogocennymi przedmiotami oraz bronią. W legendę o pancernym pociągu mocno wierzył Władysław Podsibirski. Przedsiębiorca twierdził, że w latach 70. usłyszał od jednego z emerytowanych generałów UB, którego poznał w Sudetach, o tajemniczym pociągu, który miał się składać m.in. z trzech wagonów Goeringa z Prus Wschodnich oraz trzech wagonów Ericha Kocha i słynnego „złota Wrocławia”. Rzekomy funkcjonariusz UB miał stwierdzić, że pociąg zniknął w listopadzie 1944 roku w okolicach Piechowic na Dolnym Śląsku. Skład miał się zatrzymać w fabryce torped Karelma („Dynamit Nobel AG”). Stąd miało zostać ułożonych około 400 metrów torów kolejowych, które umożliwiłyby pociągowi wjechanie do wnętrza góry Sobiesz. Następnie wejście do masywu miało zostać zasypane a tory rozebrane, aby zamaskować wszelkie dowody świadczące o istnieniu pociągu. W późniejszych latach bezskutecznie mieli go poszukiwać Sowieci. Władysław Podsibirski przekonywał, że oprócz potwierdzenia od emerytowanego generała UB, dysponuje również zeznaniami Niemców oraz specjalnymi odręcznymi szkicami, na których dokładnie rozrysowane były mapy podziemi. Sugerował, że wartość ukrytych skarbów może przekraczać nawet 40 miliardów dolarów. Potencjalny odkrywca opowiadał m.in. historię Niemki, która pod koniec lat 40. wyjechała z Ziem Odzyskanych do Boliwii. To właśnie od niej miał otrzymać kontakt do żołnierza Wehrmachtu, który miał rzekomo brać udział w akcji ukrywania skarbów pod górą Sobiesz. Sprawa stała się na tyle poważna, że w 1995 roku potencjalny odkrywca podpisał umowę z Ministerstwem Finansów, na mocy której miał otrzymać 10 proc. wartości skarbów, które zostałyby odnalezione. Była to pierwsza (i jedyna do tej pory) tego typu umowa zawarta w naszym kraju. Wcześniej ówczesny minister środowiska Stanisław Żelichowski zgodził się na poszukiwania Pierwsze prace badawcze ruszyły trzy lata później. Zaangażowali się w nie m.in. dr Jacek Wilczur oraz archeolog Jacek Przeniosło. Chociaż Władysław Podsibirski zapewniał, że w trakcie wierceń natrafiono na betonowy strop, to ostatecznie prowadzone czynności nie potwierdziły występowania żadnych anomalii czy tuneli, które mogłyby wskazywać na ukryty w podziemiach złoty pociąg. W sprawę mocno zaangażował się UOP. Przedsiębiorca zarzucał urzędnikom, że próbują przewłaszczać dokumenty i plany dotyczące złotego pociągu. Spór w tej sprawie toczył się przez wiele lat i nie znalazł swojego finału.Złoty pociąg zlokalizowany. To drugi taki przypadek w Polsce
Nowy złoty pociąg. Tak wyglądały poszukiwania
Złoty pociąg w Karkonoszach. Tak go poszukiwano