02 September, 2025

Dolny Śląsk skrywa zaginiony skarb? Gorączka złota wybuchła już w PRL

Dolny Śląsk skrywa zaginiony skarb? Gorączka złota wybuchła już w PRL

Dolny Śląsk skrywa zaginiony skarb? Gorączka złota wybuchła już w PRL

Podziemny tunel Źródło: Fotolia / TTstudio Za czasów PRL wybuchła swoista gorączka złota. Wszystko za sprawą poszukiwań słynnego złota Breslau, które rozpalało wyobraźnię władz.

Po zakończeniu II wojny światowej w Polsce wybuchła swoista „gorączka złota”. Służby specjalne prowadziły zakrojone na szeroką skalę poszukiwania wszelkiego, co wartościowe – dzieł sztuki, biżuterii, złota.

Działania były prowadzone głównie na Dolnym Śląsku. Wybór akurat tego regionu nie był przypadkowy. Gdy niemieccy generałowie zrozumieli, że potęga Adolfa Hitlera powoli chyli się ku upadkowi, rozpoczęto przenoszenie kosztowności na tereny, które uznawano za bezpieczne.

Dolny Śląsk skrywa zaginiony skarb?

Jednym z poszukiwaczy był Władysław Jaromin, funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. To właśnie w jego ręce trafiły m.in. słynne akta Herberta Klosego. To właśnie ten Niemiec miał przekazać bezpiece, że pilnował skrzyń wypełnionych po brzegi złotem, które zostały umieszczone w podziemiach prefektury policji w Breslau.

– Bezpieka nie szukała wtedy skarbu. Podejrzewała Klosego „tylko” o wrogą działalność. To on w pewnym momencie sam podrzucił im temat ton złota wywiezionego podobno z Breslau. Zeznał, że brał udział w takim procederze. Powiedział to zapewne dlatego, że nie do końca wiedział, czego ubecy od niego chcą – myślał, że podejrzewają go o to, że był w Gestapo albo SS, bał się oskarżenia o zbrodnie wojenne – tłumaczył w rozmowie z Onetem Tomasz Bonek, autor książki „Zaginione złoto Hitlera”.

Aż do lat 70. nikt na poważnie nie potraktował tej historii. Dopiero gdy Władysław Jaromin przechodził na emeryturę, przekazał swoje ustalenia innemu SB-kowi – Stanisławowi Siorkowi.

Gorączka złota za czasów PRL

Z jego relacji wynikało, że na Dolnym Śląsku zdeponowano drogocenne skarby. W ostatnich dniach obrony Festung Breslau miały tam trafić złoto oraz depozyty banku w Częstochowie. Następnie wszelkie dobra miały zostać wywiezione w kierunku Jeleniej Góry i ukryte w tajemniczej skrytce. Obroną tego majątku miała się zajmować tajna niemiecka organizacja dywersyjna Werwolf. Część słynnego złota Breslau oraz depozyty ludności cywilnej miały również trafić do byłego opactwa cysterskiego w Lubiążu.

Stanisław Siorek próbował przez wiele lat przekonać aparat państwowy PRL do zajęcia się sprawą. Przychylność został dopiero wtedy, gdy służbami zaczął kierować generał Czesław Kiszczak. W 1980 roku gen. Jerzy Wojciech Barański, który stał na czele Głównego Zarządu Szkolenia Bojowego Wojska Polskiego, polecił oficerom przeprowadzenie szczegółowego rekonesansu.

Rok później gen. Wojciech Jaruzelski zatwierdził specjalną grupę, która miała się zajmować tylko i wyłącznie poszukiwaniem złota Breslau.

– W listopadzie 1982 roku z głębokości około dwóch metrów wydobył walcowaty pojemnik. W środku znajdowały się szczelnie ułożone wokół ścianki srebrne monety, a w środku były złote. Odkrywcę służby wojskowe zobowiązały do milczenia. Sprawę utajniono – opowiadał Tadeusz Kaletyn, szef Wojewódzkiego Ośrodka Archeologiczno – Konserwatorskiego.

Złoto Breslau. Jaruzelski uniknął procesu

W 1983 roku odkrywcy przekazali 89 monet śląskich do Muzeum Narodowego we Wrocławiu, jednak w środku nie było tych złotych.

Dziewięć lat później Prokuratura Warszawskiego Okręgu Wojskowego umorzyła sprawę z uwagi na przedawnienie. Procesu uniknął m.in. gen. Wojciech Jaruzelski.

W ocenie prokuratora służby prowadziły „poszukiwania złota Breslau nielegalnie, ponieważ nie mieli chociażby zezwolenia konserwatora zabytków”. Co ciekawe, podczas procesu wyszło na jaw, że w lubiąskim ogrodzie znajdowały się 1353 monety złote i srebrne. Złota Breslau ekipa pod wodzą Czesława Kiszczaka nigdy nie znalazła.

Podobne artykuły