Rewelacje męża Beaty Klimek, siostrzenica reaguje. Chodzi o niemieckie roszczenia

Zaginiona Beata Klimek Źródło: Policja / canva.com – Czy żona się zapożyczyła, żeby oddać te pieniądze? – pyta Jan K., mąż zaginionej 47-latki, poruszając nowy wątek w sprawie. Do słów mężczyzny odniosła się siostrzenica pani Beaty. Poszukiwania Beaty Klimek trwają już pół roku. Pod koniec marca śledczy po raz kolejny przeszukali posesję zaginionej kobiety i jej męża, ale dotychczas nie doszło do przełomu w sprawie. Jan K. (nie wyraża już zgody na podawanie pełnego nazwiska – red.), mąż 47-latki, w rozmowie z portalem fakt.pl przekazał, że do zaginięcia pani Beaty mogły przyczynić się problemy finansowe, a konkretnie spore zadłużenie w niemieckim Urzędzie Rodzinnym. — Jak zacząłem pracować w Niemczech w 2021 r., to moja żona załatwiła sobie Kindergeld (niemiecki zasiłek rodzinny wypłacany na dzieci — red.), a ja jej dostarczyłem wszystkie potrzebne do tego dokumenty. Ale oprócz tego, załatwiła sobie też 500 plus w Polsce i pobierała świadczenie na dzieci zarówno polskie, jak i niemieckie — stwierdził Jan K. Mężczyzna jednocześnie podkreślił, że on sam na początku nie wiedział, że jego żona, jak twierdzi, pobierała świadczenie na dzieci w obu krajach. — Dowiedziałem się o tym dopiero w sierpniu 2023 r., czyli w momencie, jak zrezygnowałem z niemieckiego świadczenia. Żona nie powinna była w ogóle otrzymywać polskiego 500 plus, ponieważ ja dostawałem całe świadczenie niemieckie, tj. 250 euro na dziecko, czyli w sumie otrzymywaliśmy 750 euro na troje dzieci (prawie 3 tys. 200 zł). I jak w 2023 r. zrezygnowałem z pracy u Niemca, to zgłosiłem w niemieckim urzędzie, że rezygnuję też z Kindergeld. Wyjaśniłem, że wyprowadziłem się z domu i że mam z żoną rozdzielność majątkową — kontynuował Jan K. Jak wynika z jego relacji, niemiecki Urząd Rodzinny miał dopatrzeć się nieprawidłowości i na początku 2024 r. Niemcy odezwali się do niego z informacją, że do zwrotu jest ok. 7,5-8 tys. euro. On sam miał wtedy dostarczyć odpowiednie dokumenty i wówczas dostać potwierdzenie z niemieckiego urzędu, że wobec niego nie będą wysuwane żadne roszczenia w sprawie spłaty zadłużenia, ale ma wskazać, kto pobierał świadczenie w Polsce. Mężczyzna domyśla się, że prawdopodobnie wtedy pani Beata zaczęła dostawać upomnienia o zwrot pieniędzy, ale jednocześnie przyznaje, że nie znalazł żadnych dokumentów w domu. – Czy żona się zapożyczyła, żeby oddać te pieniądze? Nie wiem. Nie wiem też, czy ona w ogóle zwróciła te pieniądze, bo nie rozmawiałem z nią na ten temat. Ale może to ma jakiś związek z jej zniknięciem, bo — tak jak mówiła jedna z sąsiadek — ktoś podobno obserwował dom. Ja zgłosiłem to wszystko policji – przekazał Jan K. Fakt.pl skontaktował się z siostrzenicą zaginionej kobiety, aby odniosła się do słów męża pani Beaty. – Po tym jak Jan odszedł od rodziny, przez pewien czas nie płacił cioci pieniędzy na dzieci. Wychodzi na to, że Jan pobierał wtedy Kindergeld i nie przelewał tych pieniędzy właśnie dla dzieci. W związku z tym ciocia, nie dostając gotówki, po pewnym czasie złożyła dokumenty o 500 plus i znalazła pracę. Więcej nie wiem na temat finansów w tej kwestii – skomentowała Ola Klimek. Kobieta zaznacza także, że jest zdzwiona, że dopiero teraz Jan K. podnosi tę kwestię. – Janek sugerował na początku, że ciocia wsiadła do białego busa, później, że uciekła do Niemiec do kochanka, a teraz, że miała uciec przez problemy finansowe. Niedorzeczne dla mnie są te zmiany tłumaczeń — dodała Ola Klimek. Podkreśliła także, że nie wie o żadnym piśmie z Niemiec, w którym urząd miałby rzekomo domagać się zwrotu pieniędzy od pani Beaty.Zaginięcie Beaty Klimek. Mąż kobiety o roszczeniach z Niemiec
„Czy żona się zapożyczyła, żeby oddać te pieniądze? Nie wiem”
Nowy wątek w sprawie Beaty Klimek. „Niedorzeczne dla mnie są te zmiany tłumaczeń”