28 December, 2024

Trafił do wrocławskiego więzienia, po trzech dniach zmarł. Wstrząsające relacje świadków

Trafił do wrocławskiego więzienia, po trzech dniach zmarł. Wstrząsające relacje świadków

Trafił do wrocławskiego więzienia, po trzech dniach zmarł. Wstrząsające relacje świadków

Zakład Karny nr 1 we Wrocławiu Źródło: Wikimedia Commons / Wiśnia 40-letni mężczyzna zmarł po trzech dniach od zatrzymania. Dziennikarze dotarli do wstrząsającej relacji świadków wydarzeń z Zakładu Karnego nr 1 we Wrocławiu. – Świetlica była we krwi, podobnie jak korytarz i schody – usłyszała „Gazeta Wrocławska”.

Damian Chmiel został zatrzymany 26 sierpnia w związku z niepłaceniem alimentów. Szybko trafił do więzienia na Kleczkowskiej we Wrocławiu. Tam miał spędzić cztery miesiące. Trzy dni później zmarł.

Matka najpierw usłyszała o samobójstwie. Kolejna wersja była inna

Według pierwszych informacji 40-latek miał wdać się w bójkę, a następnie popełnić samobójstwo. Taką też wersję usłyszeć miała Dorota Chmiel, matka mężczyzny. Kobieta od początku mówiła, że w to nie wierzy.

Kolejna wersja, którą usłyszała Dorota Chmiel, była znacznie inne. Dyrektor zakładu karnego we Wrocławiu miał powiedzieć kobiecie, że jej syn stracił przytomność w trakcie transportu do więzienia. – Zabrali go do szpitala, ale wszystko było w porządku, więc wzięli go z powrotem do zakładu – wspominała na początku grudnia rozmowę kobieta cytowana przez wrocławską „Wyborczą”.

– Potem miało być tak, że jak strażnik otworzył drzwi, to Damian zasłonił się torbą i zaczął uciekać po korytarzu. Oni go obezwładnili, skuli i pytają, czy się uspokoi. Rozkuli go, znowu wpadł w szał, to drugi raz go skuli. I znowu pytają, czy będzie spokojny. A jak powiedział, że tak, to go rozkuli. Nic mi się w tym nie zgadzało. Czułam się, jakbym rozmawiała z dzieckiem – mówiła Dorota Chmiel.

Anonimowy list rzucił inne światło na sprawę śmierci Damiana Chmiela

Największe nieścisłości w sprawie wyszły na jaw w połowie listopada, kiedy to do wpierającej osoby poszkodowane przestępstwami, skazanych i ich rodziny fundacji Freedom-24 przyszedł anonimowy list, w którym opisano zdarzenia z dnia śmierci 40-latka.

Mężczyzna w trakcie podawania leków przez pielęgniarkę miał wybiec z celi, bo po chwili zostać zatrzymanym przez strażników. „Chłopak leżąc na ziemi był bity. Funkcjonariusz, który doprowadził do jego śmierci, skakał mu po głowie. Funkcjonariusze, którzy doprowadzili do tragedii, zostali zawieszeni, nie wiadomo na jaki czas. Sprawa jest zamiatana pod dywan” – napisano w anonimowym liście.

„Gazeta Wrocławska” publikuje wstrząsające relacje świadków

Do podobnych relacji dotarła „Gazeta Wrocławska”. W sobotę przedstawiła ona opowieści osób, które miały widzieć zdarzenia z tamtego dnia. Ich zdaniem mężczyzna miał nie zostać odpowiednio przeszkolony w kwestii tego, jak zachowywać się, kiedy pielęgniarka przynosi leki.

To właśnie z tego miało wynikać opuszczenie przez 40-latka celi. – Cały czas coś go trzęsło. Faktycznie, zrobił krok za drzwi, ale to nie była próba ucieczki. Po prostu zamiast stanąć w kolejce jak pozostali osadzeni, stanął przy tych drzwiach i prosił o leki. W ten sposób wystraszył główną pielęgniarkę – mówi gazecie rozmówca.

Wtedy też mężczyzna miał zostać szturchnięty przez oddziałowego i zareagować na to odepchnięciem, po czym wybiec z celi na dobre. – Po krzyku pielęgniarki zaraz zlecieli się oddziałowi. Łącznie to było kilka osób, chyba siedem. Nie wiem, czy on chciał uciec po tych schodach, czy się tam schronić, ale tu go dorwali – słyszy „Gazeta Wrocławska”.

Strażnicy, którzy pojawili się na miejscu, mieli zacząć szarpać 40-latka. – Był bity. Krzyczał. Na pewno dostał od jednego z oddziałowych potężnego kopa. To trwało dobre 10 minut – relacjonuje świadek.

Damian Chmiel miał zostać przeciągnięty po ziemi. Strażnicy mieli „wjechać jego głową w drewniane drzwi do gabinetu psychologa”. W samym gabinecie też miał być bity. Potem trafić miał na świetlicę. Zdaniem rozmówców gazety tam mężczyzna miał być już bezwładny.

– Świetlica była we krwi, podobnie jak korytarz i schody. Wyznaczeni osadzeni musieli to sprzątać, chociaż ludzie z oddziału 1B i 2B krzyczeli, żeby tego nie robić, zanim przyjedzie prokurator. Bali się, że tamci zatrą ślady. Tylko, że wtedy wyznaczeni więźniowie zostaliby ukarani – cytuje świadka „Gazeta Wrocławska”.

Prokuratura prowadzi śledztwo w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci

„Gazeta Wrocławska” o relacje świadków zapytała służbę więzienną. „Czynności prowadzone przez zespół specjalistów będą odwieszone po zakończeniu czynności prokuratorskich. Ze względu na dobro prowadzonego śledztwa nie udzielamy szerszych informacji mogących mieć wpływ na jego przebieg i ostateczne rozstrzygnięcia” – dowiedziała się w oświadczeniu redakcja.

W sprawie prowadzone jest śledztwo prokuratury. Dotyczy ono nieumyślnego spowodowania śmierci. Z opublikowanych 12 grudnia wyników sekcji zwłok mężczyzny wiadomo, że ekspertyza nie wykazała zmian chorobowych ani urazowych, który mogłyby tłumaczyć śmierć.

Wiadomo za to, że próbki krwi i moczu mężczyzny wykazały metaamfetaminę i amfetaminę oraz śladowe ilości innych substancji, co wynikać może z przyjmowanych leków. Pełna dokumentacja zdrowotna została przekazana biegłym, którzy swoją opinię mają przedstawić prokuraturze w ciągu najbliższych dwóch, trzech miesięcy.

Podobne artykuły