Wkrótce o sprawie Iwony Wieczorek znów zrobi się głośno. „Niektóre osoby pominięto. Pokażemy ogrom nowych informacji”
Marzena Tarkowska, „Wprost”: 30 czerwca ukazał się nowy serial dokumentalny „Sprawa Iwony Wieczorek” na platformie Viaplay. Czy twórcy zaprosili cię, żebyś się wypowiedział?
Mikołaj Podolski: Tak, odmówiłem, ponieważ od paru lat nie pokazuję się przed kamerami. Kilka razy rozmawiałem z nimi jednak przez telefon, ale nieoficjalnie.
Myślę, że wykonali dobrą robotę. Jest tam tylko parę drobnych nieścisłości, choć może bardziej z winy paru rozmówców. Dobrze, że taki obraz powstał. Podstawowe wątki są ukazane w dość klarowny sposób, szczególnie dla osób, które nie potrafią lub nie mogą śledzić tej sprawy na bieżąco, co jest zresztą bardzo trudne, bo ciągle się coś dzieje.
Oglądając serial, widzimy też poziom komplikacji tej sprawy. Kiedy ponad 10 lat temu widziałam wiele razy w telewizji mężczyznę z ręcznikiem idącego za Iwoną, scenariusz układał się w głowie sam: młoda kobieta weszła do lasu, tam została zgwałcona albo porwana.
Nadal nie można tego wykluczyć, chociaż jest to mało prawdopodobne. Mężczyzna z ręcznikiem nadal jest dla mnie „iksem”, bardzo tajemniczą postacią. Nie mamy nawet pewności, że to był ten Teodor, którego odnaleziono w grudniu zeszłego roku. Archiwum X milczy, nawet na temat podstawowych wątków.
W sprawie Iwony najlepiej spojrzeć na mapę. Wszystkim zainteresowanym zawsze to podpowiadam, bo wtedy sami odrzucą wiele scenariuszy.
Np. gdy już szła deptakiem, przez całą drogę żaden kierowca nie mógł jej wciągnąć do samochodu. Nie było takiej możliwości. Dopiero wychodząc z Parku Reagana w Gdańsku miała jedno przejście do pokonania. Nie można było jej też niezauważenie śledzić. Ludzie dopowiadają sobie różne możliwości, również takie, że ktoś wziął ją na jakiś jacht, ale w pobliżu nie było żadnego miejsca, w którym cumowały jachty. Było tylko tam, skąd wyszła, czyli przy molo w Sopocie. Dalej już dopiero w porcie w Gdańsku, gdzie raczej nie dotarłaby sama pieszo.
To wszystko będziemy starali się wyjaśnić razem z Martą w książce. To bardzo trudna i wielowątkowa sprawa, według mnie jedna z najtrudniejszych w Polsce.
Poświęciłeś Iwonie Wieczorek kilkadziesiąt artykułów, napisałeś też książkę „Łowca Nastolatek”, której wątki mają punkty wspólne ze sprawą najsłynniejszego zaginięcia w Polsce. Czy według ciebie krakowskie Archiwum X jest bliżej jej rozwiązania? Ostatnią „dużą” informacją medialną był zarzut utrudniania śledztwa dla kolegi Iwony, Pawła P.
Ten zarzut w żaden sposób nie łączy się z zaginięciem, dotyczy mataczenia. Według mnie, gdyby Archiwum X miało cokolwiek na Pawła, choćby włos czy ślad krwi, zostałby już aresztowany do sprawy Iwony. Teraz Paweł P. ma zasądzony areszt zupełnie z tym niezwiązany (dotyczący przestępstw karnoskarbowych – red.).
Pracując nad książką o Iwonie przekonałem się jednak, jak bardzo w ostatnich latach napracowali się śledczy z Archiwum X. Myślę, że nie zdradzę tutaj żadnej tajemnicy mówiąc, że wykonali kawał solidnej roboty i sprawdzili masę wątków. Ja też docieram do różnych nieznanych wcześniej tematów i osób, które się poukrywały albo bardzo trudno do nich dotrzeć. Próbuję z nimi rozmawiać i okazuje się, że w przeciągu dwóch czy trzech ostatnich lat Archiwum X też do nich dotarło. Jednak wciąż nikt nie usłyszał zarzutów za przyczynienie się do zniknięcia Iwony. Śledczy nie odpowiadają na żadne pytania, wszystko utrzymują w tajemnicy. Nawet tym dziennikarzom, którzy są z nimi w bardzo dobrych relacjach, trudno wyciągnąć od nich cokolwiek nowego. Co więcej, od kilku lat dziennikarze oficjalnie nie mają dostępu do akt sprawy.
Myślę, że prokuraturze brakuje jednego elementu, by połączyć efekty swojej pracy.
Nie mówię nawet o wątku Pawła, ale o kilku. Według mnie na udział Pawła zaginięciu w tej chwili nie ma żadnego dowodu. Życzę śledczym jak najlepiej, niech znajdą dowód.