Uwaga! TVN: Zgotował piekło swoim dzieciom. „Tata pije i podnosi na nas rękę”
„Ja, Julia i Dominik nie czujemy się dobrze w domu. Tata nadużywa alkoholu, zdarza się, że podniesie rękę na Dominika. Często byliśmy głodni, nie mieliśmy kanapek do szkoły. Mieliśmy wsparcie u siostry, która robiła nam kanapki i je przynosiła”, to fragment listu nadesłanego do Uwagi! TVN.
– Nie mają w nikim wsparcia, nie mają z kim porozmawiać w domu, muszą tylko siedzieć w pokoju – mówi Klaudia, starsza siostra rodzeństwa.
Uwaga! TVN: Alkohol zabrał mi rodzinę
Julia i Dominik to najmłodsze spośród siedmiorga rodzeństwa. Starsze siostry i bracia są już samodzielni, natomiast 12-letni bliźniacy są wychowywani przez ojca i jego konkubinę. W czerwcu tego roku dzieci zaczęły skarżyć się na złe traktowanie. – Julcia skarżyła się, że o 5 rano musi wstać, po to, żeby dać kotom karmę. Jeżeli było co jeść, to jedli śniadanie, jeżeli nie, to wychodzili do szkoły bez śniadania – przywołuje Natalia, starsza siostra rodzeństwa.
– Przynosiłam im kanapki, a jak przychodzili do mnie, to robiłam im śniadanie, żeby jeszcze u mnie zjedli – opowiada Klaudia. I dodaje: – Jak dzieci były u mnie, to zobaczyłam, że są zawszawione. Kupiłam szampony, żeby się tego pozbyć. Po prostu warunki są tam u nich straszne, niegodne, żeby tam mieszkać.
– Młodsze rodzeństwo, które tam zostało, Weronika, Dominik i Julka pisali do mnie, że nie chcą tam mieszkać. Mówili, że ta kobieta znęca się nad nimi psychicznie, a tata fizycznie. Często byli bici – mówi Natalia.
Sytuacją najmłodszych dzieci zainteresowała się także biologiczna matka. W przeszłości, ze względu na problemy alkoholowe, kobieta utraciła prawa do wszystkich dzieci. – Alkohol zabrał mi rodzinę. Nie miałam z dziećmi żadnego kontaktu – ubolewa pani Edyta. – Kiedy zdecydowałam się skończyć z piciem, to poszłam na terapię. Nie piję już alkoholu wcale i nie chciałabym do tego wrócić. Chciałam odzyskać dzieci. Żeby te najmłodsze dzieci miały już spokój – dodaje biologiczna matka.
Co na to szkoła?
Dzieci zdecydowały się powiedzieć o swojej krzywdzie dyrekcji szkoły. – Stwierdziły, że nie chcą wracać autobusem, bo w domu jest źle i obawiają się, co może je tam spotkać. Dlatego od razu zadzwoniłem na policję – mówi Sławomir Moczydłowski, dyrektor szkoły podstawowej w Goniądzu.
– Byłem tym wszystkim zaskoczony, bo nie było sygnałów, że coś niepokojącego się dzieje. Pedagog szkolny prawie codziennie rozmawiał z tymi dziećmi. Dzieci mają prawo pójść do pedagoga i korzystały właśnie z tego prawa. Był w szkole ich ojciec i rozmawiał z panią pedagog – dodaje.
„Płaczą wieczorami, że muszą tam być”
– Bardzo się o nie martwię o bliźniaków. Myślę, że mają jeszcze gorzej niż ja miałam, bo ja pamiętam jeszcze dobre chwile, a myślę, że oni już nie pamiętają żadnych dobrych chwil. Mają jedynie przed oczami te, w których było bardzo źle – uważa Natalia.
– Płaczą wieczorami, że muszą tam być, że nie mogą się spotykać z biologiczną mamą. Że mają utrudniony ze mną kontakt – dodaje Klaudia.
Reakcja ojca dzieci na zarzuty
– Puściłem dzieci na długi weekend, na Boże Ciało, do Białegostoku, do córki. Nagadali im, pomieszali w głowach. Własne dzieci oskarżają ojca, nieprawdopodobne – dziwi się mężczyzna. I dodaje: – Chciałem, żeby było im jak najlepiej.
Kiedy podczas rozmowy z reporterką ojciec Julii i Dominika na chwilę odszedł, sytuację postanowiły wykorzystały dzieci. Chłopiec powiedział o przemocy domowej. Jak wyznał, od dawna był bity przez ojca, lecz bał się powiedzieć o tym policji.
Ojciec chłopca twierdzi, że nigdy nie uderzył syna. – Mogłem postraszyć. Postraszyć, że nie pojedzie na wakacje, jak się nie będzie uczył. Tylko jedynie to – zapewnia.
Pomoc społeczna rusza do akcji
Rodzina objęta jest opieką ośrodka pomocy społecznej. Po ujawnieniu przemocy służby wzmożyły nadzór. Sytuacja dzieci wydaje się jednak trudna. – W domu mają czysto. W lodówce jest jedzenie. Dzieci są bezpieczne – twierdzi Elżbieta Purta z Ośrodka Pomocy Społecznej w Goniądzu.
Urzędnicy wiedzą jednak, że sprawa przemocy była zgłaszana na policję. – My tego nie potwierdzamy, zawiadomiliśmy sąd i to już sprawa dla sądu – ucina Elżbieta Purta. – Staram się, jak mogę i służby mi pomagają. Nie mam sobie nic do zarzucenia, żebym źle wychowywał dzieci – stwierdza ojciec bliźniaków.
Jednak zdaniem doktor Aleksandry Piotrowskiej dzieci wymagają pomocy. – Obraz tego domu jest naprawdę przerażający. Wydaje się, że nawet jeżeli nie mamy pewności, jak przedstawia się sprawa przemocy fizycznej w tym domu, to bez wątpienia mamy do czynienia z zaniedbaniem dzieci – uważa psychoterapeutka. – Przypominam: Przemoc, to nie tylko bicie, ale przemoc to także stwarzanie atmosfery niechęci, wrogości. Te dzieci mają skończone 12 lat – sąd powinien wysłuchać ich opinii i poglądów – zaznacza.
Co dalej z dziećmi?
Informacje na temat przemocy, o której opowiedział 12-latek, przekazaliśmy sądowi rodzinnemu, który badając sytuację dzieci, rozważa pieczę zastępczą.
– Obawiam się, że jest tam nastawianie ze strony starszych dzieci. [Młodsze – red.] dzieci rozmawiały z policją, mam taką notatkę. Nigdy nie miały śladów przemocy. Kiedy przyjeżdżał kurator, kiedy przychodziły służby, to nigdy niczego nie powiedziały – mówi Agnieszka Skrodzka z Sądu Rejonowego w Grajewie.
– Kiedy dzieci zostaną umieszczone w placówce, to będą miały wsparcie psychologiczne i pedagogiczne. W sprawie o znęcanie, dziecko będzie przesłuchiwane przez sąd karny w obecności sędziego i psychologa – dodaje sędzia Skrodzka.
Czytaj też:
Trzyletnie dziecko zmarło w żłobku. Maluch miał zakrztusić się winogronemCzytaj też:
Zatrzasnęła dziecko w rozgrzanym aucie. Ważna była każda minuta