Uwaga! TVN: Chcieli pomóc córce, teraz sami mają problemy. „Nie mieści mi się to w głowie”
– Córka na placu zabaw w przedszkolu doznała szoku anafilaktycznego. Alergenem był stary, zbutwiały po zimie liść, którym dziecko bawiło się z koleżanką w zupę – opowiada Katarzyna Kos. – W momencie gdy dzieci wróciły do sali, u Oli zaczął się straszny kaszel i wysypka. Nigdy wcześniej nie było czegoś takiego. Zapytałam, czy to nie jest powód do wezwania karetki. Wychowawczyni powiedziała, że trudno jest jej ocenić i mam przyjechać – dodaje.
„Przedszkole nie wezwało pogotowia”
– Przedszkole nie wezwało pogotowia – zaznacza pani Katarzyna. Kiedy kobieta pojawiła się na miejscu, jej córka była cała czerwona. – I pokryta różnego rodzaju bąblami. Jak podniosłam bluzeczkę to nie było tam normalnej, czystej skóry, cała była czerwona. Kaszlała. Miała też trudności w oddychaniu. Wzięłam dziecko ze sobą, lekarz przyjął nas najszybciej, jak to było możliwe. Od razu padły słowa, że to szok anafilaktyczny i podano adrenalinę.
Uwaga! TVN: Dlaczego przedszkole odmówiło podania adrenaliny?
Lekarze zalecili, aby w pobliżu dziecka zawsze znajdował się niezbędny lek. Kłopot w tym, że przedszkole odmówiło podawania adrenaliny oraz pozostawiania jej na terenie placówki. – Podanie adrenaliny jest śmiesznie proste. Trzeba zdjąć zawleczkę i silnym ruchem podać ją w nogę. Trzeba policzyć do 10 i jest po wszystkim, zastrzyk został wykonany – tłumaczył w rozmowie z reporterką Uwagi! alergolog dr Leszek Olchownik.
Jak dalej potoczyła się sprawa Oli?
– Drogą mailową otrzymaliśmy wypowiedzenie umowy ze skutkiem natychmiastowym. Powoływano się na brak dokumentacji medycznej, na złamanie statutu przedszkola, w momencie, gdy na terenie placówki zostawiliśmy niebezpieczną substancję, jaką jest adrenalina– opowiada pani Katarzyna.
Rodzinę spotkały kolejne przykrości
– Otrzymałam telefon z MOPS-u. Pani, która do mnie telefonowała, zapraszała nas na spotkanie, mnie i męża w dwóch oddzielnych terminach, ponieważ zostaliśmy oskarżeni o przemoc psychiczną. O znęcanie się psychiczne nad córką – opowiada pani Katarzyna.
– Na spotkaniu w MOPS-ie zostały zadane mi pytania, na przykład, czy kiedykolwiek wykręcałam dziecku ręce, czy kiedykolwiek zmuszałam ją do zażywania alkoholu czy narkotyków, czy biłam dziecko. To były rzeczy, które wywołały u mnie płacz – przyznaje matka Oli.
W związku ze zgłoszeniem dotyczącym znęcania się nad dzieckiem oraz procedurą Niebieskiej Karty, sprawą zajęły się też policja i sąd rodzinny. – Jak trafia do nas Niebieska Karta, jesteśmy zobligowani, żeby spotkać się zarówno z ofiarą, jak i domniemanymi sprawcami. Po to spotykamy się z ludźmi, by spytać, czy rzeczywiście do tego dochodziło – tłumaczy Robert Kucicki z MOPS-u.
– Jestem w wielkim szoku, wszyscy jesteśmy w szoku, bo zarzuty są całkowitą nieprawdą, kłamstwem. Uderzają w naszą reputację, również, dlatego, że sama jestem nauczycielem i pracuję z dziećmi. Nie mieści mi się w głowie, że dyrekcja przedszkola może do czegoś takiego się posunąć – mówi pani Katarzyna.
Zastrzeżenia innych rodziców
Po emisji pierwszego reportażu do redakcji Uwagi! TVN zgłosili się inni rodzice żalący się na placówkę. – Zdarzały się takie sytuacje, w których, na przykład, nie byli informowani rodzice o tym, że coś się wydarzyło. Na przykład dziecko zostało uderzone karuzelą i doznało urazu, a nie wezwano pogotowia. Usprawiedliwiając, że dziecko nie narzekało na ból – opowiada jeden z rodziców.
– Moje dziecko było z orzeczeniem Aspergera. Nie została udzielona mu żadna pomoc, czyli nauczyciel wspomagający. Sama, na własny koszt, szukałam takiego nauczyciela i podsyłałam takich ludzi, ale pani dyrektor twierdziła, że nie są na tyle wykwalifikowani – opowiada jedna z matek. I dodaje: – Dostałam informację od jednej z mam, że moje dziecko zamykane jest w łazience. Poszłam do przedszkola, zostało wytłumaczone, że taka sytuacja nie miała miejsca. Ale sama słyszałam krzyki w stronę mojego dziecka, stojąc pod drzwiami.
Dyrekcja przedszkola nie chce rozmawiać z dziennikarzami, tymczasem do placówki wkroczyli kontrolerzy kuratorium oświaty.- W ramach kontroli stwierdziliśmy kilka nieprawidłowości, część to istotne nieprawidłowości m.in. kwestia wypisania dziecka z przedszkola przez dyrekcję przedszkola – komentował Andrzej Kulmatycki z Kuratorium Oświaty i Wychowania w Warszawie.
– Jest to przedszkole publiczne, pomimo tego, że jest prowadzone przez osobę inną niż jednostka samorządu terytorialnego. W związku z tym, to skreślenie z listy wychowanków dziecka powinno nastąpić decyzją. Stwierdziliśmy też, że w przypadku dwóch zatrudnionych nauczycieli nie były spełnione wymagane kwalifikacje – dodawał.
Kim są właściciele przedszkola?
Według ustaleń Uwagi! TVN, założycielami placówki, oraz sześciu innych przedszkoli, są dwaj przedsiębiorcy działający w branży budowlanej. Trzy z placówek prowadzonych przez biznesmenów na terenie gminy Piaseczno, są w pełni finansowane ze środków publicznych. Mimo naszego zaproszenia, właściciele przedszkoli odmówili spotkania z nami.
– To przedszkole istnieje na terenie gminy od 2015 roku. Nigdy nie było sygnałów świadczących o tym, że jest niewłaściwie prowadzone. Nigdy nie było skarg – mówi Hanna Kułakowska-Michalak, zastępca burmistrza gminy Piaseczno. – Nie bardzo mogę podjąć jakiekolwiek kroki, bo tym zajmuje się kuratorium. Skoro przedszkole dostało zalecenia i wskazania, to będzie musiało się z nich wywiązać – dodaje Hanna Kułakowska-Michalak.
W tej sytuacji rodzice Oli postanowili znaleźć dla córki inne przedszkole. – I znaleźliśmy. Podczas rozmowy z nową dyrekcją od razu poruszony był temat adrenaliny. Nie było żadnych przeciwwskazań, żeby taką adrenalinę przynieść i przechowywać ją przy córce. Ola zaczęła uczęszczać do tego przedszkola – mówi pani Katarzyna.
Czytaj też:
Urwał się kontakt z pilotem śmigłowca, trwały poszukiwania. Szokujący zwrot akcjiCzytaj też:
Panna młoda zginęła kilka godzin po ślubie. „Ta tragedia rozrywa mi serce”