Trzaskowski i Nawrocki nie mają wyjścia. To przesądzi o wyniku wyborów

Karol Nawrocki, Rafał Trzaskowski Źródło: WPROST.pl / Igor Zadęcki, PAP/Jarek Praszkiewicz Zaledwie kilkaset tysięcy głosów może przesądzić o wynikach wyborów. Sprawdziliśmy, co Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki mogą zrobić, aby przekonać do siebie Polaków. Wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich były dla wielu sporym zaskoczeniem. Wystarczyło jednak nieco dokładniej przyjrzeć się przedwyborczym sondażom, aby zauważyć trend, który pokazywał, że bezpieczna przewaga Rafała Trzaskowskiego z początku kampanii zaczyna topnieć, natomiast Karol Nawrocki jest na fali wznoszącej. Wyraźnie widać było również wzrost popularności kandydatów z dalszej części stawki. Na dziewięć dni przed głosowaniem ostateczny rezultat wyborów pozostaje wielką niewiadomą. Nie ma jednak wątpliwości, że będzie to rywalizacja „na żyletki”. O tym, kto ostatecznie zostanie gospodarzem Pałacu Prezydenckiego, może przesądzić zaledwie kilkaset tysięcy głosów. Dwa tygodnie między pierwszą a drugą turą wyborów to zarówno dla środowiska KO, jak i PiS wyjątkowo gorący czas. Na radykalne kroki jest zdecydowanie zbyt mało czasu, więc sztaby obu kandydatów stawiają przede wszystkim na to, aby zmobilizować po swojej stronie jak największą część elektoratu. Walka toczy się w dużym stopniu o głosy niezdecydowanych, których według sondażu SW Research dla Wprost.pl jest aż 13,6 proc. – To oni zdecydują. To fenomen socjologiczno-psychologiczny, bo wyborcy kandydatów ze skrajnych stron sceny politycznej zastanawiają się, na kogo oddadzą głos a to nie są proste przepływy – tłumaczyła prof. Agnieszka Kasińska-Metryka w rozmowie z Magdaleną Frindt z Wprost.pl. Rezultaty tych „skrajnych kandydatów” spoza dwóch największych partii- w szczególności Sławomira Mentzena i Grzegorza Brauna, ale również Adriana Zandberga – to w dużej mierze efekt poparcia ze strony najmłodszych wyborców. Głosujący w wieku 18-29 wyraźnie pokazali, że mają dość duopolu KO-PiS i partyjnych przepychanek między Donaldem Tuskiem i Jarosławem Kaczyńskim, które trwają w Polsce nieprzerwanie od blisko 20 lat. Do tak dobrych wyników przyczyniła się z pewnością mocno dynamiczna kampania prowadzona przez polityków Konfederacji i Razem. Sztabowcy obu kandydatów wykorzystali możliwości, jakie dają social media, aby dotrzeć ze swoim przekazem do najmłodszych wyborców. TikTokowe filmiki Sławomira Mentzena czy posty publikowane na związanym z Adrianem Zandbergiem instagramowym koncie Razem Core generowały ogromne zasięgi.Wybory 2025. Ta grupa zadecyduje o wyniku?
Tak Mentzen i Zandberg zdobyli serca wyborców
Polacy mają dość KO i PiS?
Obaj kandydaci ukazywali się jako „antysystemowcy, którzy chcą rozbić duopol”. Stawiali na prosty przekaz, i nie kreowali się na kogoś, kim nie są. Ta autentycznośći wyrazistość została doceniona przez młodych wyborców.
Dodatkowo, to właśnie ci dwaj kandydaci najmocniej podkreślali w swojej kampanii kwestie problemów mieszkaniowych czy odnajdywania się na rynku pracy, które są bolączką wielu młodych ludzi. Politykowi Konfederacji nie zaszkodziła nawet deklaracja, która padła podczas rozmowy z Krzysztofem Stanowskim, że chciałby, aby studia w Polsce były płatne.
Abstrahując od tego, czy zgadzamy się z poglądami Zandberga i Mentzena, nie można nie zauważyć, że obaj politycy umieli wywołać społeczne emocje czyli to, czego ewidentnie zabrakło po stronie Rafała Trzaskowskiego. Wiece organizowane przez partię Razem, podczas których hitem była wpadająca w ucho piosenka „Głosuję na Adriana”, bardziej przypominały imprezy niż partyjne spotkania.
Trzaskowski i Nawrocki pominęli młodych
Tymczasem kandydaci KO i PiS praktycznie nie zajmowali się w kampanii młodymi wyborcami. Nie przedstawili żadnych atrakcyjnych propozycji ani rozwiązań najważniejszych dla nich problemów. Sposób komunikacji w wykonaniu Trzaskowskiego i Nawrockiego wzbudzał raczej politowanie i chęć powiedzenia „ok, boomer”, niż faktycznie przekonywał do oddania głosu.
Przed drugą turą obaj kandydaci mają przed sobą trudne zadanie, ponieważ w ciągu krótkiego czasu ciężko będzie im przekonać do siebie młodych a jednocześnie nie zatracić wiarygodności i nie wywołać wrażenia, że są w stanie obiecać wszystko, byle tylko zyskać głosy.
Na niekorzyść Trzaskowskiego i Nawrockiego działa również to, że obaj są przez wielu młodych wyborców traktowani jako przedstawiciele starego układu, który trzeba rozbić. Jednemu i drugiemu zarzuca się, że w prowadzonej przez nich kampanii brakuje pozytywnego przekazu.
KO i PiS grają na strachu wyborców
Spora część wyborczych aktywności zarówno KO, jak i PiS jest bowiem oparta na graniu na strachu wyborców. W obu przypadkach ta taktyka może przynieść pozytywne skutki.
W momencie, gdy za naszą wschodnią granicą trwa wojna, sytuacja na Bliskim Wschodzie jest daleka od spokojnej, w tli się konflikt na linii Chiny-USA a gospodarz Białego Domu jest politykiem mocno nieprzewidywalnym, wielu Polaków zaznacza, że ostatnim czego potrzebują, to wewnętrzny konflikt na szczytach polskich władz.
Rafał Trzaskowski stara się mocno akcentować, że wygrana Karola Nawrockiego oznaczałaby długie miesiące ostrego politycznego sporu, który mógłby zagrozić polskim interesom. Wywodzący się z PiS prezydent z pewnością negowałby każdą ustawę, która wypływałaby z parlamentu.
Trudno sobie również wyobrazić uzgadnianie między Tuskiem i Nawrockim wspólnego stanowiska Polski w ważnych kwestiach polityki zagranicznej. Problematyczna byłaby chociażby kwestia Ukrainy – szef IPN stanowczo deklarował, że nie widzi miejsca dla naszego sąsiada w strukturach NATO, co stoi w ogromnej sprzeczności ze stanowiskiem forsowanym nie tylko przez KO, ale również PiS oraz Andrzeja Dudę.
„Andrzej Duda bis” i „chłopak z osiedla”
Sztab KO usiłuje także przedstawiać Karola Nawrockiego jako „Andrzeja Dudę bis”, całkowicie zależnego od woli Jarosława Kaczyńskiego. Szef IPN nieco w kontrze do tych zarzutów próbował się kreować na kandydata obywatelskiego, ale jego wysiłki owocowały głównie wysypem memów.
W rozmowie ze Sławomirem Mentzenem Karol Nawrocki skrytykował m.in. wprowadzony przez Mateusza Morawieckiego Nowy Ład czy forsowaną przez Jarosława Kaczyńskiego „piatkę dla zwierząt”. Wprost stwierdził również, że prezes PiS popełnił błąd w sprawie Zielonego Ładu a obostrzenia covidowe były błędem. Te słowa wywołały jednak bardziej wrażenie, że polityk mówi to tylko po to, żeby przypodobać się elektoratowi Konfederacji, któremu w dużej części jest nie po drodze z PiS-em.
Z kolei Karol Nawrocki próbuje w kampanii grać kartą „chłopaka z osiedla”, który wychował się na gdańskim blokowisku a swojego rywala przedstawiać jako oderwanego od rzeczywistych problemów Polaków inteligenta z klasy wyższej.
W USA ta strategia się sprawdziła. Donald Trump (chociaż jest milionerem wywodzącym się z uprzywilejowanej rodziny) promował się jako „człowiek z ludu”, zwykły Amerykanin, stojący w kontrze do elitarnej Kamali Harris mówiącej skomplikowanym, wręcz akademickim językiem.
Na ostatniej prostej przed pierwszą turą wyborów kampanię zdominowała afera z mieszkaniem Karola Nawrockiego. Kandydat PiS plątał się w tłumaczeniach, wokół sprawy narosło mnóstwo niejasności, jednak aktualnie wydaje się, że historia ta nie budzi wśród elektoratu tak wielu emocji a temat wydaje się nieco przegrzany.
Szczególnie, że wielu konserwatywnych wyborców ma przekonanie, że za całą aferą stoją służby, które miał rzekomo wykorzystać Donald Tusk, aby zdyskredytować politycznego oponenta. Mocne akcentowanie tej kwestii przez Rafała Trzaskowskiego wydaje się nieco przestrzelone.
Wybory 2025. Tak Trzaskowski i Nawrocki walczą o głosy
Wielką niewiadomą jest to, czym zakończy się festiwal umizgiwania się do kandydatów z dalszej części stawki o udzielenie poparcia, który rozpoczął się od razu po ogłoszeniu wyników głosowania.
Chociaż trudno oczekiwać, że wyborcy postąpią dokładnie tak, jak stwierdzi dany polityk, to według sondażu SW Research dla Wprost 34,8 proc. wyborców zamierza kierować się wskazaniami kandydatów a 21,2 proc. deklaruje podjęcie samodzielnej decyzji.
Część komentatorów, szczególnie prawicowych, wpadła w euforię, sumując poparcie m.in. dla Brauna, Mentzena i Nawrockiego. Takie obliczenia nie mają jednak wielkiego sensu, ponieważ struktura wyborców jest znacznie bardziej złożona.
Z badania UCE Research dla Onetu wynika, że 54,1 proc. głosujących na Grzegorza Brauna planuje oddać głos na Karola Nawrockiego a 12,5 proc. na Rafała Trzaskowskiego. W przypadku Szymona Hołowni odsetek ten wynosi 73,8 proc. do 10,9 proc. na korzyść kandydata KO.
Chociaż Adrian Zandberg zadeklarował, że nie udzieli oficjalnego poparcia żadnemu z kandydatów, według badania Onetu większość sympatyków polityka Razem chce zagłosować na Rafała Trzaskowskiego (69 proc.) a 19 proc. planuje poprzeć kandydata PiS. Największa walka toczy się o głosy tych, którzy w pierwszej turze poparli Sławomira Mentzena, ponieważ jest to ponad 2,9 mln Polaków. Z sondażu wynika, że 65,9 proc. bliżej jest do Karola Nawrockiego a 13,9 proc. do Rafała Trzaskowskiego.
Mentzen rozdaje karty
Polityk Konfederacji stwierdził, że nie poprze wprost żadnego z kandydatów, zanim nie odbędzie z nimi rozmów w cztery oczy. Przygotowana przez niego tzw. deklaracja toruńska zawierająca osiem punktów została opracowana w taki sposób, że znacznie łatwiej było się pod nią podpisać Karolowi Nawrockiemu.
Kandydat popierany przez PiS wpadł jednak w pułapkę, bo już po kilku minutach rozmowy polityk Konfederacji wytknął mu, że zaprzecza sam sobie. Deklarowane przez niego „żadnych nowych podatków” stoi również w dużej sprzeczności z wizerunkiem prospołecznego polityka, który stara się kreować.
Część postulatów – takich jak niewysyłanie polskich żołnierzy do Ukrainy czy zachowanie gotówki są zbieżne z tym, co deklaruje Rafał Trzaskowski. Trudno jednak oczekiwać, że mocno proeuropejski kandydat KO nagle opowie się za antyunijnymi postulatami.
Rozmowa ze Sławomirem Mentzenem może być jednak okazją dla polityka KO do przedstawienia wyborcom KO swojego stanowiska i pokazania, że jest twardym politykiem, który poradzi sobie także w mniej cieplarnianych warunkach niż studio TVP. Będzie również sygnałem dla wyborców Konfederacji, że jest otwarty na inne poglądy.
Prezydent Warszawy raczej nie może oczekiwać, że sympatycy Konfederacji nagle masowo zaczną go popierać. W jego przypadku gra toczy się jednak o co innego. Chodzi o przekonanie, że nie jest „bążurem” i „tęczowym Rafałem”, przeciwko któremu trzeba zwierać szyki i doprowadzenie do tego, aby jak najwięcej wyborców Sławomira Mentzena zamiast przerzucić głosy na Karola Nawrockiego, po prostu zostało w domu i nie wzięło udziału w drugiej turze wyborów.
Rafał Trzaskowski nie jest na przegranej pozycji, ponieważ sympatycy polityka Konfederacji są bardzo niejednorodną grupą a dla wielu z nich PiS jest dokładnie takim samym złem jak KO. Kandydat może upatrywać swojej szansy także w eksponowaniu kwestii gospodarczych, przez które wielu wyborców zdecydowało się oddac swój głos właśnie na Sławomira Mentzena.
Giertych i Lis problemem dla Trzaskowskiego
Podnoszona przez część twardego elektoratu – w tym w szczególności Romana Giertycha – kwestia rozliczeń ośmiu lat rządów PiS nie jest tym, co najbardziej grzeje wyborców. W sondażu UCE Research dla Onetu blisko 30 proc. badanych wskazywało, że kandydaci powinni się skupić na rozwiązaniu problemu wzrostów cen, a także propozycjach dotyczących budowy tanich mieszkań i obniżenia podatków dochodowych oraz poprawie dostępu do służby zdrowia.
Szczepan Twardoch komentując wyniki wyborów ocenił, że jednym z największych problemów Rafała Trzaskowskiego w kampanii są fanatyczni wyborcy KO. Roman Giertych forsujący hasztag „Pijany Karol”, Tomasz Lis żartujący, że prezydentowi Warszawy „nie zaszkodziłoby trochę amfy” czy prof. Michał Bilewicz porównujący głosowanie do postaw wobec zbrodni w Jedwabnem mogą zachwycać tylko najbardziej twardy elektorat spod znaku Silnych Razem. Mniej zaangażowanych wyborców wprawiają wyłącznie w zażenowanie.Być może ze sztabu KO powinna popłynąć prośba, aby część komentatorów na kilka dni powstrzymała się od wygłaszania różnych kontrowersyjnych tez.
Znacznie trudniej Rafałowi Trzaskowskiemu będzie naprawić największy błąd, który polega na tym, że nie wytworzył on narracji czy społecznej emocji, która porwałaby tłumy. Przez większość czasu wśród jego współpracowników panowało przekonanie, że wygrana jest w kieszeni i lekceważenie Karola Nawrockiego, który na początku zaliczał wpadkę za wpadką.
Kampania kandydata KO była letnia i mocno asekuracyjna, nie chciał się wychylać ani za bardzo na lewo, ani za bardzo na prawo, żeby nie zniechęcić do siebie żadnej z grup wyborców.
Rafał Trzaskowski próbował uśmiechać się do wyborców bardziej konserwatywnych. Wątki praw kobiet czy związków partnerskich praktycznie nie przewijały się w jego kampanii. Były za to ukłony wobec tych, którzy mają antyukraińskie nastawienie poprzez pomysł ograniczenia świadczenia „800 plus” dla Ukraińców. Takie lawirowanie zaowocowało falą krytyki. Brak jednoznacznego przekazu czy próba ukrywania poglądów nie tylko nie przysporzyła poparcia a wręcz przeciwnie, naraziła polityka na śmieszność.
Marsze będą gamechangerem kampanii?
KO dramatycznie potrzebuje gamechangera, który ponownie sprawi, że to Rafał Trzaskowski będzie na fali wznoszącej. Czegoś, co ukaże jego prezydencki format i sprawczość.Tymczasem początek pierwszego tygodnia drugiej fazy kampanii jest dość niemrawy. Trudno uznać za próbę przyciągnięcia nowych wyborców zaproszenie do współpracy Jacka Siewiery, byłego szefa BBN.
Sztabowcy upatrują ogromnej szansy w niedzielnym Marszu Patriotów. W ten sposób stawiają na taktykę, która sprawdziła się przed wyborami parlamentarnymi. Donald Tusk zachęcając do udziału w demonstracji wprost nawiązał do Marszu Miliona Serc. Widok szczelnie wypełnionych warszawskich ulic był wówczas mocno sugestywny.
pr
PiS jednak odrobiło lekcję i również postanowiło zorganizować swój własny marsz. Dokładnie w tym samym czasie i niemal w tym samym miejscu. Aktualnie w obu sztabach trwa ogromna mobilizacja. Otwartym pozostaje pytanie, czy faktycznie przełoży się to na poparcie dla kandydatów, ponieważ w tego typu wydarzeniach biorą zazwyczaj udział ci, którzy są już przekonani.
Jeśli natomiast podczas którejkolwiek z demonstracji dojdzie do incydentów, o co przy obecnej polaryzacji i rozgrzanych do granic możliwości politycznych emocjach nie jest trudno, dla przeciwników będzie to wielkie polityczne paliwo, które z pewnością zostanie mocno wykorzystane.
Wybory 2025. Trzaskowski i Nawrocki powalczą w debatach
Ciekawe rozstrzygnięcia mogą przynieść przedwyborcze debaty. W tych, które odbyły się przed pierwszą turą wyborów, Rafał Trzaskowski wypadł zdecydowanie poniżej oczekiwań. Przeciwnicy zarzucali politykowi KO, że jest zmęczony i zestresowany. A to mocno kłóci się z panującym wśród Polaków przekonaniem, że prezydent musi mieć wizerunek osoby silnej i energicznej.
Z drugiej jednak strony z sondażu SW Research dla Wprost.pl z 5 maja wynikało, że to właśnie kandydat KO najlepiej zaprezentował się w dotychczasowych starciach.
Kwestię stresu częściowo można złożyć na karb tego, że na Rafale Trzaskowskim ciąży ogromna presja. Walczy nie tylko o swoją osobistą karierę – a przypomnijmy, że jest politykiem stosunkowo młodym – ale również o przyszłość całego obozu demokratycznego.
Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że wybory prezydenckie toczą się tak naprawdę o zupełnie inną stawkę i przekształciły się w rodzaj plebiscytu, w którym Polki i Polacy opowiadają się za lub przeciw rządom Donalda Tuska. Rafał Trzaskowski wielokrotnie musi się w kampanii tłumaczyć z zaniechań rządu, na co tak naprawdę nie ma żadnego wpływu.
TV Republika szykuje pułapkę na Trzaskowskiego?
Przed drugą turą kandydaci KO i PiS zmierzą się ze sobą w piątkowy wieczór (23 maja) w debacie organizowanej przez TVN, TVP oraz Polsat. Swoją dyskusję chce także zorganizować TV Republika. Miałaby się ona odbyć 28 maja na rynku w Końskich.
Telewizja Tomasza Sakiewicza nawet nie ukrywa, że jest to rodzaj pułapki zastawionej na Rafała Trzaskowskiego. Kandydat KO do tej pory odmawiał udziału w wydarzeniach organizowanych przez stację, ponieważ jak tłumaczył, nie chce „legitymizować szczujni”.
Jeśli teraz zdecyduje się na podobny krok, sztab PiS będzie mógł grać przekazem, że „Trzaskowski znowu stchórzył” i porównywać to do sytuacji z 2020, gdy media obiegły wymowne obrazki, na których Andrzej Duda stał samotnie w telewizyjnym studiu.
Jeśli prezydent Warszawy zdecyduje się pójść do TV Republiki, z pewnością będzie musiał się mierzyć z trudnymi warunkami – i nie chodzi tylko o pracowników stacji Tomasza Sakiewicza, ale także o publiczność z Końskich, która jak można się było przekonać przy pierwszej debacie, zdecydowanie bardziej sympatyzuje z kandydatami prawicowymi.
Trzaskowski pójdzie na debatę do TV Republika
Być może rozwiązaniem dla Rafała Trzaskowskiego byłoby pojawienie się w Końskich, wypowiedzenie ze sceny kilku zdań i wytknięcie propagandy, którą szerzą pracownicy Tomasza Sakiewicza a następnie odmówienie udziału w debacie. W ten sposób polityk KO zerwałby z wizerunkiem miękkiego polityka, któremu brakuje odwagi, aby pojawić się na polu rywala.
Karol Nawrocki z pewnością ma dużo łatwiejsze zadanie, bo na nieobecności Rafała Trzaskowskiego z pewnością wygra a w przypadku obecności, wcale nie musi przegrać. Od momentu ogłoszenia startu w wyborach szef IPN mocno się wyrobił jeśli chodzi o kwestie publicznych przemówień.
Na dziewięć dni przed głosowaniem wiemy tyle, że dopóki piłka pozostaje w grze, wydarzyć może się dokładnie wszystko. W niedzielę 1 czerwca świętować będą ci, którzy szybciej odrobią lekcję politycznego marketingu i zdobędą serca oraz głosy Polaków.