Takie są konsekwencje mariażu tronu z ołtarzem. Na Węgrzech widać to jeszcze bardziej niż w Polsce
„My, członkowie narodu węgierskiego, odpowiedzialni za każdego Węgra, wraz z początkiem nowego tysiąclecia oświadczamy, co następuje: Jesteśmy dumni z tego, że przed tysiącem lat nasz król Stefan I Święty osadził Państwo Węgierskie na trwałych fundamentach i uczynił naszą Ojczyznę częścią chrześcijańskiej Europy” – tak brzmi pierwsze zdanie preambuły węgierskiej konstytucji.
By jeszcze wzmocnić wydźwięk, całość poprzedzono motto: „Boże, nie szczędź Węgrom łask!”. I nie mówimy o dokumencie historycznym. Obowiązującą w tym kraju ustawą zasadniczą Budapeszt przyjął w 2011 r., w pierwszym roku rządów Viktora Orbána. Miała ona stać się nowym fundamentem kraju, ale także początkiem przebudowy Europy pod znakiem chrześcijańskiej demokracji, którą węgierski premier chciał przeciwstawić demokracji liberalnej i „erze multi-kulti” na kontynencie. Taki przynajmniej był plan.
Ale znów się potwierdziło, że jeśli chce się rozśmieszyć Boga, to trzeba mu o swoich planach opowiedzieć.