29 September, 2021

Tak się zostaje milionerem, czyli jak politycy PiS zarabiają w państwowych spółkach

Tak się zostaje milionerem, czyli jak politycy PiS zarabiają w państwowych spółkach

Prezes PiS zapewniał, że jego partia do władzy nie idzie dla pieniędzy. W rzeczywistości we władzach państwowych spółek aż roi się od osób, które jeszcze niedawno były ministrami lub posłami. Dzięki skokowi z polityki do państwowego biznesu skokowo wzrosły ich pensje. Rekordziści potrafili się zaczepić w kilku takich firmach, rocznie zarabiając miliony złotych. Opisujemy kilka najbardziej spektakularnych transferów polityków PiS do spółek skarbu państwa.

 

“W zarządzie PZU potrzebny jest ktoś, kto zna program PiS”

 

Jednym z najbardziej spektakularnych transferów ze świata polityki do spółki skarbu państwa jest przeskok Małgorzaty Sadurskiej z fotela szefowej Kancelarii Prezydenta do zarządu PZU. Kiedy w 2017 r. przechodziła z polityki do finansów, nie miała żadnego doświadczenia w biznesie. Wówczas bronił jej poseł PiS Marek Suski, który przekonywał: „W zarządzie PZU potrzebny jest ktoś, kto zna program PiS”.

 

A na dogłębne poznanie programu Prawa i Sprawiedliwości Małgorzata Sadurska czasu miała sporo. Z Miejskiego Urzędu Pracy w Lublinie trafiła do Sejmu, gdzie przez 10 lat była posłanką tej partii. Następnie od 2015 r. przez dwa lata pełniła funkcję szefowej Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy.

 

Małgorzata Sadurska Małgorzata Sadurska – Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta

 

Sadurska w zarządzie PZU S.A. i PZU Życie S.A. odpowiedzialna jest m.in. za współpracę z bankami, strategiczne programy partnerskie, a także nadzoruje zagraniczne spółki grupy. Ze sprawozdań finansowych PZU wynika, że w 2017 roku otrzymała ona 421 tys. zł wynagrodzenia i świadczenia niepieniężne o wartości 15 tys. zł. Rok później było to już 766 tys. zł wynagrodzenia i świadczenia o wartości 110 tys. zł. W 2019 r. PZU wypłaciło jej ponad 1,5 mln zł wynagrodzenia (w tym 689 tys. zł premii) i świadczenia o wartości 259 tys. zł. Jak ustalił dziennik „Fakt”, w 2020 r. Małgorzata Sadurska z tytułu wynagrodzenia zarobiła 1,582 mln zł, z tego 651 tys. zł to wynagrodzenie zmienne za poprzednie lata. Oznacza to, że dzieląc tę kwotę na dni pracujące, w ubiegłym roku Małgorzata Sadurska zarobiła dziennie 6250 zł. Dla porównania w Kancelarii Prezydenta, pobierając miesięczną pensję w wysokości ok. 14,3 tys. zł, dziennie, zarabiała ok 680 zł.

 

Ludzie prezydenta w PZU

 

W najwyższych władzach ubezpieczeniowego giganta odnajdziemy kolejnego współpracownika Andrzeja Dudy. W czerwcu 2021 r. przewodniczącym Rady Nadzorczej PZU S.A. został Paweł Mucha, były zastępca szefa Kancelarii Prezydenta RP. Zarobki członków rady nadzorczej największego polskiego ubezpieczyciela wynoszą niemal 200 tys. zł rocznie. W dodatku Mucha jest także doradcą prezesa Narodowego Banku Polskiego. Według danych NBP pensje doradców prezesa wahają się od 20 tys. zł do nawet 38 tys. zł. Na wszystkie pensje dla doradców Adama Glapińskiego, w 2020 r. Narodowy Bank Polski przeznaczył niemal 2,9 mln zł.

 

Paweł MuchaPaweł Mucha – Maciej Jaźwiecki / Agencja Gazeta

 

W radzie nadzorczej PZU Paweł Mucha zastąpił innego byłego współpracownika prezydenta Macieja Łopińskiego. To były poseł PiS, w latach 2005–2010 minister w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a w latach 2015–2016 w Kancelarii Andrzeja Dudy. Na początku czerwca 2021 roku Łopiński niespodziewanie złożył rezygnację z członka rady nadzorczej PZU, ale już kilka godzin później został powołany do rady nadzorczej innej państwowej spółki – PKO Bank Polski, obejmując funkcję przewodniczącego. W 2019 r. jeszcze w PZU Łopiński zarobił 184 tys. zł, czyli średnio 15,3 tys. zł miesięcznie. Jak wynika ze sprawozdania finansowego ubezpieczeniowego giganta, w 2020 r. Maciej Łopiński otrzymał 195 tys. zł, co daje 16 250 zł miesięcznie.

Z CBA do PZU

 

PZU to jedno z ulubionych miejsc do odsyłania zasłużonych działaczy PiS. Karierę robi tam także jeden z najwierniejszych druhów szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego, Ernest Bejda. Współtworzył on CBA i w 2006 r., czyli za pierwszych rządów PiS, był zastępcą Kamińskiego, który stanął na czele tej służby. W czasie, gdy PiS było w opozycji Bejda formalnie pracował dla powiązanej z partią spółki Srebrna. Nadal jednak współpracował z Kamińskim i na zlecenie partyjnych liderów miał m.in. poufnie sprawdzać wiarygodność biznesmena Marka Falenty, kiedy ten zgłosił się do PiS z nagraniami kelnerów, które kompromitowały polityków Platformy Obywatelskiej. Do Centralnego Biura Antykorupcyjnego wrócił na fotel szefa po wygranych przez PiS wyborach w 2015 r.

 

Pod koniec czteroletniej kadencji stosunki Bejdy i Kamińskiego się pogorszyły. Jednocześnie Biuro okazało się mało wydolne. Wyszło to choćby przy okazji sprawy Mariana Banasia — CBA pozwoliło aby został on wybrany na szefa NIK, bo nie wykryło nieprawidłowości w jego majątku. Odkryła to telewizja TVN.

 

Bejda wyleciał z CBA, ale wylądował na złotym spadochronie. Niecałe trzy miesiące po zakończeniu kadencji został członkiem zarządu PZU, gdzie odpowiada m.in. za nadzór nad obszarami bezpieczeństwa i zakupów. W 2020 r. ubezpieczyciel wypłacił mu 617 tys. zł wynagrodzenia.

 

Ernest Bejda i Mariusz KamińskiErnest Bejda i Mariusz Kamiński – Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Przyjaciel Jarosława Kaczyńskiego we władzach kilku spółek skarbu państwa

 

Polityków PiS znajdziemy również w radzie nadzorczej PKO BP. Obok wspomnianego już Macieja Łopińskiego zasiada w niej również m.in. przyjaciel Jarosława Kaczyńskiego jeszcze z czasów studiów oraz były poseł PiS, Wojciech Jasiński.

 

Mandatu zrzekł się w grudniu 2015 r. Z Sejmu trafił wprost na fotel prezesa PKN Orlen. Z tego stanowiska został odwołany w 2018 roku, a jego miejsce zajął Daniel Obajtek. W 2017 roku, czyli przez ostatnie 12 miesięcy pełnienia funkcji prezesa paliwowej spółki, Jasiński zarobił ponad 2,7 mln zł. Po odejściu z Orlenu nie został on jednak z niczym, pracę znalazł w innej spółce skarbu państwa — został pełnomocnikiem do spraw operacyjnych zarządu Energi, zarabiając ok 29 tys. zł miesięcznie.

 

W marcu 2020 r. Jasiński wrócił do Orlenu, tym razem na stanowisko przewodniczącego rady nadzorczej, gdzie może zarabiać 11 tys. zł miesięcznie. W sumie z tytułu pracy w radach nadzorczych Orlenu i PKO BP w 2020 r. Jasiński zarobił 231 tys. zł.

 

Rzecznik PiS i przyjaciel prezydenta w Orlenie oraz Ekstraklasie

 

Wojciech Jasiński jeszcze jako prezes PKN Orlen wyciągnął pomocną dłoń do innego byłego polityka obozu rządzącego, Marcina Mastalerka, którego błyskotliwą karierę w partii zatrzymał konflikt z prezesem PiS. W jego wyniku Mastalerek w 2015 r. nie znalazł się na listach wyborczych PiS.

 

Na chwilę zniknął z oczu opinii publicznej. Odnalazł się kilka miesięcy później właśnie u boku Wojciecha Jasińskiego w Orlenie, gdzie został dyrektorem ds. komunikacji korporacyjnej. W spółce Mastalerek spędził 1,5 roku.

W tym czasie nadal utrzymywał dobre relacje z Andrzejem Dudą, z którym współpracował jeszcze w czasie kampanii. Kiedy w lipcu 2017 r. prezydent wetował ustawy sądowe winą za konflikt na linii Duda–PiS część władz partyjnych obarczała właśnie Mastalerka, który głowie państwa miał doradzać ten ruch. Dwa miesiące później byłego rzecznika PiS nie było już w Orlenie. Odnalazł się jako wiceprezes Ekstraklasy S.A., czyli firmy zarządzającej rozgrywkami ligi piłkarskiej w Polsce.

 

Mastalerek nadal jednak współpracuje z Andrzejem Dudą. – Dziękuję mojemu przyjacielowi Marcinowi Mastalerkowi, nie jest już czynnym politykiem, ale dla ojczyzny ratowania przyszedł i pomógł w naszej codziennej pracy sztabowej, patrząc na strategię, przygotowując z nami kolejne działania – mówił prezydent podczas wieczoru wyborczego. Współpraca byłego rzecznika PiS z Andrzejem Dudą nie zakończyła się na podziękowaniach. We wrześniu 2020 r. Marcin Mastalerek został jednym z czternastu społecznych doradców Andrzeja Dudy. W tym gremium zasiada m.in. obok opisywanego już Pawła Muchy.

 

„Niezłomny wojownik o polski Skarb Narodowy” czyli od SKOK-ów do Orlenu

 

We władzach Orlenu odnajdziemy również innego byłego posła PiS Janusza Szewczaka. To wieloletni główny ekonomista krajowej SKOK, który blisko współpracował z ich twórcą, Grzegorzem Biereckim. W wyborach do Sejmu w 2015 r. Szewczak, jak na politycznego debiutanta, otrzymał bardzo dobre trzecie miejsce na liście Prawa i Sprawiedliwości w okręgu chełmsko-zamojskim. Mandat zdobył.

 

Janusz SzewczakJanusz Szewczak – Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

 

Po wejściu do parlamentu, dzięki wsparciu wpływowego Biereckiego, Szewczak został wiceprzewodniczącym sejmowej komisji finansów oraz przewodniczącym podkomisji stałej ds. instytucji finansowych, czyli m.in. SKOK-ów.

 

W parlamencie pracował do końca kadencji i nie ubiegał się o reelekcję. Według oświadczeń majątkowych z września 2019 r., Szewczak posiadał 43 tys. zł w gotówce, dom o wartości ok 700 tys. zł. oraz samochód Kia Sportage z 2009 r. Po zakończeniu kariery parlamentarnej jego majątek może się jednak znacznie powiększyć. W lutym 2020 roku Janusz Szewczak został członkiem zarządu Orlenu, gdzie odpowiada za sprawy finansowe. Według danych spółki za jedenaście miesięcy pracy w paliwowym gigancie w ubiegłym roku zarobił on 881 tys. zł, naliczono mu również 877 tys. zł „potencjalnie należnej premii”.

 

Janusz Szewczak jest również autorem kilku książek, w tym m.in. „Banksterzy. Kulisy globalnej zmowy”. Na stronie internetowej promującej publikacje o autorze napisano: “Niezłomny wojownik o polski Skarb Narodowy”.

 

Z Ministerstwa Finansów do spółki skarbu państwa

 

W spółkach skarbu państwa odnajdziemy jednak więcej nazwisk kojarzonych z polityką, rządem oraz Prawem i Sprawiedliwością. Wśród nich na pierwszy plan wysuwają się osoby pracujące w Ministerstwie Finansów. Prezesem Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa S.A. od stycznia do października 2020 roku był Jerzy Kwieciński. Do spółki skarbu państwa trafił wprost z Ministerstwa Finansów.

 

Przez dziesięć miesięcy pracy w PGNiG były minister miał zarobić ponad milion złotych. Od 1 lutego Jerzy Kwieciński pełni funkcję wiceprezesa banku Pekao S.A. Według raportu Sedlak & Sedlak przeciętne roczne pensje wiceprezesów banków w Polsce wynoszą 1,82 mln zł.

 

W zarządzie tego samego banku znajdziemy innego byłego pracownika resortu finansów. Prezesem Banku Pekao S.A. jest bowiem były wiceminister Leszek Skiba. W 2020 r. w ciągu ośmiu miesięcy pracy na stanowisku prezesa Pekao S.A., Leszek Skiba zarobił 683 tys. zł.

 

Na zarobki w spółkach skarbu państwa narzekać nie może inny dawny wiceminister finansów Paweł Gruza. Od września 2018 r. jest on wiceprezesem KGHM. Według Polskiego Stronnictwa Ludowego, które w lipcu zaprezentowało listę 357 osób związanych z PiS zajmujących intratne stanowiskach w spółkach skarbu państwa, Gruza w 2020 r. miał zarobić 1,7 mln zł.

 

Wiceministrowie w zarządach i radach nadzorczych

 

Kariery w spółkach skarbu państwa robią także inni byli wiceministrowie. Od 1 września 2020 r. wiceprezesem zarządu PGE jest była wiceminister cyfryzacji w rządzie PiS, Wanda Buk. Zgodnie z informacjami zawartymi w sprawozdaniu finansowym PGE, w ub. r., za cztery miesiące pracy miała ona zarobić w tej spółce 246 tys. zł.

 

Wanda BukWanda Buk – Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta

 

Członkiem władz innej, powiązanej z energetyką, spółki skarbu państwa jest były wiceminister aktywów państwowych a wcześniej pracownik Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i Andrzeja Dudy, Tomasz Szczegielniak. Szczegielniak na początku sierpnia 2020 r., dwa miesiące po odejściu z Ministerstwa Aktywów Państwowych, został powołany na stanowisko członka zarządu Enei. Były wiceminister za pół roku pracy w spółce w 2020 r. zainkasował niemal 440 tys. zł.

Kolejną byłą wiceminister, która zasiada we władzach spółki skarbu państwa, jest Anna Moskwa. W latach 2017–2020 pracowała ona w Ministerstwie Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej początkowo na stanowisku dyrektora departamentu, później wiceministra. Pod koniec 2020 r. resort został jednak zlikwidowany. Anna Moskwa, która w partii uchodzi za człowieka Joachima Brudzińskiego, na nową pracę nie czekała długo. Od stycznia 2021 r. jest członkiem zarządu spółki Orlenu, która zajmuje się farmą wiatrową. Według informacji, do których dotarli dziennikarze Onetu, Anna Moskwa może jednak wrócić do rządu. Po rekonstrukcji gabinetu ma być jednym z najpoważniejszych kandydatów do objęcia funkcji ministra klimatu.

 

Ponad 6 mln zł dla „cudownego dziecka PiS”

 

Na ogromne zarobki może liczyć inny były polityk PiS Maks Kraczkowski. Do partii wstąpił tuż po studiach. Od 2005 r. przez jedenaście lat zasiadał w Sejmie. Nazywany był „cudownym dzieckiem PiS”, ponieważ był najmłodszym posłem oraz najmłodszym szefem sejmowej komisji.

 

Maks KraczkowskiMaks Kraczkowski – Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

 

W czerwcu 2016 r. porzucił Sejm na rzecz wielskiego biznesu. Został wiceprezesem PKO PB. W banku odpowiada za obszar bankowości międzynarodowej i transakcyjnej oraz współpracę z samorządami i agencjami rządowymi. Dla Maksa Kraczkowskiego finansowo była to prawdziwa dobra zmiana. Za lata 2016–2019 były poseł PiS w PKO BP zarobił 4 mln 652 tys. zł. Do tego w samym 2020 r. bank wypłacił mu 1 mln 366 tys. zł. Kraczkowski nie zapomina jednak o swoich dawnych kolegach z PiS i organizowanych przez nich akcjach. Jak informował „Newsweek”, wiceprezes banku PKO BP w 2017 r. na komitet budowy pomników smoleńskich wpłacił 40 tys. zł.

 

2 mln zł za rok w PZU

 

Na solidne zarobki w państwowej firmie mógł również liczyć były poseł PiS oraz jeden z ulubieńców o. Tadeusza Rydzyka Andrzej Jaworski. Ten pomorski polityk, w czasie gdy prezydentem Warszawy był Lech Kaczyński, został prezesem jednej z miejskich spółek. Następnie gdy Lech Kaczyński wygrał wybory na Prezydenta RP, Jaworski został jego pełnomocnikiem ds. stoczniowych oraz prezesem państwowej wówczas Stoczni Gdańsk. Kolejnym przystankiem w karierze polityka był Sejm, w którym Andrzej Jaworski zasiadał w latach 2009–2016.

W maju 2016 r. nieoczekiwanie porzucił jednak mandat poselski i wszedł do zarządu PZU. Funkcję tę pełnił przez nieco ponad rok. W tym czasie państwowy ubezpieczyciel wypłacił mu 2 mln 111 tys. zł. W maju 2017 r. Jaworski sam złożył rezygnację z zasiadania w zarządzie, nieoficjalnie mówiono wówczas, że był to ruch wyprzedzający. Kontakty byłego posła z ważnymi politykami PiS systematycznie się pogarszały, czego skutkiem miała być nadchodząca dymisja.

 

Następnie Andrzej Jaworski został członkiem zarządu Krajowej Spółki Cukrowej, w której większość udziałów ma skarb państwa. We wrześniu 2018 r. Jarosław Kaczyński zawiesił go jednak w prawach członka PiS. Powodem miała być nielojalność, mówiono również, że sprzeciwiał się on kandydaturze Kacpra Płażyńskiego w wyborach na prezydenta Gdańska. Jaworski chwilę wcześniej zrezygnował z pracy w Krajowej Spółce Cukrowej.

 

Obecnie jest on szefem założonego z inicjatywy o. Tadeusza Rydzyka Instytutu Pamięć i Tożsamość. Według medialnych doniesień ma być on również związany z budową Muzeum Pamięć i Tożsamość w Toruniu. Budowę obiektu milionowymi dotacjami wspiera rząd.

 

Powrót do PiS i stanowisko w państwowym banku

 

Zupełnie inaczej wygląda kariera posła Lecha Kołakowskiego. O tym do tej pory mało znanym parlamentarzyście zrobiło się głośno, gdy we wrześniu 2020 r. został przez Jarosława Kaczyńskiego zawieszony w prawach członka partii. Był to efekt złamania dyscypliny klubowej w czasie głosowania nad nowelizacją ustawy o ochronie zwierząt. Następnie Kołakowski poinformował, że występuje z PiS i będzie posłem niezrzeszonym.

 

W tym czasie udzielił wywiadu portalowi wyborcza.pl, w którym mówił, że zawiódł się na wielu liderach Prawa i Sprawiedliwości. Jednak gdy napięcia w Zjednoczonej Prawicy zaczęły rosnąć i okazało się, że może ona mieć kłopoty z większością w Sejmie, drogi Lecha Kołakowskiego i jego dawnej partii znów się zeszły. Poseł nieoczekiwanie wrócił do klubu PiS, co na specjalnej konferencji prasowej ogłaszał sam Jarosław Kaczyński. Prezes PiS dodał, że Kołaczkowski decyzję o powrocie podjął z powodów merytorycznych.

Po kilku dniach poseł poinformował, że rezygnuje z uposażenia, co oznaczało, że będzie pobierał tylko dietę w wysokości około 2,5 tys. zł miesięcznie. Szybko okazało się jednak, że Lech Kołakowski ma już nowe źródło dochodu, został doradcą zarządu w Banku Gospodarstwa Krajowego, czyli jedynego banku w całości należącego do skarbu państwa. Na korytarzach sejmowych mówi się, że poseł Kołakowski w nowym miejscu pracy może zarabiać nawet 40 tys. zł miesięcznie.

 

Lech KołakowskiLech Kołakowski – Wojciech Olkuśnik / PAP

 

Fakt, że powrót do tracącego większość klubu PiS zbiegł się w czasie z nową bardzo dobrze płatną pracą, partyjni koledzy uważają za czysty przypadek. Całej sprawie koloru dodają słowa samego Kołakowskiego, który w przywoływanym już wywiadzie mówił, że „z bólem serca” obserwuje, jak w PiS pojawia się coraz więcej tzw. tłustych kotów.

 

Szczególnie łatwo znaleźć je właśnie w państwowych firmach. Często służą one bowiem do wynagradzania wierności partii i jej liderom. Innym razem są pretekstem do kupowania lojalności, co może się przydać podczas trudnych głosowań. Kiedy indziej państwowy biznes jest miejscem, gdzie odesłać można dawnych sprawdzonych w bojach partyjnych żołnierzy, którzy z różnych powodów muszą zniknąć z oczu opinii publicznej. Tak czy inaczej spółki skarbu państwa dla wielu polityków są szczytem marzeń. Szczególnie jeśli chodzi o finanse. Natomiast dla liderów rządzącej partii są ważnym narzędziem politycznym pomagającym rozwiązać wiele problemów.

Na co dzień konkurujemy ze sobą o newsy i uwagę odbiorców. W tym śledztwie postanowiliśmy połączyć siły, bo wymagała tego racja stanu. Każda z naszych redakcji w ostatnich latach opisywała, jak PiS i jego koalicjanci coraz bardziej rozsiadają się w państwowych spółkach, używając rozdawania posad do poszerzania pola swoich wpływów. Widzieliśmy, że skala tego zjawiska jest duża. Ale jak konkretnie? Który z polityków rozdaje najwięcej łupów? Jakie są kulisy sporów o polityczne synekury? I jak to wpływa na stan samych spółek? Na te pytania postanowiliśmy uzyskać szczegółowe odpowiedzi.

Podobne artykuły