12 April, 2025

30-latka czekała kilka godzin na pomoc w szpitalu. Doszło do tragedii

30-latka czekała kilka godzin na pomoc w szpitalu. Doszło do tragedii

Korytarz w szpitalu Źródło: Shutterstock / Korodenhoff 30-latka trafiła do szpitala w Świdnicy po udrze krwotocznym. Ojciec pacjentki opisał szokujące kulisy jej leczenia.

30-letnia Patrycja zemdlała w swoim domu w Piławie Górnej. Narzeczony kobiety zadzwonił po pomoc na numer alarmowy 112. Po niecałych 20 minutach na miejsce przyjechała karetka pogotowia. 30-latka została zabrana na SOR do szpitala w Świdnicy.

30-latka czekała kilka godzin na pomoc w szpitalu

Z relacji jej ojca wynika, że lekarze zdecydowali się na wykonanie tomografii komputerowej. Badanie wykazało, że Patrycja zemdlała, ponieważ doznała udaru krwotocznego. W związku z tym pojawiła się konieczność szybkiego przewiezienia do innej placówki.

Sprawa okazała się jednak bardzo trudna. Ojciec pacjentki relacjonował w rozmowie z TVN24, że w szpitalu nie było dostępnej karetki. – Poinformowali nas, że tak nie powinno być, ale nie znaleźli transportu dla mojej córki, odmówiono też śmigłowca. Nawet padła sugestia, że jeden z lekarzy zawiezie ją autem do Wałbrzycha – opowiadał pan Marek.

– Nie chcąc tracić czasu, zaproponowałem, że zawiozę ją swoim samochodem. Nie dostałem na to zgody. Usłyszałem za drzwiami, jak dwóch lekarzy rozmawia między sobą i wymieniają pomysł zamówienia taksówki. Byłem w takim szoku, nadal nie dowierzam – dodawał.

Zabrakło dla niej karetki. 30-latka nie żyje

Godzinę później okazało się, że 30-latka może pojechać do szpitala prywatną karetką z Jeleniej Góry, jednak miała ona być dostępna dopiero za kolejne 1,5 godziny. Ojciec Patrycji próbował uzyskać pomoc na 112, jednak tam również usłyszał, że w okolicy nie ma żadnej wolnej karetki.

30-latka trafiła do placówki w Wałbrzychu po czterech godzinach od momentu omdlenia. W międzyczasie lekarze musieli zająć się pacjentem z wylewem, więc kobieta ponownie musiała oczekiwać na pomoc. Ostatecznie Patrycję po blisko sześciu godzinach przewieziono do szpitala we Wrocławiu.

Okazało się jednak, że było już za późno, aby uratować życie kobiety. – To patologiczna sytuacja. Gdyby córka sprawnie została przetransportowana do Wałbrzycha lub Wrocławia, pewnie byłaby nadal z nami – przyznał pan Marek.

Świdnicki szpital odpowiada na zarzuty

Do sprawy odniosła się dyrekcja szpitala w Świdnicy. Grzegorz Kloc nie chciał udzielać szczegółowych informacji powołując się na ochronę danych osobowych.

Podkreślił, że „szpital wszczął postępowanie wyjaśniające podobne sytuacje nie zdarzają się często”. – Zawsze w takim przypadku szpital stara się zorganizować alternatywny transport. W przypadku Patrycji placówka wykorzystała wszystkie dostępne możliwości, a opóźnienie było niezależne od nas – dodał.

Podobne artykuły