Tragiczne okoliczności śmierci 30-latki. „LPR nie odmówiło transportu pacjentki”

LPR, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay / 5892437 Lotnicze Pogotowie Ratunkowe wydało oświadczenie w sprawie nagłośnionej przez media w ubiegłym tygodniu. Chodzi o śmierć 30-letniej pacjentki szpitala w Świdnicy (województwo dolnośląskie). Mieszkanka Piławy Górnej zemdlała w swoim domu. Jej narzeczony wezwał na miejsce karetkę pogotowia, która pilnie przetransportowała młodą kobietę na szpitalny oddział ratunkowy w Świdnicy. Jak w rozmowie z redakcją stacji telewizyjnej TVN24 relacjonował ojciec 30-latki, wykonano jej tomografię komputerową, która wykazała, że mieszkanka Dolnego Śląska utraciła świadomość w wyniku udaru krwotocznego. Pojawiła się potrzeba przetransportowania jej do innej placówki, jednak – jak twierdził ojciec 30-latki – nie było dostępnej karetki pogotowia. Z relacji bliskiego młodej kobiety wynika, że w szpitalu rzekomo „odmówiono” transportu 30-latki „śmigłowcem” LPR. Mężczyzna miał też nie otrzymać zgody, by przewieźć córkę do innego miejsca na terenie Wałbrzycha. Rozważać transport 30-latki autem miał ponoć nawet jeden z lekarzy. Po godzinie oczekiwania pojawiła się możliwość, by kobieta została przetransportowana prywatną karetką z Jeleniej Góry do Wałbrzycha, lecz miała ona być dostępna dopiero za półtorej godziny. W międzyczasie ojciec 30-latki miał też dzwonić pod ogólnopolski numer 112, ale został poinformowany, że w okolicy nie ma żadnego wolnego ambulansu. Ostatecznie mieszkanka Piławy Górnej trafiła do wałbrzyskiej placówki med. dopiero po czterech godzinach (licząc od utracenia świadomości). W międzyczasie lekarze mieli zajmować się innym pacjentem z wylewem, więc 30-latka wciąż miała oczekiwać na pomoc. Po sześciu godzinach miała zaś trafić do szpitala we Wrocławiu. Niestety zmarła. Dyrektor Regionalnego Szpitala Specjalistycznego „Latawiec” w Świdnicy – Grzegorz Kloc – w ubiegłym tygodniu nie chciał udzielić mediom szczegółowych informacji odnośnie sprawy, powołując się na ochronę danych osobowych. Zaznaczył, że „szpital wszczął postępowanie wyjaśniające”, a „podobne sytuacje nie zdarzają się często”. Wskazał, że „zawsze w takim przypadku szpital stara się zorganizować alternatywny transport”, natomiast w przypadku pacjentki „placówka wykorzystała wszystkie dostępne możliwości, a opóźnienie było niezależne” od szpitala. 17 kwietnia oświadczenie ws. wydało natomiast Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Rzeczniczka prasowa – Justyna Sochacka – poinformowała, że „LPR nie odmówiło transportu pacjentki, ponieważ taki transport nie został zlecony”. Ponadto „27 i 28 marca bieżącego roku nikt (ani lekarze z Regionalnego Szpitala Specjalistycznego »Latawiec« w Świdnicy, ani lekarze ze szpitala w Wałbrzychu, ani członkowie rodziny pacjentki) nie kontaktował się z Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym celem zlecenia lotniczego transportu sanitarnego ze szpitali w Świdnicy i Wałbrzychu”. „Nieprawdą jest, że Lotnicze Pogotowie Ratunkowe »nie świadczy[ły] usług transportu między szpitalami«. Wręcz przeciwnie, jednym ze statutowych i ustawowych zadań jednostki jest wykonywanie lotniczego transportu sanitarnego chorych pomiędzy podmiotami leczniczymi” – zaznacza przedstawicielka LPR. „Nieprawdą jest, że »piloci nie latają w nocy«. Wymaga podkreślenia, że wszyscy piloci zatrudnieni w LPR mają uprawnienia do wykonywania operacji nocnych. Sześć baz HEMS w kraju dyżuruje całą dobę” – przypomina.„LPR nie odmówiło transportu pacjentki, ponieważ taki transport nie został zlecony”