14 August, 2025

Porsche, apartamenty, a teraz areszt. Tak sąsiedzi mówią o Polaku zatrzymanym w Chorwacji

Porsche, apartamenty, a teraz areszt. Tak sąsiedzi mówią o Polaku zatrzymanym w Chorwacji

Porsche, apartamenty, a teraz areszt. Tak sąsiedzi mówią o Polaku zatrzymanym w Chorwacji

Polska wieś, Chorwacja, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Shutterstock W spokojnej na co dzień śląskiej wsi nagle zrobiło się głośno. Wieści z odległej Chorwacji wstrząsnęły mieszkańcami – w centrum skandalu znalazła się rodzina, o której od lat mówiono półgłosem.

W niewielkiej miejscowości na Śląsku nikt nie miał wątpliwości, o kogo chodzi, gdy w sieci pojawiły się doniesienia o tragicznym incydencie w Chorwacji. – Gdy przeczytałam w internecie o tragedii w Chorwacji, wiedziałam, o kogo chodzi – mówi „Faktowi” jedna z mieszkanek. To tutaj mieszka rodzina 31-letniego Łukasza F., zatrzymanego w Chorwacji pod zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci 67-letniego Chorwata. Mężczyzna jest prezesem firmy produkującej okna i synem miejscowego przedsiębiorcy.

Wieść rozeszła się błyskawicznie. Chorwackie media informowały, że dwóch nietrzeźwych Polaków – 31-latek i 50-latek – miało wszcząć awanturę, w wyniku której zginął Nikša Šodan.

Według relacji, mężczyzna stanął w obronie swojej siostry, która zwróciła Polakom uwagę na zbyt głośne zachowanie. Ci mieli wejść na jej posesję i pobić kobietę. Brat próbował interweniować, ale – jak zeznają świadkowie – został uderzony i stracił przytomność. Mimo reanimacji zmarł. Jako oficjalną przyczynę zgonu podano niewydolność serca.

– Dwójka obywateli Polski popełniła przestępstwo nieumyślnego spowodowania śmierci z art. 113 kodeksu karnego. Sędzia nakazał ich aresztowanie – przekazała „Faktowi” rzeczniczka policji PU Split-Dalmacja, Antonela Lolić.

„Pan na włościach” i napięte relacje z sąsiadami

Ojciec zatrzymanego, 55-letni Janusz F., zaczynał działalność w rodzinnej wsi. Mieszkańcy niechętnie wypowiadają się na jego temat. – Wszędzie ma znajomości, lepiej nie wchodzić mu w paradę – słyszą dziennikarze redakcji „Faktu”.

Rodzinne gospodarstwo teściów stało się bazą rozwijającego się biznesu. Jak mówi jeden z mieszkańców, „teściowa była życzliwa, fajnie było”. – Przyszedł wielki pan i władca i ze wszystkimi pozadzierał – wspomina.

Firma rosła, ale pojawiły się pierwsze konflikty – od prowizorycznego parkingu, który powstał bez zgody sąsiadów. – Codziennie rano kilka tirów, dziesiątki aut osobowych, smród spalin – relacjonują mieszkańcy. Interwencje ujawniły brak pozwolenia, a parking trzeba było zlikwidować.

Kolejna awantura wybuchła, gdy przedsiębiorca chciał postawić market na działce rolnej. Spór trafił nawet do prawników. Jedna z mieszkanek wspomina, że mężczyzna krzyczał, że jest na swoim polu i może robić, co chce.

Zmiana lokalizacji i pusty dom

Po kolejnych problemach fabryka okien została przeniesiona z miejscowości. Mieszkańcy mówią, że automatycznie odetchnęli. Pokazują dziennikarzom zarośnięte pole po dawnym zakładzie. Dom rodziny F. obok fabryki stoi dziś pusty.

Nowa siedziba firmy znajduje się na innej posesji – dawne zabudowania kurnika zamieniono w hale montażowe, a obok powstał nowy dom.

Łukasz. „Oczko w głowie” ojca

Zatrzymany w Chorwacji Łukasz był w firmie prawą ręką ojca. – To ojciec wszystkim zarządza, synek nie miał nic do powiedzenia – komentują mieszkańcy. Rodzina od kilku lat posiada apartamenty w Chorwacji, gdzie często bywali. – Poniosło go pewnie – ocenia w rozmowie z „Faktem” jeden z rozmówców.

Lepsze opinie mieszkańcy mają o młodszym bracie Dawidzie, który próbował sił w cateringu dietetycznym, lecz biznes nie przetrwał. Starszy mieszkaniec wsi kwituje, że „pieniądze to nie wszystko”.

Podobne artykuły