Śledczy nie są pewni, czy handlarz bronią nie żyje. „Chcemy uniknąć potencjalnej kompromitacji”
Wokół sprawy śmierci Andrzeja I., handlarza bronią, który na zamówienie Ministerstwa Zdrowia miał dostarczyć respiratory, wciąż pojawia się wiele wątpliwości. I to mimo że oficjalnie 71-letni mężczyzna zmarł latem zeszłego roku w Tiranie. Jak przypomina „Gazeta Wyborcza”, Andrzej I. miał opuścić Polskę 9 grudnia 2020 roku i nigdy do kraju nie wrócić. Gazeta zauważa jednak, że we wrześniu 2021 roku odbyło się w Lublinie zgromadzenie wspólników spółki E&K, a odręczny podpis handlarza bronią miał widnieć pod uchwałą o tym, co zrobić z rekordowym dla spółki zyskiem.
Informacje o śmierci Andrzeja I. pojawiły się w połowie lipca 2022 roku. Z pierwszych doniesień wynikało, że zgon mężczyzny stwierdzono jednak wcześniej, 20 czerwca. Ciało miało być skremowane już w Albanii, później jednak okazało się, że takiej możliwości nie było. Śledczy wypowiadali się o sprawie ostrożnie. – Dysponujemy niepotwierdzoną informacją o śmierci Andrzeja I. Z tego względu podjęto działania służące urzędowemu stwierdzeniu tej okoliczności – mówił ówczesny rzecznik Prokuratury Regionalnej w Lublinie Karol Blajerski.
Rzecznik prokuratury: Chcemy mieć 100-procentową pewność
„Gazeta Wyborcza” zaznacza, że po śmierci Andrzeja I. rozmawiała z szefem prokuratury w Tiranie Arensem Celą, który stwierdził, że nikt z Polski nie pytał ani o handlarza, ani o losy śledztwa w sprawie jego śmierci. Jak czytamy dalej, po ponad dziewięciu miesiącach „działania służące urzędowemu stwierdzeniu„ śmierci Izdebskiego trwają, śledztwo nie zostało umorzone, a list gończy wystawiony za szefem E&K nie został anulowany. W mocy pozostaje również postanowienie o postawieniu mu zarzutów.
– To jest dosyć proste. Chcemy mieć 100-procentową pewność, że skremowano naszego poszukiwanego. Trwają wciąż czynności zmierzające do potwierdzenia, że to był on, więc nie ma decyzji o umorzeniu kończącej to postępowanie – powiedział gazecie Andrzej Jeżyński, obecny rzecznik Prokuratury Regionalnej w Lublinie. – Sytuacja jest niestandardowa. Z reguły w takich wypadkach uczestniczymy w sekcji zwłok. W tym przypadku tak nie było. Dlatego teraz chcemy uniknąć potencjalnej kompromitacji, do której mogłoby dojść, gdyby okazało się, że osoba skremowana to jednak nie był nasz poszukiwany. Nasze stanowisko jest więc logiczne, zwłaszcza że sprawa budzi określone emocje – wyjaśnił.
Jak przypomina gazeta, ciała Izdebskiego nikt nie widział. 1 lipca konsul wydał zaświadczenie niezbędne do przewiezienia zwłok do Polski, a rodzina zleciła organizację pochówku jednej z firm pogrzebowych z Łodzi. Przy identyfikacji zwłok w Albanii nie było ani bliskich, ani nikogo ze służb konsularnych. W Polsce ciało zostało natychmiast skremowane. Również przy tym miało nie być ani bliskich, ani śledczych. 5 lipca urnę przewieziono do Lublina, gdzie później odbył się pogrzeb.
Czytaj też:
Nieoficjalne ustalenia ws. incydentu pod Bydgoszczą. „Pocisk z napisami po rosyjsku”Czytaj też:
Kłótnia Zbigniewa Ziobry z dziennikarką TVN24. „Haniebna napaść na wdowę”