Przed dom premiera wrócił skradziony Lexus. „Wtopa po całości”

Donald Tusk Źródło: Flickr / Kancelaria Premiera, KPRM Luksusowy lexus rodziny Donalda Tuska znów stoi pod jego domem w Sopocie. Auto, które zniknęło w tajemniczych okolicznościach, wróciło na swoje miejsce – a kulisy tej historii wciąż budzą więcej pytań niż odpowiedzi. Dziennikarze dotarli do informatora z Służby Ochrony Państwa, który stwierdził, że incydent był „wtopą po całości”. Po ponad miesiącu od głośnej kradzieży, lexus należący do rodziny Donalda Tuska został ponownie zauważony pod jego sopocką rezydencją. W poniedziałek, 13 października, przechodnie dostrzegli samochód zaparkowany w tym samym miejscu, z którego wcześniej zniknął. Obok pojazdu widać było funkcjonariusza Służby Ochrony Państwa. Przypomnijmy, że do kradzieży doszło w nocy z 9 na 10 września, gdy w polskiej przestrzeni powietrznej pojawiły się rosyjskie drony. To zbieg okoliczności, który rozbudził teorie o możliwym udziale obcych służb. Szybko jednak okazało się, że sprawcą był 41-letni Łukasz W. z Sopotu, który został zatrzymany i usłyszał już zarzuty. Po głośnym incydencie premier miał domagać się rozliczenia winnych z SOP. Według ustaleń „Super Expressu”, stanowiska stracili dyrektor i wicedyrektor zarządu ochrony Donalda Tuska, a szef formacji miał zostać wysłany na przymusowy urlop. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji tłumaczyło jednak, że był to „zaległy urlop”, a decyzje kadrowe dopiero są rozważane. Rzeczniczka resortu Karolina Gałecka potwierdziła z kolei, że wobec kierownictwa SOP wyciągnięto już konsekwencje służbowe. Tymczasem Łukasz W., który ukradł samochód, przebywa w areszcie tymczasowym. Grozi mu nawet 10 lat więzienia. Mężczyzna nie jest znany z kradzieży pojazdów, jednakże w przeszłości był już karany – za przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu, bezpieczeństwu w ruchu drogowym oraz mieniu. Jak ujawniła Wirtualna Polska, w chwili kradzieży nikt z ochrony nie zauważył, że lexus znika spod domu szefa rządu. Informator z SOP przekazał dziennikarzom, że to była „wtopa po całości”. – Dom premiera pilnowany jest 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, z dyżurką na miejscu, pełnym monitoringiem posesji i całego otoczenia i innymi środkami techniki ochronnej. W teorii nic takiego nie miało prawa się zdarzyć — mówił informator WP. Sprawa kradzieży i odzyskania samochodu pozostaje jednym z najbardziej komentowanych incydentów z udziałem służb w ostatnich miesiącach.Konsekwencje dla SOP i areszt dla sprawcy
„Wtopa po całości”. Ochrona spała?