10 November, 2025

Pożegnanie po 30 latach pracy skończyło się dyscyplinarkami. Afera na porodówce

Pożegnanie po 30 latach pracy skończyło się dyscyplinarkami. Afera na porodówce

Pożegnanie po 30 latach pracy skończyło się dyscyplinarkami. Afera na porodówce

Szpital, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Shutterstock / PRIYA2025 Miało być wzruszające pożegnanie, a skończyło się skandalem, oburzeniem i dyscyplinarkami. Po zawieszeniu działalności oddziału ginekologiczno-położniczego w Drezdenku (Lubuskie) personel zorganizował symboliczne spotkanie. Nikt nie spodziewał się, że nagrania z tej imprezy wywołają ogólnopolską burzę.

Personel Szpitala Powiatowego w Drezdenku – pielęgniarki, położne i lekarze – nie spodziewali się, że ich pożegnalne spotkanie po zawieszeniu oddziału ginekologiczno-położniczego przerodzi się w ogólnopolski skandal.

„Czujemy się jak przestępcy. Patologiczny personel” – mówią zwolnieni pracownicy. W telewizji pokazano ich z zamazanymi twarzami, jak kryminalistów. – Rzeczniczka szpitala mówiła o nas, że naraziliśmy pacjentów i zaburzyliśmy pracę całego szpitala. Ktoś mógłby pomyśleć, że odeszliśmy od łóżek pacjentek. A prawda jest taka, że oddział był od dawna pusty, a my chciałyśmy się tylko pożegnać. Niektóre z nas pracowały tu ponad 30 lat – mówi jedna z pracownic w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.

„Stypa porodówki”. Dwie wersje wydarzeń

Na nagraniach, które trafiły do sieci, widać, jak personel tańczy i śpiewa na korytarzu oddziału. W tle słychać różne piosenki – od Marka Grechuty po rapera śpiewającego: „Wy… mam na wasze gadanie”.

Według uczestników spotkania wszystko odbyło się w zamkniętym, pustym oddziale. – Od kilku dni hulał po nim wiatr, więc o krzywdzie jakich pacjentów mówimy? – pytają pracownicy. Mówią, że było to pożegnanie po latach wspólnej pracy, z symbolicznym bezalkoholowym szampanem i domowym ciastem.

Szpital ma jednak inną wersję. – Personel powinien być przygotowany na przyjęcie pacjentki w stanie zagrożenia życia. Oddział miał działać do północy, a tymczasem trwała tam impreza – tłumaczy rzeczniczka szpitala Katarzyna Jenek.

Zarząd placówki przekonuje, że nagranie uderzyło w wizerunek szpitala. – Film udostępnili youtuberzy, a pacjenci zaczęli dopytywać, czy w naszym szpitalu mogą czuć się bezpiecznie – dodaje rzeczniczka.

Zwolnienia, śledztwo i walka o dobre imię

Z pracy wyrzucono cztery osoby, a wobec kolejnych prowadzone są postępowania wyjaśniające. Szpital zabezpieczył monitoring i analizuje nagrania. – Tracimy wykwalifikowany personel, ale musimy reagować, bo chodzi o reputację i zaufanie pacjentów – podkreśla Jenek.

Obrony zwolnionych podjęła się adwokat Anna Wichlińska. – Oddział był faktycznie pusty, a reakcja zarządu jest nieadekwatna. Nie doszło do rażącego naruszenia obowiązków pracowniczych. To raczej pretekst do rozwiązania umów w inny sposób – ocenia prawniczka.

Wichlińska zwraca uwagę, że w małym, 9-tysięcznym Drezdenku informacja o zwolnieniach pojawiła się na oficjalnych profilach szpitala, co naruszyło dobra osobiste pracowników. – Zrobiono z nich publiczny przykład, zanim mieli prawo do obrony – mówi.

Tło sprawy? Upadająca porodówka i cicha agonia systemu

Oddział ginekologiczno-położniczy w Drezdenku zawieszono z powodu malejącej liczby porodów. Władze powiatu i zarząd szpitala od miesięcy wiedzieli, że utrzymanie oddziału będzie niemożliwe. Kobiety z regionu będą rodzić w Gorzowie, Świebodzinie, Sulęcinie, Międzychodzie, Trzciance i Barlinku.

– W tym czasie wymieniano zamki i wygaszano uprawnienia pracowników do wstępu na oddział. Nawet lekarz dyżurny miał problem, by wejść do środka. Trudno mówić o działającym oddziale, skoro w praktyce już nie funkcjonował – przypomina adwokat Wichlińska.

Nowy rozdział bez dawnych pracowników

Od 1 listopada zawieszono też oddział neonatologii. Personel pożegnał się w ciszy, przy kawie i cieście – bez muzyki i tańców. Wiosną 2026 roku szpital planuje otworzyć nowy oddział ginekologiczny, ale prawdopodobnie już bez lekarzy i pielęgniarek, którzy byli częścią „stypy porodówki”.

– Na porodówce nic wielkiego się nie wydarzyło. Po prostu pielęgniarki upiekły ciasto, doktor przyniósł Piccolo, trochę potańczyły. To nie była patologiczna impreza – podsumowuje mecenas Wichlińska.

Podobne artykuły