05 August, 2022

Sejm nie zgodził się na podwyżki dla nauczycieli. Będzie strajk? “Protest już się zaczął”

Sejm nie zgodził się na podwyżki dla nauczycieli. Będzie strajk? "Protest już się zaczął"

Sejm odrzucił przyjęte przez Senat poprawki gwarantujące nauczycielom 20 proc. podwyżki. Wśród szkolnej kadry zawrzało. Czy w nowym roku szkolnym w edukacji znów możemy spodziewać się strajku?Jeszcze przed wakacjami Związek Nauczycielstwa Polskiego wystąpił do premiera o pilne podjęcie rozmów na temat sytuacji w oświacie. Zwrócił się też do prezydenta o wsparcie dialogu między stroną rządową a społeczną. Jednocześnie ZNP w ankietach spytało nauczycieli, jaką ewentualną formę protestu preferowaliby.

Powód? Związki domagają się dwóch rzeczy: poprawy warunków pracy, a przede wszystkim wyższych wynagrodzeń dla wszystkich nauczycieli o co najmniej 20 proc., biorąc pod uwagę 15 proc. inflację. Tymczasem rządzący zaplanowali 4,4 proc. podwyżki w oświacie. Na więcej mogą liczyć tylko początkujący nauczyciele. Inaczej zresztą młody pedagog zarabiałby mniej niż ustawowa płaca minimalna, do podobnej absurdalnej sytuacji doszło w styczniu 2022.

Sejm przeciw podwyżkom dla nauczycieli

Senat poparł związkowców i zagłosował za zgłoszonymi przez nich poprawkami. Na ostatnim wakacyjnym posiedzeniu Sejmu w piątek, 5 sierpnia, posłowie – w większości głosami PiS – odrzucili jednak senackie poprawki. Tym samym 20 proc. podwyżek dla wszystkich nauczycieli od września nie będzie.

Od tego głosowania ZNP uzależniało dalsze kroki. Teraz ostatnią deską ratunku zostają rozmowy z premierem i prezydentem. – Nie mamy żadnej odpowiedzi. Milczący premier, milczący prezydent – stwierdza w rozmowie z portalem radiozet.pl Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZNP. – Czekamy na jakąkolwiek reakcję do 31 sierpnia – dodaje. A co jeśli jej nie będzie i do rozmów nie dojdzie? Tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego 2022/2023 ma się zebrać prezydium związku i podjąć decyzję w sprawie dalszych działań.

I tu trzeba wrócić do wyników ankiet z czerwca. Głosy rozdzieliły się po połowie. 50 proc. opowiedziało się za dużą manifestacją w Warszawie i akcją informacyjną na temat złych warunków pracy w szkole. I ta forma wydaje się bardziej realna i z pewnością mniejszych lub większych manifestacji w nowym roku szkolnym możemy się spodziewać. Tylko takie formy protestu – zwłaszcza dotyczące edukacji – niestety mało poruszają społeczeństwo.

Druga połowa szkolnej kadry w ankietach była bardziej radykalna i poparła uruchomienie procedur sporu zbiorowego, a to pierwszy etap do legalizacji strajku – takiego jak w 2019 roku. W tym wypadku ZNP również wystąpiło o nowelizację ustawy. Tzn. teraz drugą stroną w sporze zbiorowym jest pracodawca w osobie dyrektora szkoły, a ten praktycznie nie ma wpływu na to, jak wyglądają zarobki nauczycieli. – Do sensownego przeprowadzenia sporu zbiorowego potrzeba zmian przepisów. Drugą stroną powinna być rada ministrów lub minister edukacji – tłumaczy Baszczyński.

Powtórki z 2019 roku nie będzie

Mimo wszystko do powtórki z 2019 roku jest bardzo daleko. Po pierwsze procedury podjęcia oficjalnego strajku są bardzo długie i mogą zająć nawet kilka miesięcy. Po drugie nauczyciele wciąż odchorowują protest sprzed trzech lat i mówią wprost: taka sytuacja się nie powtórzy. Oficjalnie tamta akcja protestacyjna została tylko zawieszona, w praktyce związki przegrały wtedy z kretesem.

Rząd w czasie protestu w 2019 roku był cały czas o dwa korki do przodu, wydawało się, że każde możliwe posunięcie związkowców miał rozpisane w różnych wariantach, np. gdy strajk przedłużał się na czas matur, przegłosowano ustawę o tym, że zdających na salach może pilnować każdy, kto ma uprawnienia pedagogiczne. Na koniec nauczyciele nie dostali podwyżek (zamiast tego za dni, kiedy strajkowali, mieli potrącane pensje), podstawy programowe są wciąż przeładowane, a uczniowie coraz bardziej dociążani – bo z tym też pedagodzy chcieli walczyć.

Teraz boją się powtórki z rozrywki. Zwłaszcza, że mają więcej do stracenia. Większość już pracuje na 1,5 etatu, ma nadgodziny, za które dostaje całkiem niezłe wynagrodzenie. Jeśli się na tych lekcjach nie pojawi, nie zarobi, a przy obecnych cenach i wysokich ratach kredytów, może to być już bardzo bolesne.

Nauczyciele sami zaczęli strajk

– Już samo wejście w spór zbiorowy daje tytuł do tzw. strajku ostrzegawczego i wymusza rozmowę o warunkach pracy – zaznacza Krzysztof Baszczyński. Przypomina też: – Naszym celem nie jest strajk, tylko rozmowy i porozumienie się w sprawie wzrostu wynagrodzeń. A te rozmowy zostały zerwane przez ministra Przemysława Czarnka 7 grudnia.

Wydaje się, że najbardziej odczuwalny protest nauczyciele zaczęli sami przed wakacjami, a w zasadzie już parę lat temu, tzn. zaczęli odchodzi z zawodu i zmieniać branżę. W pewnym momencie w kuratoryjnych bankach pracy wisiało 20 tys. ofert zatrudnienia dla nauczycieli. Niektóre szkoły poszukują po kilkanaście osób, chętnych brak.

– Ostatnio pytano mnie o to, czy nauczyciele będą we wrześniu strajkować. Myślę, że strajkować to będą rodzice, jak zobaczą wakaty w szkołach swoich dzieci i liczbę lekcji, która się nie odbywa zgodnie z planem – tak podsumował sytuację polonista, Nauczyciel Roku 2021 Dariusz Martynowicz w rozmowie z radiozet.pl. Sam w maju złożył wypowiedzenie w liceum, w którym uczył.

 

Źródło: Radiozet.pl

Podobne artykuły