„Masło robione w Termomiksie”. Jak oszczędza warszawska klasa średnia? Hale Banacha w Warszawie Źródło: Wikimedia Commons / Panek Drożejące masło to dla wielu dopiero początek większych problemów finansowych. “Gazeta Wyborcza” postanowiła zapytać warszawiaków o ich sposoby na nową sytuację. Dziennikarze „GW” Arkadiusz Gruszczyński przepytał mieszkańców stolicy, robiących zakupy w Halach Banacha. Pytał o rosnące ceny i ich patenty na oszczędzanie. Zaskakująco często słyszał, że muszą zaciskać pasa.Warszawa. Rosnące ceny zauważane przez mieszkańców – Syn pracuje w hurtowni spożywczej. Mówi, że oleje już się uspokoiły, ale masło i cała reszta drożeje z tygodnia na tydzień. Widzi to na własne oczy – opowiadała jednak ze starszych kobiet. Ona sama nie oszczędza ze względu na wysoką emeryturę męża. 35-letni Robert jest już w innej sytuacji. – Żyjemy na styk, nie oszczędzamy, wszystko wydajemy. Wiem, to dziwne, ale nie mamy dzieci, za to mamy w kuchni Thermomix i dwa razy w roku jeździmy na zagraniczne wakacje. Nawet 500 zł w miesiącu nie jesteśmy w stanie odłożyć – opowiadał. Warszawiacy nie chcą rezygnować z przyjemności, starają się żyć tak, jak wcześniej. Zauważają jednak zmieniającą się rzeczywistość i ograniczają częstotliwość rozrywek. – Jeszcze rok temu bywaliśmy trzy razy w tygodniu na mieście, dzisiaj raz. Rok temu chodziliśmy na masaż dwa razy w miesiącu, teraz raz za sześć tygodni – mówił dalej Robert. Zdradził, że masło robi z żoną we wspomnianym Termomiksie.Uber to już rozrzutność, ale jeszcze nie luksus? 40-letni Jakub zarabia ponad 10 tys. zł na rękę, ale i tak oszczędza. – Kiedy przyjechałem na studia do Warszawy, miałem miesięcznie na utrzymanie 500 zł. Po latach oszczędzania udało mi się kupić mieszkanie, cena za metr na Starej Ochocie nie przekraczała wtedy 7 tys. zł. Nie jest to duże mieszkanie, tylko 30-metrowa kawalerka – wyjaśniał. – Nadal mam umysł biedaka, dlatego wciąż oszczędzam – podkreślał. Nie ma samochodu, jeździ rowerem przez 8 miesięcy w roku, by zimą przesiadać się do komunikacji miejskiej. Mieszka sam, więc często zamawia jedzenie na wynos lub gotuje sobie na trzy dni. – Kiedy wracam z imprezy, zamawiam Ubera, uznaję to za rozrzutność, ale nie za luksus. Dwa razy do roku jeżdżę na zagraniczne wakacje, kupuję tylko dobre buty i dobre ubrania, żeby ich często nie wymieniać – mówił. Przyznał, że ostatnio w nocy zrezygnował z taksówki, gdy zobaczył cenę. Do domu wrócił pieszo.Wybory prezydenckie w cieniu wysokich cen? „Wyborcza” łączy problem rosnących cen z nadchodzącymi wyborami prezydenckimi. Przypomina, że Donald Trump wygrał wybory ze względu na gospodarkę i refleksję Amerykanów, którzy czuli, że mają mniej pieniędzy. Zauważa, że kandydaci obozu rządzącego będą ścigać się z czasem, bo problemy ekonomiczne w końcu pojawią się w pełnej sile. – Wyborcy szeroko pojętej koalicji rządzącej, wśród których są grupy lepiej sytuowane ekonomicznie lub ze stabilnym zatrudnieniem, będą dłużej akceptowały pogarszające się warunki ekonomiczne – zapowiadał politolog prof. Rafał Chwedoruk z UW. Przewidywał, że kwestie ekonomiczne będą dominować wśród prawicowego elektoratu. Jego zdaniem jednak PiS powinien postawić na Beatę Szydło lub Mateusza Morawieckiego, którzy kojarzą się z programami społecznymi lub zarządzaniem gospodarką w trudnych czasach. – Zamiast tego PiS wystawił Karola Nawrockiego, boksera i historyka z zamożnego Gdańska, który nigdy nie był kojarzony z transferami socjalnymi czy wielkimi projektami inwestycyjnymi – dziwił się. Stwierdzał, że ułatwi to kampanię Sławomirowi Mentzenowi z Konfederacji.