Przejmujące słowa rodziców zaginionego Krzysztofa Dymińskiego. „To jest najgorsze”

Agnieszka i Daniel Dymińscy Źródło: Wprost – To nie jest tak jak w filmach, że wszyscy ruszają na hurra i szukają twojego dziecka. Nie. Przychodzi moment, kiedy zostajesz sama w domu, kiedy zamykają się drzwi i nie wiesz co dalej. Nie wiesz, czy twoje dziecko jest bezpieczne, nie wiesz, czy żyje. Niczego nie wiesz. I czekasz w ciągłej niepewności. To jest najgorsze – mówi w podcaście „Rozmowa Wprost” Agnieszka Dymińska, mama zaginionego Krzysztofa. – System w Polsce nie jest zły. To nie jest tak, że wszystko działa źle. To nie o to chodzi, nie chcemy tego powiedzieć. Ale widzimy pewne obszary do poprawy – dopowiada Daniel Dymiński. 27 maja 2023 r. ok. godz. 4 nad ranem 16-letni wówczas Krzysztof Dymiński opuścił swoje miejsce zamieszkania, nie zostawiając bliskim żadnej wiadomości. Ok. godz. 6:00 był widziany na Moście Gdańskim w Warszawie. Od tego czasu, przez ponad dwa lata, nie skontaktował się ze swoją rodziną. Kilka tygodni temu, we wrześniu 2025 r., policja opublikowała zdjęcie, które uwzględnia progresję wiekową Krzysztofa. W nowym odcinku podcastu „Rozmowa Wprost” Agnieszka i Daniel Dymińscy, rodzice zaginionego chłopaka, wrócili do dnia, który poprzedził zaginięcie. – To był Dzień Matki. Krzysiek dał Agnieszce kwiaty, następnie poszedł do szkoły, później pojechał na spotkanie ze swoją koleżanką, którą traktował jak dziewczynę. Wrócił do domu. Wieczorem rozmawialiśmy na temat tego, co będziemy robić w sobotę. Ułożyliśmy plan. To była normalna rodzinna rozmowa – mówi tata 18-letniego dziś Krzysztofa. Zachęcamy do obejrzenia całej rozmowy z rodzicami Krzysztofa Dymińskiego:
Minęły dwa lata od zaginięcia Krzysztofa Dymińskiego. Jego rodzice zabrali głos

– (27 maja – red.) wstałam rano, ponieważ umówiłam się z synem, że zawiozę go na spotkanie przygotowujące do bierzmowania. Weszłam do jego pokoju i okazało się, że go nie ma – wspomina Agnieszka Dymińska. Jak dodaje, od razu wraz z mężem zaczęli typować miejsca, gdzie może być ich syn i weryfikować różne scenariusze. Pojawili się m.in. tam, gdzie miało odbywać się wspomniane spotkanie. – Gdy okazało się, że syna tam nie ma, nie ma żadnego sygnału, nikt nie wie, gdzie jest, zdecydowaliśmy się zgłosić zaginięcie na policji – przypomina mama Krzysztofa.
Dymińscy wspominają pierwsze chwile po zaginięciu syna. „Stworzyliśmy sztab kryzysowy”
Od tego czasu policja rozpoczęła własne czynności poszukiwacze, ale rodzice Krzysztofa nie siedzieli w miejscu. – Stworzyliśmy sztab kryzysowy u nas w domu. Podzieliliśmy się na różne grupy. Była grupa, tzw. medialna, która zbierała informacje o różnych portalach, gdzie można zamieszczać komunikaty o zaginięciu i tworzyła je. Kolejna grupa przygotowywała plakaty, kolejna jeździła we wskazywane miejsca, gdzie Krzysztof był widziany – opowiada Daniel Dymiński.
Jak dodaje, w działania zaangażowali się też przyjaciele rodziny i wspólnie szukali Krzysztofa w miejscach, gdzie najbardziej lubił przebywać, pokazywali zdjęcia przechodniom, rozwieszali plakaty. – Zaczepialiśmy służby miejskie, pokazywaliśmy wizerunek Krzysia. Pytaliśmy policjantów, czy wiedzą o zaginięciu naszego syna. Zdziwiliśmy się, gdy pierwszy patrol policji powiedział, że nic na ten temat nie wie, a drugi powtórzył te słowa. To była trzecia rano, już w niedzielę. To było dla nas dziwne, bo wydawało nam się, że co najmniej cała warszawska i okoliczna policja, że wszystkie służby mają wizerunek naszego syna i po prostu go szukają. Okazuje się, że to tak do końca nie działa – relacjonuje Daniel Dymiński.
– Jako rodzina staraliśmy się być po prostu sprawczy, spróbować mieć wpływ na cokolwiek. A tak naprawdę, proszę mi wierzyć, to jest bardzo trudne, bo świat ci się zawala, nie wiesz, gdzie jest twoje dziecko, nie wiesz, czy jest bezpieczne. Nic nie wiesz – dopowiada mama Krzysztofa.
Rodzina Dymińskich zdecydowała się udostępnić prywatny numer komórkowy, aby osoby, które widziały ich syna lub osobę bardzo podobną do ich dziecka, mogły się z nimi bezpośrednio skontaktować. – Wtedy mieliśmy sprawczość nad tym, co ludzie zgłaszają, bo informacje z policji, czy z innych fundacji spływały albo z dużym opóźnieniem, albo w ogóle – mówi Daniel Dymiński.
Rodzice Krzysztofa Dymińskiego o „kluczowym momencie”. „Stał na tym moście ponad 20 minut”
Daniel Dymiński określił dzień 1 czerwca – kiedy policja zaprosiła rodziców Krzysztofa na rozmowę – jako „kluczowy moment”. Jak relacjonuje, to właśnie wtedy, po kilku dniach od zaginięcia dziecka, dowiedzieli się, że ich syn stał na Moście Gdańskim. Jednak ze względu na to, że monitoring na mostach ma dużo tzw. martwych stref, nie wiadomo, co stało się z Krzysztofem.
– Krzysiek stał na tym moście ponad 20 minut. To był dzień, to była sobota, przejeżdżały tramwaje, służby mają zapewne centralny monitoring – mówi Daniel Dymiński. – Czwarta, piąta rano. Młody chłopak 20 minut stoi na moście i nikt nie reaguje. To jest dla mnie ogromnie dziwne, że taka sytuacja w cywilizowanym kraju w XXI wieku w ogóle ma miejsce – dodaje.
Dymińscy poszukują swojego syna zarówno na lądzie, jak i w wodzie. Tata Krzysztofa na własną rękę prowadzi poszukiwania syna w Wiśle. – Jeżeli ktoś, kto nas ogląda, miałby dobry sposób albo jakieś narzędzia, systemy, które pozwolą odnaleźć osobę, która, załóżmy, od dwóch i pół roku jest w wodzie, w Wiśle, prosimy o kontakt. Na pewno weźmiemy to pod uwagę i chcielibyśmy z tego korzystać, bo już naprawdę wypróbowaliśmy wszystkie możliwe sposoby: od prostego pływania na łódce, poprzez sonarowanie, nurkowanie, drony podwodne, kamery podwodne – wylicza.
Dwa sygnały, które budzą nadzieję. „Do dzisiaj nie wiemy, kto to był”
Rodzice Krzysztofa Dymińskiego zwrócili się też z podziękowaniami do internautów, którzy w dobrej wierze przekazują im na bieżąco informacje, że widzieli ich syna albo osobę, która jest do niego łudząco podobna.
– Te zgłoszenia są dla nas bardzo ważne. Każde z nich sprawdzamy. Dziękujemy też tym osobom, które zamawiają u nas plakaty. Można to zrobić na naszej stronie www.dyminski.pl. Plakaty dostarczamy za darmo. Wysyłamy je za darmo do każdej osoby, która się zgłosi. Zapraszamy też do zapisywania się do grup, do sekcji poszukiwawczych, które mamy na naszej stronie – mówi Daniel Dymiński.
Rodzice Krzysztofa Dymińskiego wspomnieli również o kilku sygnałach, które do dzisiaj pozostają niewyjaśnione. Jak mówi mama 18-latka, dwa z nich zostawiają nutkę nadziei, że jej syn żyje.
– Pierwszy sygnał to filmik, kiedy osoba, która jechała samochodem, nagrała wędrowca przy drodze. Do dzisiaj nie wiemy, czy to był Krzysztof, czy osoba łudząco podobna do niego, dlatego że nie wiemy, jakie czynności podjęła policja, żeby sprawdzić tę osobę, czy udało im się ją zidentyfikować. Obydwoje stwierdziliśmy, że ten chłopak, ten mężczyzna jest łudząco podobny do Krzyśka. Dawaliśmy nawet 95 proc. podobieństwa. Analizowaliśmy ten filmik na wiele sposobów i w czasie rzeczywistym, i w zwolnionym tempie, kadr po karze. To naprawdę bardzo podobna osoba. Do dzisiaj nie wiemy, kto to był – opowiada Agnieszka Dymińska.
– Drugi taki sygnał mieliśmy od gospodarza, który powiadomił nas kilka dni później, ponieważ nie wiedział o zaginięciu naszego dziecka, że był u niego bardzo podobny chłopak. Zeznał na policji, że jego zdaniem to był Krzysztof – dodaje i zaznacza, że ten sygnał też pozostaje niewyjaśniony.
Tata Krzysztofa Dymińskiego: Jesteśmy po prostu zszokowani
Rodzice Krzysztofa do dzisiaj nie zobaczyli nagrania z monitoringu z Mostu Gdańskiego, na którym widać ich syna. Jak mówi Daniel Dymiński, w odpowiedzi na prośby o udostępnienie materiału do wglądu, rodzina słyszy argumenty o tajemnicy działania operacyjnego.
– Co my, biedni ludzie z tego domu, zobaczymy na tym nagraniu, jakie działania operacyjne policji zostaną ujawnione, kiedy pokazaliby nam nagrania z ostatniej drogi naszego syna? Pytam się głośno, jakie działania operacyjne policji zostałyby ujawnione? Jesteśmy po prostu zszokowani. Nie oczekiwaliśmy, że dostaniemy to nagranie, żebyśmy mieli je na stałe. Prosiliśmy, żeby wyświetlono nam je w zamkniętym pomieszczeniu, tylko dla nas dwojga. Tego też nam odmówiono. To są po prostu zawiłości, kruczki prawne, bo rodzina nie jest stroną w poszukiwaniach – komentuje tata 18-latka.
Kampania „Gdzie jesteś?”. W postulatach m.in. Child Alert i Alert RCB
Agnieszka i Daniel Dymińscy stworzyli kampanię „Gdzie jesteś? Gdy znika dziecko, gubi się cała rodzina”. Jej celem jest wsparcie rodzin, które szukają swoich zaginionych dzieci. – System w Polsce nie jest zły. To nie jest tak, że wszystko działa źle. To nie o to chodzi, nie chcemy tego powiedzieć. Ale widzimy pewne obszary do poprawy – mówi Daniel Dymiński.
Wśród postulatów jest m.in. wprowadzenie przepisów prawnych umożliwiających dostęp do materiałów zgromadzonych przez policję na każdym etapie poszukiwań, objęcie opieką psychologiczną rodziny zaginionego od momentu zgłoszenia zaginięcia na policji, a także wykorzystanie pełnego zakresu możliwości systemu Child Alert i uruchamianie Alertu RCB na wybranych obszarach kraju dla każdego zaginięcia, które spełnia wymogi.
Agnieszka i Daniel Dymińscy podkreślają, że obecnie zmieniły się kryteria do uruchamiania Child Alert, co mocno ogranicza możliwości. – Występowaliśmy z kilkoma pismami do Komendy Głównej Policji, bo uważamy, że to jest bardzo zły ruch dla osób zaginionych i dla całego systemu. Niestety, takie decyzje zostały podjęte – podkreśla tata Krzysztofa.
– Mamy przykład dziewczynki z Andrychowa, która przez ileś godzin leżała w śniegu. Gdyby wtedy został uruchomiony alert RCB dla okolicznych mieszkańców, to na pewno każdy z nas, przynajmniej na te 2-3 minuty, podniósłby wzrok znad telefonu i obejrzał się wokół siebie – mówi Daniel Dymiński. 14-letnia Natalia trafiła do szpitala w głębokiej hipotermii. Jej życia nie udało się uratować.
Poruszające słowa mamy Krzysztofa Dymińskiego. „To jest najgorsze”
Rodzice Krzysztofa spotykają się z odpowiedzią, że alert uruchamiany wielokrotnie traci na znaczeniu. – Z innej perspektywy patrzy się, analizując statystyki i mówiąc o ogólnych trendach, wyciągając ogólne wnioski, że coś spowszednieje, że coś przestanie działać. Natomiast inna jest wtedy, kiedy to twoje dziecko zaginie. Kiedy to ty potrzebujesz pomocy i kiedy to ty liczysz na to, że państwo polskie, które ma tyle narzędzi, tyle służb, tyle grup poszukiwawczych, liczysz po prostu na to, jako obywatel, że wszyscy spróbują ci pomóc – mówi Agnieszka Dymińska.
– A tak to nie działa. Niestety, przekonaliśmy się, że to nie jest tak jak w filmach, że wszyscy ruszają na hurra i szukają twojego dziecka. Nie. Przychodzi moment, kiedy zostajesz sama w domu, kiedy zamykają się drzwi i nie wiesz co dalej. Nie wiesz, czy twoje dziecko jest bezpieczne, nie wiesz, czy żyje. Niczego nie wiesz. I czekasz w ciągłej niepewności. To jest najgorsze – podsumowuje mama zaginionego Krzysztofa.