Pożary w Grecji. Polka z Rodos: Upał 41 stopni, gryzący dym, słupy wybuchających języków ognia
Ministerstwo Spraw Zagranicznych w związku z pożarami w Grecji podkreśliło, że resort wraz z ambasadą Polski w Atenach „na bieżąco monitorują sytuację i pozostają w kontakcie z polskimi turystami”. MSZ dodało, że obecnie życie obywateli polskich nie jest zagrożone. „Obsługą logistyczną turystów zajmują się miejscowe służby oraz biura podróży, które są odpowiedzialne za ich pobyt w Grecji” – podkreślono w komunikacie.
„Rodos w ogniu. Ewakuacja jak ucieczka. W pośpiechu, bez planu, w niewiadomą. Całą noc krążyliśmy w kolejnych autokarach po wyspie. Nad ranem znaleźli nam miejsce w Rodos Palace. Z 1000 osób śpi w holu na podłodze, krzesłach, walizkach. Rezydent Grecosa nieosiągalny. Nie mamy pojęcia, co dalej” – napisała w mediach społecznościowych Anna Kostrzewska.
Polska turysta o pożarach w Grecji. „Warunki są bardzo ciężkie”
Z kolei pani Ewa w rozmowie z Faktem podkreśliła, że „warunki są bardzo ciężkie, choć możliwie najlepsze dzięki hotelowi”. – Brak pryszniców, toalety są dostępne, jest też dostępne cały czas jedzenie. Gdyby nie obsługa hotelu, która jest skuteczna i profesjonalna, to byśmy się wszyscy tutaj ugotowali – relacjonowała Polka. Pani Ewa dodała, że „inni zostali ulokowani w szkołach, budynkach publicznych, a nawet na dworze, przy panującym ponad 40-stopniowym upale”.
Kobieta ubolewała, że „nie ma żadnej informacji, jak długo to jeszcze może potrwać”. – Chaos organizacyjny jest ogromny. Cały czas jesteśmy przesuwani o godzinę, o dwie, że będą podawane jakieś informacje dotyczące ewentualnych lotów do Polski albo możliwości powrotów do hoteli, które są już bezpieczne. Ja jestem tutaj do 31 lipca i nie mam pojęcia, czy będę mogła wrócić wcześniej – podsumowała.
Kobieta o ewakuacji: Tłum instynktownie zaczął uciekać drogą w stronę czystego nieba
Z kolei pani Małgorzata opowiedziała o ewakuacji. – Polegała na wybiegnięciu z hotelu na plażę, gdzie wszędzie był gryzący w oczy i nos dym. Ktoś przyniósł prześcieradło i darł na paski, abyśmy zamoczyli w morzu i owinęli sobie na twarzach. Niestety dym był tak duszący, że tłum instynktownie zaczął uciekać drogą w stronę czystego nieba, które przez wiatr cały czas się oddalało – zaczęła.
Turystka wyjaśniała, że „nikt niczym nie koordynował, nie mówił, czy dobrze idą”. – Nad głowami helikoptery tankujące wodę z morza. Upał 41 stopni, gryzący dym, za nami słupy wybuchających co chwila języków ognia na dachach budynków, wśród płaczu dzieci, mdlejących ludzi, przeszliśmy tak osiem kilometrów – kontynuowała pani Małgorzata. Podkreśliła, że wszystko zostało w hotelu, a dzieci są zestresowane. – Na infolinii w Polsce nic nie wiedzieli, że coś się dzieje – zakończyła.
Czytaj też:
Itaka z pilnym apelem do klientów. Możliwa nagła zmiana planówCzytaj też:
Fatalne wieści dla turystów. Duże biuro podróży odwołuje loty na grecką wyspę