„Cuda nad urnami”. Tak Polacy oceniają pomysł ponownego liczenia głosów

Wybory 2025 Źródło: Shutterstock Dziś, 1 lipca, Sąd Najwyższy ogłosi decyzję dotyczącą ważności wyborów prezydenckich. Dyskusja, która wybuchła po zgłoszeniu licznych protestów wyborczych i pojawieniu się wątpliwości co do rzetelności procesu wyborczego, skutkuje silną polaryzacją społeczną. Z najnowszego sondażu przeprowadzonego przez IBRiS dla „Rzeczpospolitej” wynika, że Polacy nie są zgodni, czy ponowne przeliczenie głosów jest konieczne. Na pytanie „Czy uważa Pan/i, że istnieje uzasadniona potrzeba ponownego przeliczenia głosów w wyborach prezydenckich?” 29,8 proc. ankietowanych odpowiedziało, że głosy należy przeliczyć we wszystkich komisjach. 31,2 proc. poparło opcję przeliczenia tylko tam, gdzie zgłoszono oficjalne protesty wyborcze. Przeciwko jakiejkolwiek ingerencji opowiedziało się 37,1 proc. badanych. Jedynie 1,9 proc. nie ma w tej sprawie zdania, co świadczy o niezwykle emocjonalnym charakterze tej debaty. Rozkład opinii odzwierciedla nie tylko różnice światopoglądowe, ale też partyjne sympatie. Wśród wyborców partii tworzących koalicję rządzącą – KO, PSL, PL2050 i Lewicy – aż 57 proc. opowiada się za pełnym, ogólnokrajowym przeliczeniem głosów. Kolejne 36 proc. uważa, że należy ograniczyć się tylko do komisji objętych protestami. Zaledwie 5 proc. nie widzi potrzeby żadnych działań. Z kolei wyborcy opozycyjnych formacji – PiS, Konfederacji i Razem – w zdecydowanej większości, bo aż 65 proc., nie chcą żadnego ponownego przeliczania. Tylko 6 proc. z nich opowiada się za powtórką w każdej komisji. Równie zróżnicowane podejście mają osoby niezdecydowane i te, które nie wzięły udziału w wyborach. 34 proc. z tej grupy postuluje liczenie we wszystkich komisjach, 29 proc. – tylko tam, gdzie zgłoszono nieprawidłowości, a 33 proc. uznaje, że nie ma potrzeby podejmowania żadnych działań. Premier Donald Tusk w ostatnich dniach publicznie stara się łagodzić ton, mimo że wcześniej sam pytał na portalu X: „Czy panowie nie chcą poznać prawdziwego wyniku wyborów?”. Chodziło o Jarosława Kaczyńskiego i Karola Nawrockiego. W weekend Tusk sugerował, że nieprawidłowości raczej nie miały wpływu na wynik wyborów w skali kraju, choć jego wcześniejsze wypowiedzi brzmiały inaczej. W mediach społecznościowych jego próba złagodzenia nastrojów spotkała się z ostrą krytyką najbardziej zaangażowanych zwolenników KO. Dla wielu z nich taka zmiana retoryki była trudna do zaakceptowania, a niektórzy posunęli się nawet do oskarżeń o „zdradę” ideałów wyborczych. Jednocześnie emocje wśród sympatyków rządu podgrzewała sytuacja związana z Karolem Nawrockim. Część polityków KO naciskała na Szymona Hołownię, by odroczył Zgromadzenie Narodowe, co miałoby uniemożliwić Nawrockiemu złożenie przysięgi przed Sądem Najwyższym. Prof. Bartłomiej Biskup z Uniwersytetu Warszawskiego, cytowany przez „Rzeczpospolitą”, komentuje sytuację następująco: „Można było się tego spodziewać, tzn. takich wyników. Ponownego przeliczenia wszędzie chcą wyborcy, których kandydat przegrał w wyborach prezydenckich, na zasadzie ‘a być może wynik będzie inny’. Wynik sondażu jest związany z poglądami politycznymi badanych, a nie z ich oceną demokracji jako takiej czy pracy komisji wyborczych. Z tym bym wiązał te odpowiedzi”. Zdaniem politologa nie chodzi tu o rzeczywistą troskę o jakość demokracji, lecz raczej o reakcję na przegraną i próbę zakwestionowania niekorzystnego wyniku. W przeddzień decyzji Sądu Najwyższego sytuacja zaostrzyła się również na poziomie instytucjonalnym. Jak poinformował SN, w poniedziałek do jego siedziby weszli prokuratorzy Prokuratury Krajowej, żądając dostępu do akt 214 spraw z protestów wyborczych. Powoływali się na polecenie przełożonych. W oficjalnym komunikacie SN przekazano: „Sąd Najwyższy informuje, że w dniu dzisiejszym dwóch prokuratorów PK złożyło stanowisko PG w postępowaniu o stwierdzenie ważności wyboru Prezydenta RP (sygn. akt I NSW 9779/25). Prokuratorzy zażądali jednocześnie wstępu do sekretariatu IKNiSP i wydania im akt spraw z protestów wyborczych tłumacząc swoje żądania poleceniem, jakie otrzymali od przełożonych. Pouczono ich o procedurze, w ramach której mogą uzyskać dostęp do akt z zastrzeżeniem, że nie może to dotyczyć akt, które są w dyspozycji składów orzekających. Prokuratorzy po konsultacjach telefonicznych zażądali dostępu do akt 214 spraw zainicjowanych protestami wyborczymi. Obecnie wypełniają stosowne wnioski – 1 wniosek dla każdej sprawy. Wniosek taki później będzie dołączony do akt danej sprawy”. Dodatkowo Sąd Najwyższy zapowiedział, że tego samego dnia zostaną wydane postanowienia w sprawie około 130 ostatnich protestów wyborczych. Premier Tusk, odnosząc się do spekulacji o ewentualnej zmianie kompetencji Sądu Najwyższego, zaznaczył jasno: „Nie ma takiej możliwości i też chciałbym, żeby to dotarło do wszystkich, aby SN został zastąpiony w tej sprawie, czyli uznawania ważności lub nieważności wyborów, przez prokuraturę czy rząd”. To jednoznaczne stanowisko ma na celu ograniczenie spekulacji, jakoby rząd chciał ingerować w konstytucyjne prerogatywy sądu. Tymczasem działania prokuratury, która powołała specjalny zespół śledczy i zamówiła ekspertyzy, budzą kontrowersje – zwłaszcza że wchodzą w zakres prac ciała, które dopiero ma wydać orzeczenie w sprawie legalności wyborów.Tusk tonuje emocje, ale naciski nie ustają
Eksperci: wynik sondażu to efekt emocji, nie wiedzy o demokracji
Prokuratura wkracza do akcji. SN: „Wydamy dziś decyzje ws. 130 protestów”
Tego nie da się obejść. SN będzie musiał zdecydować