28 June, 2022

Policjanci wywieźli Piotra do lasu. Nie przeżył, ale sąd i obrońca nie widzą związku

Policjanci wywieźli Piotra do lasu. Nie przeżył, ale sąd i obrońca nie widzą związku

Sąd uznał, że policjanci w zasadzie chcieli wyświadczyć mężczyźnie przysługę: wywieźli go do lasu, ale nie porwali. Rodzina zmarłego walczy o zmianę zaskakującego wyroku.

Rzadko się zdarza, że obrońcy nie składają apelacji od wyroku skazującego i chcą utrzymania go w mocy. Ale rzadko też sąd okazuje się tak wyrozumiały: skazuje policjantów, choć w zasadzie usprawiedliwia. Sprawa śmierci 36-letniego Piotra miała być sygnałem, że przekraczanie uprawnień się nie opłaca. Na razie jedyną odczuwalną sankcją okazała się być utrata pracy.

Gdyby nie interwencja policji, Piotr nadal by żył

Sąd Okręgowy w Poznaniu zajął się we wtorek 28 czerwca apelacją od wyroku, który przed rokiem zapadł w Gnieźnie. Skarżą go prokuratura i rodzina zmarłego. Chcą albo zmiany wyroku, albo powtórzenia procesu.

– Sąd podszedł do sprawy lekceważąco. Nie widzi nic złego w tym, że policjanci nie wypełniają obowiązków – oskarżał adwokat Michał Pełechaty, pełnomocnik rodziny.

Piotr mieszkał z matką w Pobiedziskach, 30 km od Poznania. Po śmierci ojca załamał się i wpadł w alkoholowe ciągi. W maju 2018 roku zaginął. Świadkowie widzieli go po raz ostatni przy radiowozie z dwojgiem policjantów.

– Gdyby nie interwencja, nadal by żył – przekonywał we wtorek mec. Pełechaty.

Policjanci wywożą do lasu

W dniu śmierci Piotr pił od rana. W południe mieszkańcy zobaczyli, że leży na poboczu drogi. Wezwali policję, bo bali się, że dostanie udaru słonecznego. Na miejsce przyjechał dwuosobowy patrol: sierżant z trzyletnim stażem w policji i posterunkowa z rokiem służby.

Policjanci popełnili szereg błędów:

  • Uznali, że Piotr jest pijany, mimo że nie zbadali go alkomatem.
  • Nie wezwali pogotowia ratunkowego.
  • Powinni byli odwieźć mężczyznę do izby wytrzeźwień lub do miejsca zamieszkania (nie byłby to problem, bo Piotr leżał 70 m od domu).
  • Zamiast tego wywieźli go do lasu pod Pobiedziskami i porzucili. Liczyli, że gdy wytrzeźwieje, sam wróci do domu.
  • Interwencji nie odnotowali w notatnikach. Przełożonych okłamali, że na poboczu nikt nie leżał.

Policjantom się spieszyło

Rodzina Piotra zgłosiła zaginięcie. Jego ciało znaleziono następnego dnia w lesie. Miał otarcia i siniaki, a przyczyną śmierci okazał się krwiak mózgu. Biegli uznali, że ktoś mógł go uderzyć twardym narzędziem lub mógł sam upaść na ziemię. Nie potrafili tego rozstrzygnąć.

Tymczasem, gdy krwiak rośnie, objawy można łatwo pomylić z upojeniem alkoholowym.

Dwa lata wcześniej Piotr miał atak epilepsji. Lekarze rozpoznali padaczkę alkoholową. Nie leczył się, bo nie miał pracy i nie był ubezpieczony.

Szybko ustalono, że to policjanci wywieźli mężczyznę do lasu. Według prokuratury uznali, że izba wytrzeźwień w Poznaniu jest za daleko i nie zdążyliby wrócić do Pobiedzisk przed końcem służby. Sierżantowi bardzo się tego dnia śpieszyło. Miał zająć się dzieckiem, bo narzeczona chciała jechać na zakupy. Za dwa tygodnie mieli się pobrać, a ona nie miała jeszcze butów do sukni ślubnej.

Sąd wierzy policjantowi, a nie prokuraturze

Policjant twierdził, że to Piotr sam poprosił o wywiezienie do lasu, bo nie chciał, by matka widziała go pijanego. Prokuratura uznała te wyjaśnienia za niewiarygodne.

W taką wersję uwierzył jednak sędzia Paweł Longier z Sądu Rejonowego w Gnieźnie. Uznał, że gdyby policjantom się spieszyło, to odwieźliby mężczyznę do domu. A skoro nie odwieźli, to tylko dlatego, że sam ich o to poprosił.

Prokuratura oparła się głównie na wyjaśnieniach posterunkowej, która przyznała się do winy. Opowiedziała, że sierżant, który dowodził patrolem, uderzył Piotra w twarz. Ale sędzia uznał, że “policzkowanie jawi się jako zachowanie nieracjonalne i niecelowe”. I policjantce nie uwierzył.

Sąd skazał policjantów jedynie za niedopełnienie obowiązków oraz narażenie Piotra na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia. Kara była raczej symboliczna: rok więzienia w zawieszeniu i czteroletni zakaz pracy w policji (wcześniej policjantów wyrzucono już ze służby).

Sąd nie dopatrzył się natomiast bezprawnego pozbawienia wolności, czyli uprowadzenia Piotra.

Przyjął, że mężczyzna sam chciał jechać do lasu, a policjanci w zasadzie wyświadczyli mu przysługę.

Rodzina zmarłego chciała, by policjanci odpowiedzieli także za nieumyślne spowodowanie śmierci. Jednak prokuratura takiego zarzutu nie postawiła. Sąd również nie dopatrzył się związku między wywiezieniem do lasu a śmiercią Piotra.

Prawnik rodziny zarzuca sądowi łatwowierność

Tak łagodny wyrok i wyrozumiałość sądu ucieszyły obrońców policjantów. Nie zaskarżyli wyroku.

Adwokat Michał Pełechaty, pełnomocnik rodziny, uważa, że Sąd Okręgowy powinien zmienić wyrok. Zmiana miałaby polegać na przyjęciu, że policjanci uprowadzili Piotra i nieumyślnie spowodowali jego śmierć, a dowódca patrolu dodatkowo naruszył nietykalność cielesną, uderzając go po twarzy.

– Wyrok w obecnym brzmieniu nie może się ostać – przekonywał. Zarzucał sądowi w Gnieźnie liczne błędy, m.in. odrzucenie wniosku o przesłuchanie biegłych medyków sądowych. Wytknął też sądowi łatwowierność w ocenie wyjaśnień dowódcy patrolu. – Nie są wiarygodne – dodawał.

Adwokat Michał Lewicki, obrońca policjanta, wytknął z kolei rodzinie zmarłego, że jej apelacja opiera się na “emocjach i obrazie wykreowanym na początku tej sprawy”. Jego zdaniem posterunkowa, która opowiedziała o uderzeniu w twarz, celowo ubawiła swoją wersję, bo liczyła na przychylność prokuratury i łagodniejsze potraktowanie.

– Sąd potrafił chłodno ocenić tę sprawę – mówił adwokat. – Nie można łączyć śmierci pana Piotra z zachowaniem oskarżonych.

Policja wywozi do lasu, bo do izby wytrzeźwień za daleko. 36-letniego Piotra znaleziono nazajutrz martwego

Policjant udawał dostawcę pizzy

Tę sprawę opisywaliśmy w reportażu w “Wyborczej” już w 2019 roku. Pracując nad nim, przeczytaliśmy dokładnie prokuratorskie akta. Co z tego wynika? Sąd w Gnieźnie pominął na przykład, że rodzina Piotra bardzo szybko zgłosiła zaginięcie, oskarżeni policjanci o tym wiedzieli, ale milczeli.

Według medyków sądowych Piotr zmarł dopiero w nocy, po kilkunastu godzinach w lesie.

Gdyby zatem policjanci od razu ujawnili, że wywieźli go do lasu, można byłoby udzielić mu pomocy.

Zamiast tego policjanci ustalali wspólną wersję, by uniknąć odpowiedzialności. A nawet na własną rękę sprawdzali, czy Piotr przypadkiem się nie odnalazł. Kilka godzin po wywiezieniu go do lasu sierżant pojechał do jego matki i wypytywał, czy syn jest w domu. Ale nie jako policjant – był w cywilnym ubraniu i podawał się za dostawcę pizzy.

Sędzia Anna Judejko z sądu w Poznaniu ogłosi wyrok 12 lipca.

 

Podobne artykuły