Burza po decyzji MEN. Przedszkolaki trafią pod skrzydła „opiekunek z kompetencjami”?

Przedszkole, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Shutterstock Nowa propozycja Ministerstwa Edukacji Narodowej wzbudziła ogromne emocje wśród rodziców i środowisk oświatowych. Resort chce umożliwić zatrudnianie w przedszkolach osób nieposiadających kwalifikacji pedagogicznych, ale dysponujących „kompetencjami do pracy z dziećmi”. Nauczyciele nie kryją oburzenia – ich zdaniem to poważne osłabienie standardów edukacyjnych. Pod internetową petycją przeciwko projektowi podpisało się już blisko 40 tysięcy osób. Braki kadrowe to realny problem w polskich przedszkolach. W placówkach publicznych i prywatnych pracuje obecnie około 138 tysięcy nauczycieli, a według danych z połowy czerwca brakuje jeszcze ponad 1650 pracowników. Ministerstwo ma pomysł na zapełnienie tych wakatów – planuje umożliwić zatrudnianie osób bez tytułu nauczyciela, ale z odpowiednimi predyspozycjami do pracy z dziećmi. W lipcu Rada Ministrów zaakceptowała projekt ustawy, który przewiduje zatrudnianie takich osób nie tylko do zajęć dodatkowych, ale do pełnego prowadzenia grup przedszkolnych. To jednak budzi poważne zastrzeżenia ekspertów i samych nauczycieli. Dr Zuzanna Jastrzębska-Krajewska, nauczycielka wychowania przedszkolnego i edukacji wczesnoszkolnej, terapeutka i pedagożka specjalna znana jako „Pani Zuzia”, ostro ocenia pomysł resortu. – To kolejny policzek dla nas – zauważa, zaznaczając, że zawód nauczyciela przedszkolnego jest od lat degradowany. W rozmowie z Interią przypomina, że nauczyciel przedszkolny nie tylko bawi dzieci, ale realizuje podstawę programową – uczy, obserwuje, prowadzi dokumentację i reaguje na potrzeby rozwojowe dziecka. – Jego narzędziem pracy nie są klocki i kredki, one są narzędziem do przekazywania wiedzy – zaznacza. Z jej perspektywy forma i czas ogłoszenia zmian również nie są przypadkowe. Stwierdza, że można odnieść wrażenie, że ministerstwo liczyło, iż nikt się nie zorientuje. Plan ministerstwa wywołał również niepokój wśród rodziców. Aleksandra Łagowska, mama dwójki przedszkolaków, nie kryje swoich obaw. Jej zdaniem hasło „kompetencje do pracy z dziećmi” jest bardzo nieprecyzyjne. – Można mieć podejście do dzieci i być miłym, ale stosować kary, uśmiechać się, ale krzyczeć – podkreśla. Zwraca też uwagę na duże zróżnicowanie wiekowe w grupach przedszkolnych. Praca z trzylatkiem i sześciolatkiem wymaga przecież zupełnie innego podejścia. Łagowska zauważa, że nauczyciel musi wiedzieć, jak rozwijać umiejętności językowe, matematyczne czy społeczne. – Ja też mam podejście do dzieci, ale nie wiem, jak kształtować młodego człowieka, który rozpoczyna naukę pisania czy czytania, czego można od niego wymagać. Po to kończy się odpowiednie studia, żeby mieć taką wiedzę – podsumowuje.„To kolejny policzek”
Rodzice pełni wątpliwości. „Nieprecyzyjne”