Operacja niebezpieczne Podlasie? Ekspert: Na granicy nieprzeszkoleni żołnierze Żołnierz WOT, zdjęcie ilustracyjne Źródło: wp.mil.pl Operacja Bezpieczne Podlasie miała być odpowiedzią na kryzys migracyjny na wschodniej granicy Polski. Zamiast tego w praktyce ujawnia poważne braki. Incydent w Mielniku, gdzie żołnierz ostrzelał cywilny samochód, budzi pytania o realną skuteczność tej operacji i przyczyny jej niepowodzeń – ocenia dr Michał Piekarski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Wrocławskiego w rozmowie z „Newsweekiem”.Niebezpieczne Podlasie? Strach wśród mieszkańców Operacja miała chronić granicę i lokalną społeczność przed zagrożeniami związanymi z kryzysem migracyjnym. Jednak relacje mieszkańców Podlasia wskazują na coś zupełnie przeciwnego.„Coś poszło nie tak, zwłaszcza jeśli chodzi o relacje z miejscową ludnością. To nie tylko ostatnia sprawa strzałów oddanych przez pijanego żołnierza w kierunku jadącego samochodem ojca i jego córki. To są też wcześniejsze incydenty, między innymi te związane z pracą dziennikarzy. To są zdarzenia związane z nieprzestrzeganiem przepisów ruchu drogowego przez wojskowych, pamiętamy przecież choćby informacje o zderzeniach z żubrami. Do tego dochodzą kwestie związane ze środowiskiem naturalnym”. – mówi dr Michał Piekarski.Braki w relacjach cywilno-wojskowych Dr Piekarski wskazuje na istotny problem związany z niewystarczającym przygotowaniem wojska do operacji w Polsce. Wskazuje przy tym, że wiedza w zakresie relacji cywilno-wojskowych była rozwijana głównie pod kątem misji zagranicznych w Iraku czy Afganistanie. Wydawało się, że na rodzimym terenie te kwestie rozwiążą się same, ale rzeczywistość pokazuje coś innego. Zaniechanie odpowiedniego przygotowania żołnierzy do współpracy z lokalną społecznością powoduje napięcia i konflikty. Takie podejście przypomina błędy popełniane przez Brytyjczyków w Irlandii Północnej, gdzie wojsko, pełniąc funkcję policyjną, początkowo reagowało nieadekwatnie, co prowadziło do eskalacji problemów.Niedoszkoleni żołnierze na pierwszej linii Żołnierz, który dokonał ostrzału w Mielniku, pochodził z 21. Brygady Strzelców Podhalańskich i został skierowany na granicę po bardzo krótkim przeszkoleniu. Jak zauważa ekspert, nie mamy do czynienia z funkcjonariuszem Straży Granicznej, który przechodzi wielomiesięczne szkolenie specjalistyczne.„Dziś mamy sytuację, w której wojsko wysyła na granicę ludzi do wykonywania zadań, do których nie są oni przeznaczeni”. – ocenia dr Michał Piekarski. To podejście rodzi pytania o priorytety szkoleniowe polskiego wojska. Wydaje się, że nadrzędnym celem jest szybkie uzupełnienie liczebności, co odbywa się kosztem jakości szkolenia.Alkohol: głęboko zakorzeniony problem Incydent w Mielniku zwrócił uwagę na inny systemowy problem w wojsku – nadużywanie alkoholu. Żołnierz spożywał alkohol na terenie jednostki, co jest rażącym naruszeniem obowiązujących procedur. Jak wskazuje „Newsweek Polska”, żołnierze stacjonujący na Podlasiu często odwiedzają lokalne sklepy w poszukiwaniu napojów wyskokowych.„Polskie społeczeństwo jest przesiąknięte alkoholem, on jest łatwo dostępny, jest traktowany kulturowo jako środek do odstresowania się, a w służbach mundurowych od zawsze istniało zjawisko ucieczki od stresów służby w butelkę”. – komentuje dr Piekarski i dodaje, że problem ten dodatkowo komplikuje brak odpowiedniego wsparcia psychologicznego dla osób służących w stresujących warunkach. „Osoby, które doświadczyły stresujących sytuacji na służbie, według podręcznika postępowania powinny przepracować to na przykład z psychologiem czy chociaż przełożonym, a wiemy, że często tak nie jest”. – dodaje Piekarski.Dziurawe procedury i brak nadzoru Jak doszło do tego, że pijany żołnierz miał dostęp do broni? To pytanie, które wciąż pozostaje bez odpowiedzi. Zasady jednoznacznie zabraniają łączenia broni z alkoholem, a jednak w tym przypadku doszło do rażącego złamania tych procedur. Dr Piekarski zauważa, że zdarzenie nie było kwestią odpowiedzialności samego żołnierza, ale i jego przełożonych, którzy nie zauważyli tego, co się dzieje. Incydent w Mielniku obnaża poważne braki w nadzorze nad żołnierzami uczestniczącymi w operacji Bezpieczne Podlasie.Konieczne zmiany systemowe Eksperci zgodnie podkreślają, że takie sytuacje nie powinny się powtarzać. Konieczne jest wprowadzenie polityki zero tolerancji dla alkoholu na służbie oraz zwiększenie wsparcia psychologicznego dla żołnierzy. Ponadto niezbędne jest opracowanie bardziej kompleksowego programu szkoleniowego dla osób pełniących zadania policyjne na granicy. Planowany komponent ochrony pogranicza w Wojskach Obrony Terytorialnej pozostaje w fazie koncepcji. Brak wyspecjalizowanych jednostek do takich operacji sprawia, że wojsko musi podejmować się zadań, do których nie jest przygotowane.Wnioski: nauka z tragedii Incydent w Mielniku to tragiczny przykład tego, co może się wydarzyć, gdy zaniechania organizacyjne spotykają się z brakami w procedurach. Operacja Bezpieczne Podlasie, zamiast budować poczucie bezpieczeństwa, generuje kolejne problemy. Bez wprowadzenia realnych zmian organizacyjnych, szkoleniowych i mentalnych podobne tragedie mogą się powtarzać. Jak podsumowuje dr Piekarski, „na wschodzie kraju dobre zdanie o żołnierzach wśród lokalnej społeczności jest kluczowe. Bez tego zaufania każda operacja będzie skazana na porażkę”.