Ojciec Kamila z Częstochowy opowiedział historię syna. „Nikt nie chciał słuchać”
Ojciec skatowanego przez ojczyma Kamilka w rozmowie z dziennikarzami wspominał, jak 3 kwietnia zobaczył swojego syna w agonalnym stanie. Jak podkreślał, miało to miejsce już po 120 godzinach tortur, którym poddano jego dziecko. – Czuć było ropą. Zasikany był. Leżał na łóżku przy piecu, zwinięty jak śmieć. Bardzo poparzony na twarzy. Ręce i nogi miał połamane – opowiadał pan Artur.
Ojciec Kamilka: 3 kwietnia syn krzyczał, płakał
– Krzyczał: „Tata pomóż, ciocia pomóż, Mateusz pomóż”. Płakał – wspominał łamiącym się głosem ojciec zabitego 8-latka. Jak wyjaśnił, Mateusz to imię ojczyma, który miał zakatować małego Kamila. – Ta jego twarz, oblana benzyną albo jakąś inną substancją. Na pożegnaniu miał makijaż, ale i tak było widać te oparzenia – opowiadał.
Jak podkreślał, wyniósł wówczas swoje dziecko na rękach i wezwał ratowników. Po chłopca przyleciał helikopter pogotowia, zabierając go do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Dziecko było wówczas odwodnione, niedożywione i brudne. Umarło po 35 dniach, wprowadzone w stan śpiączki farmakologicznej.
8-letni Kamil miał wielu sąsiadów
W artykule natemat.pl podkreślono, że w kamienicy Kamilka mieszkało kilkadziesiąt osób. Wspomniano o wściekłości częstochowian na ludzi, którzy nie zareagowali na krzywdę dziecka. Reporterki opisały nawet eksperyment, o który poprosił sąsiad chłopca z góry. – Niech pan tam krzyknie, no i zobaczymy, czy będzie coś słychać. Tu są grube mury. Oni mieszkali w jednym końcu, my w drugim – mówił mężczyzna do fotografa portalu.
Inny mieszkaniec kamienicy twierdził, że rzadko w niej bywał. – Sugeruje pani, że powinienem być wścibski, wchodzić, podglądać tych ludzi? Ta wypowiedź uderzałaby we mnie. Nie żyję cudzym życiem, nie wydaję wyroków. Można tylko ubolewać nad losem dzieciaka – mówił dziennikarkom. Z kolei jego sąsiadka tylko splunęła w stronę reporterek.
W dwupokojowym mieszkaniu Kamila żyło łącznie 11 osób: troje dorosłych, siedmioro dzieci i on sam. Oprócz ojczyma Wojciecha i matki chłopca Anety, dorosła była jeszcze jej siostra Magda. Obie kobiety miały z mężczyzną po dwoje dzieci, dzieliły się wszystkim. Obie są niepełnosprawne intelektualnie, Magda poznała starszego o 15 lat Wojciecha w szkole specjalnej. Dzieci mieszkające z trójką opiekunów miały być zaniedbywane, donoszono o śladach przypalania na ich ciałach.
Ojciec zgłaszał przemoc
– Zgłaszałem, że Kamilek był przypalany i bity – zapewniał ojciec zmarłego 8-latka. Kuratorce zgłaszano, że dzieci praktycznie nie wychodzą z domu. – Ona zamykała te dzieci, w ogóle Kamilka nie dopuszczała. Nawet jak listonosz przynosił jakieś pisma, to nie chcieli go wpuścić do domu – opowiadała sąsiadka.
Problemy miały zacząć się jednak wtedy, gdy w domu Kamilka pojawił się Dawid, nowy partner Magdy. Rozmówczyni natemat.pl miał wyznać, że brał on narkotyki i nadużywał alkoholu. Był też skazywany za różne przestępstwa. Po jego pojawieniu się, Magda miała stać się agresywna, a Kamil zaczął uciekać z domu. To Dawidowi B. sąd przedstawił zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem oraz znęcania się psychicznego i fizycznego nad Kamilem i jednym z jego braci. Wojciecha, Anetę i Magdę oskarżono o nieudzielenie pomocy bitemu i polewanemu wrzątkiem chłopcu.
Czytaj też:
Poseł PO o sprawie Kamilka: Urzędnicy bali się PiS-u. Bochenek: GłupotaCzytaj też:
Maltretowali swoje malutkie dzieci. „Sytuacja niewiele odbiega od sprawy Kamilka z Częstochowy”