31 October, 2022

Niebiański pałac Xi Jinpinga. Chiny kończą budowę stacji kosmicznej

Niebiański pałac Xi Jinpinga. Chiny kończą budowę stacji kosmicznej

Xi Jinping nie mógł wymarzyć sobie lepszego prezentu na początek trzeciej kadencji u steru władzy Państwa Środka. Ukończenie własnej stacji orbitalnej cementuje status Chin jako kosmicznej potęgi oraz przesuwa kraj o kilka oczek w rywalizacji z USA. Ostateczny cel chińskiego programu kosmicznego? Prześcignąć Amerykanów jeszcze przed połową wieku.

Budowę Niebiańskiego Pałacu wieńczy posłanie w kosmos 20-tonowego modułu laboratoryjnego Mengtiang. Na orbitę wyniosła go najpotężniejsza rakieta, jaką obecnie dysponuje Państwo Środka — Długi Marsz 5B. Załadowana po brzegi paliwem waży prawie tysiąc ton – tyle, co 500 SUV-ów. Trzeci człon stacji poleci na orbitę z Centrum Startowego Satelitów Wenchang na wyspie Hainan.

W ten sposób Chiny stają się jedynym państwem na świecie z własną stacją orbitalną — chociaż w przypadku Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) pierwsze skrzypce grają Amerykanie, to projekt jest – jak sama nazwa wskazuje — międzynarodowy. Wcześniej własne stacje posiadały tylko USA (Skylab) i Związek Radziecki, a potem Rosja (Mir).

W Pekinie ukończenie Niebańskiego Pałacu będzie powodem do celebracji, oznacza bowiem zakończenie ważnego etapu w chińskim programie kosmicznym. Decyzja o budowie stacji kosmicznej zapadła w 1992 r. i od tamtej pory podporządkowane jej były wszystkie wysiłki w dziedzinie ludzkiej eksploracji kosmosu.

Warto zwrócić uwagę, że Pekin zdecydował się na nieco inną drogę niż Amerykanie, którzy najpierw wysłali człowieka na Księżyc, a dopiero potem zbudowali stację kosmiczną. Państwo Środka wybrało odwrotną drogę.

Największa potęga do 2045 r.

Ukończenie Niebiańskiego Pałacu to wspaniały prezent na początek nowej kadencji dla przewodniczącego Xi Jinpinga. Tym bardziej że za jego rządów chiński program kosmiczny odniósł wiele sukcesów, m.in. lądując po ciemnej stronie Księżyca (jako pierwszy kraj na świecie), posyłając z powodzeniem łazika na Marsa (jako drugi kraj na świecie), przywożąc na Ziemię księżycowe skały (jako trzeci kraj na świecie), a także budując własną wersję systemu GPS.

Xi nie ukrywa jednak, że na tym chiński apetyt się nie kończy. Do końca dekady Państwo Środka chce wysłać astronautów na Księżyc (wtedy stałyby się drugim krajem, któremu to się udało), a także przywieźć z Marsa próbki skał (nie dokonał tego jeszcze nikt wcześniej, chociaż takie misje są planowane). Kolejnym krokiem ma być budowa statku kosmicznego z napędem nuklearnym, co ma nastąpić w latach 40. Do 2045 r. Chiny chcą stać się największą potęgą kosmiczną na świecie. “Największą” czytaj: lepszą od USA.

Na pierwszy rzut oka Państwo Środka nie ma w kosmicznym starciu z USA najmniejszych szans. Pekin na eksplorację kosmosu przeznacza rocznie ok. 10 mld dol., podczas gdy Stany Zjednoczone – ponad pięć razy więcej. Chinom posłanie człowieka w kosmos zajęło 33 lata (stało się to w 2003 r.), licząc od wystrzelenia na orbitę pierwszego satelity. Dla porównania w ferworze zimnowojennego wyścigu kosmicznego to samo Amerykanom zajęło cztery lata.

Ale już czas, jaki upłynął od pierwszej wizyty Chińczyka na orbicie do ukończenia budowy własnej stacji kosmicznej, w przypadku Państwa Środka znacznie się skrócił — minęło niecałe 20 lat. Amerykanom pokonanie tego samego dystansu zajęło 12 lat (stacja Skylab zaczęła działać w 1973 r.), ale po drodze zdobyli jeszcze Księżyc.

“Ciągły wysiłek pokoleń”

Chinom, przynajmniej na tym etapie nie zależy jednak na biciu rekordów. Do eksploracji kosmosu podchodzą metodycznie, podobnie jak do innych dziedzin. Gdzie to możliwe, starają się skracać dystans, wykorzystując doświadczenie innych. Tak jest z posyłaniem ludzi na orbitę, gdzie Pekin obficie korzysta z rosyjskiego know-how. Niebiański pałac w wielu aspektach przypomina stację Mir; statek, którym astronauci wożeni są na stację, jest wzorowany na promie Sojuz.

Ostateczny cel tej rywalizacji jest jednak jasny: prześcignąć USA. W tym sensie technologie kosmiczne stają się jeszcze jednym obszarem rywalizacji z arcywrogiem z drugiego końca Oceanu Spokojnego tak jak półprzewodniki, technologie kwantowe, sztuczna inteligencja, nowoczesna telefonia komórkowa czy auta elektryczne. Chiny nie mają zresztą w tym względzie innego wyboru: amerykańskie prawo zabrania NASA współpracy z Państwem Środka przy projektach kosmicznych. To podstawowy powód, dla którego na ISS nie ma chińskiego modułu.

Z tego względu Xi Jinping traktuje kosmos śmiertelnie poważnie. Wzmiankę o stacjach kosmicznych znajdziemy nawet w myśli przewodniczącego, która jest oficjalnym programem rozwoju Państwa Środka. Na anglojęzycznej stronie państwowego dziennika “China Daily” znajdziemy osobną podstronę z cytatami Xi dotyczącymi budowy Niebiańskiego Pałacu. Wszystkie podszyte narracją o rozbudowie potencjału Chin (np. “umocnienie pozycji kraju w branży aerokosmicznej wymaga ciągłego wysiłku kolejnych pokoleń”).

Ograniczone – przynajmniej w porównaniu do amerykańskich — zasoby oznaczają również, że chiński program kosmiczny jest bardzo skoncentrowany na realizacji poszczególnych celów. Z tego względu Państwo Środka do tej pory rzadko angażowało się w misje typowo naukowe, chociaż w planach jest wysłanie na orbitę kosmicznego teleskopu, a nawet wysłanie sondy w stronę gazowych gigantów. Podstawowe cele są jednak jasne: Księżyc i Mars. Potem się zobaczy.

Następca ISS

Warto również pamiętać, że Niebiański Pałac to narzędzie dyplomatyczne. Dwa z trzech modułów, z których składa się stacja to laboratoria. Pekin już poinformował, że jeśli jakieś państwo byłoby zainteresowane przeprowadzeniem eksperymentu naukowego na orbicie, to drzwi są otwarte. To ciekawy sposób na wciąganie w sferę swoich wpływów państw, które chciałyby pochwalić się czymś kosmicznym, ale nie mają środków na rozwijanie własnego programu — czytaj: państw rozwijających się. Tych samych, które Pekin wcześniej kusił pożyczkami infrastrukturalnymi w ramach inicjatywy Pasa i Szlaku.

70-tonowy Niebiański Pałac jest mniejszy od prawie 450-tonowej ISS, ale wkrótce może stać się jedyną zamieszkałą stacją kosmiczną na ziemskiej orbicie. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna ma bowiem zakończyć służbę do 2030 r. Czy zostanie wówczas przekazana w ręce sektora prywatnego, czy nastąpi bezpieczna deorbitacja (jeśli stan techniczny okaże się zbyt kiepski — na razie jeszcze nie wiadomo). Stacja, którą potem planują wynieść na orbitę Amerykanie będzie skromniejsza od ISS i będzie przypominała wielkością chińską konstrukcję.

Podobne artykuły