Do najdroższych bułek w Polsce są kolejki. Właścicielka o negatywnych komentarzach

Wnętrze cukierni Urszi Cakes Źródło: Instagram / urszicakes Urszula Janusz z cukierni Urszi Cakes opowiedziała o blaskach i cieniach prowadzenia rozsławionego w mediach społecznościowych biznesu. W rozmowie z „Faktem” nie kryła, że część jej pracy jest mocno stresująca. Popularny lokal to w gastronomii nie zawsze same korzyści. Urszula Janusz, u której hitem stały się bułeczki z poziomkami i bitą śmietaną za 59 zł, próbowała wyjaśnić to w rozmowie z dziennikiem „Fakt”. Na początek wyjaśniła kwestię wysokiej ceny. – Zacznijmy od tego, że cena zależy od tego, ile kosztuje surowiec. Jeżeli chodzi o jagodziankę, to taka klasyczna, sauté, kosztuje u nas 30,90 zł, a ta z kremem 32,99. Te ceny nie wynikają z tego, że jesteśmy znaną cukiernią. Po prostu liczymy to według „food costu”, czyli standardowego przelicznika gastronomicznego, który jest ogólnie dostępny – mówiła. – To nie jest jakaś wiedza tajemna. Ale przede wszystkim takie ceny wynikają z faktu, że nasze jagodzianki, chrabodzianki i inne ciasteczka są po prostu duże. Jeśli mamy taką klasyczną jagodzianeczkę w cukierni, to ona zazwyczaj waży około 100 g. Nasze natomiast ważą około 350 g, a więc to jest produkt o 3,5 raza większy – zauważała. – Nasze ceny determinuje także produkt, z którego korzystamy, czyli np. jagody. To są oczywiście polskie jagody i dajemy ich bardzo dużo – powyżej 134 g na jedno ciasteczko. Do tego dochodzą inne produkty: jajeczka mamy z wolnego wybiegu, mamy prawdziwą śmietankę, świeże masło 82 proc. Tak jak byśmy to robili w domu. To są takie produkty, z których nie boimy się korzystać, nie mamy zamienników, nie korzystamy ze spulchniaczy – zapewniała. Janusz podkreślał też, że wszystko w jej cukierni wyrabiane jest ręcznie, poza oczywiście ciastem, które zagniata mikser. – Potem odważamy ręcznie każdą kuleczkę, wałkujemy ją, nakładamy jagody, lepimy, potem smarujemy jajeczkiem, potem kruszonkujemy. Potem budynie – wszystko robimy ręcznie. I stąd jest ta wysoka cena. Gdybyśmy dali niższą cenę, nie utrzymalibyśmy się na rynku – tłumaczyła. – Ludzie, którzy nie mieli styczności z gastronomem, mogą nie zdawać sobie sprawy, z czego ta cena wynika. Ale każdy może znaleźć sobie miejsce, do którego chce chodzić. Są miejsca tańsze i droższe, ceny są ogólnodostępne, każdy widzi, ile co kosztuje. Nie ukrywamy tego – dodawała. Kobieta zaznaczała, że co roku największym zainteresowaniem cieszą się jagodzianki. To wtedy tworzą się największe kolejki i jest najwięcej stresu. – To są najgorsze momenty, gdy wyprzedają się wszystkie ciasteczka i dla kogoś po prostu brakuje. To wzbudza bardzo wiele emocji – jeśli ktoś długo stoi w kolejce i dla niego nie starczy. Ja to rozumiem, oczywiście, ale, choć się staramy, nie jesteśmy w stanie uniknąć takich sytuacji – opowiadała. – Mnie, jako właścicielkę, bardzo to stresuje, bo chciałabym wszystkich zadowolić. Biorę do siebie te negatywne komentarze i jest mi po prostu przykro. Pisze na przykład pan, że stał dwie godziny w kolejce, w deszczu, i nie zdobył jagodzianki. Zawsze wtedy tłumaczymy, że nawet gdybyśmy chcieli, nie jesteśmy w stanie zrobić więcej – przekonywała.
Najdroższe bułeczki w Polsce. Skąd taka cena?
Urszula Janusz: Wszystko robimy ręcznie
Urszi Cakes. Stresująca strona popularnej cukierni