Niebo runęło jej na głowę. To jedyny taki przypadek w historii

Meteoryt wpadł do domu Ann Hodges Źródło: University of Alabama Museums Czasem niebo dosłownie spada nam na głowę. W 1954 roku w małym miasteczku w Alabamie wydarzyło się coś, co brzmiałoby jak science fiction, gdyby nie to, że zdarzyło się naprawdę. To historia kobiety, która jako pierwsza w historii została trafiona przez meteoryt – i przeżyła. Ann Hodges nigdy nie marzyła o sławie. Jej życie zmieniło się jednak w listopadzie 1954 roku, kiedy spokojną drzemkę w salonie przerwał kosmiczny przybysz – fragment meteorytu, który przebił dach jej domu i uderzył ją w biodro. Kobieta z Alabamy stała się wówczas pierwszą znaną ofiarą kosmicznego odłamka, który bezpośrednio trafił człowieka. Choć skończyło się „jedynie” na ogromnym siniaku, wydarzenie z miejsca trafiło na łamy amerykańskiej prasy. Ponad 70 lat później jej historia nadal fascynuje. – To jedna z tych lokalnych legend, o których niewiele osób wie – powiedziała Mary Beth Prondzinski z Muzeum Historii Naturalnej Alabamy w rozmowie z Business Insider. To właśnie tam dziś można oglądać słynny fragment meteorytu. Odłamek, który spadł na Sylacaugę, pochodził najprawdopodobniej z asteroidy 1685 Toro – obiektu wielkości Manhattanu, sklasyfikowanego przez NASA jako „bliski Ziemi”. Jak każdy meteoryt, najpierw był częścią asteroidy, później stał się meteorowym rozbłyskiem na niebie, by ostatecznie uderzyć w ziemię. 30 listopada 1954 roku mieszkańcy Alabamy zobaczyli jasny ślad przecinający niebo. W czasach zimnowojennej paniki wielu sądziło, że spada bomba albo UFO. Ann Hodges, 34-latka mieszkająca w dzielnicy Oak Grove, spała na kanapie w salonie, gdy fragment kosmicznej skały o wadze około 3,8 kilograma przebił dach, uderzył w radio i ostatecznie wpadł prosto na nią. –Ann Hodges drzemała na kanapie w salonie, przykryta kocem, co prawdopodobnie w pewnym stopniu uratowało jej życie – mówi Prondzinski. Na miejscu szybko zebrał się tłum ciekawskich. Do domu wezwano lekarza, burmistrza i policję. Na biodrze Hodges pojawił się ogromny siniak wielkości grejpfruta. – Miała niesamowitego siniaka na biodrze – wspomina Prondzinski. Sprawą zainteresowały się Siły Powietrzne, które skonfiskowały meteoryt, podejrzewając początkowo, że to obiekt latający nieznanego pochodzenia. Po ekspertyzie rozpoczęła się batalia prawna – właścicielka domu, Birdie Guy, twierdziła, że to ona powinna być właścicielką meteorytu. Ostatecznie sąd przyznał rację Hodgesom, ale cała sprawa trwała rok i pozostawiła ślad w jej życiu. Choć Ann Hodges nie szukała rozgłosu, media zrobiły z niej gwiazdę. Wystąpiła w teleturnieju „Mam sekret”, pojawiała się w prasie i telewizji, a do jej skrzynki przychodziły listy od fanów. Sama jednak czuła się przytłoczona. – Nie lubiła być w centrum uwagi – podkreśla Prondzinski. Ostatecznie Ann Hodges przekazała meteoryt muzeum w Alabamie, żądając jedynie zwrotu kosztów prawnika. Jej mąż chciał zarobić na „kosmicznej pamiątce”, ale nigdy mu się to nie udało. Małżeństwo zakończyło się rozwodem, a sama Hodges zmarła w 1972 roku na niewydolność nerek, mając zaledwie 52 lata. Fragment, który ją uderzył, jest dziś wyceniany na ponad milion dolarów. – To jedyna osoba, która została uderzona meteorytem i przeżyła, by o tym opowiedzieć – podkreśla Prondzinski.Skąd przyleciał meteoryt?
Zamieszanie i sława
Los meteorytu i kobiety, którą trafił