11 September, 2025

Mężczyzna znalazł drona na swoim polu. „Wyglądało mi to na prymityw”

Mężczyzna znalazł drona na swoim polu. „Wyglądało mi to na prymityw”

Mężczyzna znalazł drona na swoim polu. „Wyglądało mi to na prymityw”

Rosyjski dron zabezpieczony w Wohyniu Źródło: PAP / Wojtek Jargiło W nocy z wtorku na środę 10 września w polską przestrzeń powietrzną wleciało kilkanaście rosyjskich dronów. „Fakt” dotarł do mieszkańca Wohynia, który jedną z maszyn znalazł na swoim polu.

Spośród 16 jak dotąd znalezionych rosyjskich dronów, jeden spadł na pole w Wohyniu w województwie lubelskim. Dziennikarze „Faktu” mieli okazję porozmawiać z panem Krzysztofem, właścicielem wspomnianej ziemi. Mężczyzna zapewniał, że przespał spokojnie noc i nie zauważył niczego niepokojącego.

Rosyjski dron w Wohyniu

– Nic nie słyszałem. Wstałem czwarta rano. Musiałem paszę narobić. Druga rzecz. Nic nie wiedziałem absolutnie. O godzinie 8.30 sąsiad do mnie zadzwonił, że chyba samolot się u mnie rozwalił na polu. O 7 zobaczyłem alert na telefonie – relacjonował.

– Jak on zadzwonił do mnie, nie biegłem obserwować tamtego miejsca, tylko od razu 112. I zgłosiłem to. Po minucie koleś zachował się bardzo profesjonalnie. Oddzwonił mi z prywatnego numeru, czy to prawda, żeby potwierdzić. Ja mówię: jasne, tak – opowiadał dalej.

– Ale myślę, głupia skucha, jeżeli nic nie ma. Idę na pole zobaczyć, co tam jest. No i był rozwalony. Leżał do góry kołami, znaczy do góry brzuchem, bo kół nie posiadał – opisywał pan Krzysztof. Jak podkreślał, z zaciekawieniem przyjrzał się maszynie.

Wohyń. Mężczyzna opisał drona, który spadł na jego pole

– Siedzę w motocyklach i wiem, o co chodzi. Silnik boxer, chłodzony powietrzem (…) Śmigło, skrzydła, rozpiętość 1,5 metra gdzieś, białego koloru Jakieś tam napisy były – mówił. Zaznaczał, że na wszelki wypadek niczego nie dotykał. – Raczej wyglądało mi to na prymityw, który nie przynosi nawet żadnych ładunków – oceniał.

Mężczyzna przyznał, że służby zjawiły się na miejscu błyskawicznie. Dodawał, że hałas usłyszał jego sąsiad, który ostatecznie zbagatelizował sprawę. Uznał warkot śmigieł za wentylatory w chlewni. Dopiero później, przy pomocy lornetki zaobserwował obiekt na polu znajomego.

Podobne artykuły