Była wicepremier wpadła w absolutny szał, ujawniono kulisy. „Ja go zaj***ę, zniszczę, będzie nikim!”

Jadwiga Emilewicz, Jarosław Gowin i Mateusz Morawiecki Źródło: Flickr / Kancelaria Premiera, Krystian Maj/KPRM Późniejsza wicepremier Jadwiga Emilewicz miała ostro zareagować na wiadomości, które dostali politycy byłego Porozumienia. Kulisy zdarzenia oraz to jak wyglądało organizowanie tzw. wyborów kopertowych, ujawniono w książce. Onet przypomniał na swoich łamach fragment książki „Kulisy PiS”, autorstwa dziennikarza portalu Kamila Dziubki, o „wyborach kopertowych”. Jeden z posłów ujawnił, że „dla Jarosława Kaczyńskiego reelekcja Andrzeja Dudy w 2020 r. była na tamtym etapie wszystkim”. Ówczesny minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin powołał w resorcie zespół, który doradzał ws. pandemii. Eksperci odradzali głosowanie w wyborach prezydenckich w normalnym trybie. Początkowo uważali też tak Mateusz Morawiecki i Łukasz Szumowski, ale zmienili zdaniem po tym jak szefa rządu w tym czasie wezwał prezes PiS. Kaczyński nie chciał przekładać głosowania, obawiając się spadku poparcia. Wybory kopertowe miał wymyśleć Adam Bielan. Lider Prawa i Sprawiedliwości początkowo miał być sceptyczny do tego pomysłu, ale z czasem zaczął się przekonywać. Przeciwnikiem takiego rozwiązania miał być Morawiecki, który, jak czytamy „bał się, że kiedyś pójdzie za to siedzieć, bo podpisywał dokumenty zobowiązujące Pocztę Polską do działania, choć nie miał do tego podstawy prawnej”. Dopiero po czasie miał zamawiać „ekspertyzy prawne, które miały dać mu d**okrytkę”. Sam Jacek Sasin miał niczego nie podpisywać, przez co później oburzał się, że to jemu przepisywane jest przeprowadzenie nieudanych wyborów korespondencyjnych. Przeprowadzeniu wyborów w takiej formie sprzeciwiał się Gowin, czym wywołał „wściekłość” Kaczyńskiego. Posłowie Porozumienie byli wzywani na rozmowy do prezesa PiS, gdzie mieli być przekonywali, że sprzeciw wobec wyborów kopertowych będzie politycznym końcem ich kariery. „Za” wyborami korespondencyjnymi byli m.in. Bielan i Kamil Bortniczuk, który miał powiedzieć, że „kto ma umrzeć, i tak umrze”. Posłowie Porozumienia mieli dostawać wiadomości z prośbami, aby nie niszczyć Zjednoczonej Prawicy. – Gowin poprosił Jana Strzeżka, naszego rzecznika, żeby zorganizował podobną akcję, ale z odwrotnym przekazem – ujawnił współpracownik byłego wicepremiera. Jadwiga Emilewicz miała przez to wpaść w szał. – Przyjechała do biura krajowego Porozumienia i zaczęła krzyczeć: „Gdzie jest Strzeżek? Ja go zaj***ę! Ja go zniszczę, będzie nikim!”. Była w absolutnym szale, a ona bardzo łatwo się podpalała. Gowin, jak się o tym dowiedział, to się strasznie zaczął śmiać – wyjaśniał informator. Ludzie byłego wicepremiera mieli wpaść na pomysł zmiany konstytucji i przesunięcia wyborów o dwa lata przy zablokowaniu startu Andrzeja Dudy na drugą kadencję. Kaczyński miał dać na to zielone światło. Stało się to po informacji, że jeśli wybory nie zostaną zorganizowane w terminie, to Sąd Najwyższy będzie mógł stwierdzić ich nieważność, co otworzyłoby drogę do rozpisania nowych wyborów. Gowin doszedł do porozumienia z liderem Prawa i Sprawiedliwości, ale ten zmienił zdanie pod wpływem Jacka Kurskiego. Wybory miały zostać przesunięte o dwa tygodnie po pierwotnym termie, na maj. Były wicepremier zagroził wyjściem z koalicji. – Gowin rozmawiał z Kaczyńskim, po czym ten schodził na dół do swoich najbliższych współpracowników i ustalał z nimi, co dalej. I tak kilka razy – zdradził minister. Ostatecznie ustalono, że wyborów w maju nie będzie.
„Wybory kopertowe”. Tak wyglądały kulisy
Prezes PiS się wściekł, wzywał posłów na rozmowy. Usłyszeli ofertę z serii nie do odrzucenia
Jarosław Gowin usłyszał „tak” od Jarosława Kaczyńskiego. Potem doszło do nagłego zwrotu