Koszmar biznesmena. Wrócił do domu, a tam ochrona. To był dopiero początek
Żona mężczyzny wezwała ochronę, gdyż – jak podkreślała – boi się brutalności męża, z którym właśnie się rozwodzi.
Z kolei opuszczenie służbowego mercedesa skutkowało aresztowaniem pojazdu, bo – jak tłumaczył szef ochroniarzy – lizingowany samochód jest własnością banku. Mężczyźnie nie pozostało nic innego jak powiadomienie policji. Przyjechał patrol, nakazał Małgorzacie Z., aby oddała mężowi służbowy samochód. Zrobiła to kilkanaście godzin później.
Jeszcze tego dnia kobieta w otoczeniu ochroniarzy wtargnęła do siedziby spółki męża. Zdemontowali kamery monitoringu (zapewne w celu zniszczenia dowodu nielegalnego najścia), usiłowali wymienić zamki. Stefan N. został wpuszczony do swego biura dopiero po interwencji policji.
Mijały tygodnie i N.. nadal nie miał szans na zabranie swoich rzeczy z domu, w którym mieszkał od ślubu, m. in. biżuterii o wartości około 200 tys. zł. Przy bramie stały przygotowane dla niego worki, ale nie mogąc do nich zajrzeć, odmówił odbioru. Mogły być tam zeschnięte liście.
Nie tylko pozbawiono go ubrania na zmianę i przysłowiowej szczoteczki do zębów. Również pieniędzy na kupno podstawowych rzeczy. Z ich wspólnego konta bankowego żona zabrała bez wiedzy współwłaściciela wszystkie pieniądze. Jak poinformował go bank, Małgorzata Z. przelała na swoje konto 854 tys. zł. które następnie desygnowała na rachunek swej matki. Zdaniem prokuratury przywłaszczyła też przechowywane w domu 160 tys. zł, 3 tys. USD i 1500 euro.