Miał być komunijny obiad, były pizza i hot dogi. „Martynce też było przykro. Płakała”

Tort Źródło: Shutterstock Na jaw wychodzą nowe okoliczności skandalu w jednej z restauracji w Bytomiu. – Znam tę kobietę od dawna i ona dobrze potrafi manipulować emocjami – mówi była współwłaścicielka lokalu. Skandal wokół przyjęć komunijnych w jednym z lokali w Bytomiu wybuchł w połowie maja. Jak informowały wówczas media, jedna z restauracji przyjęła rezerwację organizacji aż dziewięciu imprez, podczas gdy w lokalu było miejsce dla maksymalnie czterech. „Moje dziecko płakało, było głodne, a na patio siedziała już inna rodzina. To był prawdziwy koszmar” – pisała po zdarzeniu w mediach społecznościowych matka jednego z dzieci, które w tym roku szły do komunii w bytomskim kościele. Sytuacji bliżej postanowiła przyjrzeć się „Uwaga” TVN. Dziennikarze dotarli zarówno do rodziców, którzy mieli rezerwacje w restauracji, jak i do byłej współwłaścicielki i pracownic lokalu. Ich słowa szokują. Pani Magdalena, mama 10-letniej Martynki, nie kryje oburzenia. Jak opowiada, w zeszłym roku podpisała umowę z lokalem i zapłaciła tysiąc złotych zaliczki. Zgodnie z umową na stołach miał znaleźć się najpierw rosół, dewolaje i rolady, potem lody ciasta. – Skończyło się na jedzeniu pizzy na ulicy – mówi reporterom kobieta. O tym, że przyjęcia komunijnego nie będzie, pani Magdalena dowiedziała się dopiero przed restauracją, kiedy zobaczyła, że gromadzą się tam ludzie. Jak mówi, dostała ataku paniki. – Martynce też było przykro. Płakała. Powiedziała, że ta pani zniszczyła jej dzień. Ten najlepszy, który miała spędzić z rodziną – opowiada kobieta. Właścicielka lokalu w oświadczeniu mówiła, że w sytuacji zawinili rodzice, którzy podpisali umowy z poprzednią właścicielką, a z nową nie skontaktowali się przed samym przyjęciem. Ale to nie była jedyna taka sytuacja w tym miesiącu. Już tydzień wcześniej doszło do podobnego zdarzenia. Wówczas właścicielka lokalu wmawiała pani Marlenie, która organizowała przyjęcie dla swojej córki Julki, że ta zarezerwowała lokal nie na 3 maja, a na 18. – Powiedziałam: „Jak to, skoro podpisywałam umowę na 3 maja?” Jeszcze trzy dni wcześniej dzwoniłam, wybierałam dziecku smak tortu – mówi „Uwadze” kobieta. Smutku nie kryje także Julka, której miał to być wielki dzień. – Płakałam i mama też. To bardzo niefajne, że ta pani tak zrobiła. Zamówiliśmy obiad na 3 maja, a ta pani kłamała, że na 18 maja – usłyszeli dziennikarze. „Uwaga” dowiedziała się również, że analogiczne sytuacje miały mieć miejsce już wcześniej, chociażby przy zeszłorocznej imprezie andrzejkowej, na którą pobrane zostały zaliczki, a która nie odbyła się, ponieważ w tym czasie w lokalu zorganizowano inne przyjęcie. Pani Ewelina, była współwłaścicielka restauracji, nie ma wątpliwości. Jak mówi, to nie był przypadek. – Myślę, że to celowe oszustwa. Znam tę kobietę od dawna i ona dobrze potrafi manipulować emocjami – ocenia. Problem z komuniami miał być już w zeszłym roku. – W dniu komunii okazało się, że przyjęła jedną komunię, o której zapomniała mi powiedzieć – wspomina pani Ewelina. – Wówczas powiedziałam „dość”. Że albo odchodzi ona, albo ja – tłumaczy. Równie krytycznie o właścicielce restauracji mówią byłe pracownice. – Już wcześniej też było tak, że wchodzili ludzie i krzyczeli, że szefowa jest oszustką. Myśmy musieli się tłumaczyć. Przewalała pieniądze, bo robiła inną imprezę za te pieniądze. I tak to się ciągnęło – usłyszeli dziennikarze. Rodzice dzieci, których komunie się nie odbyły, zgłosili sprawę do odpowiednich organów. Dziennikarze „Uwagi” próbowali skontaktować się z właścicielką restauracji. Ta, choć początkowo zapowiedziała, że chce się umówić na wydanie ważnego oświadczenia, później unikała kontaktu.Restauracja wzięła zaliczki, komunii nie było. „Bardzo niefajne, że ta pani tak zrobiła”
Afera po nieudanej komunii w Bytomiu. Już wcześniej były takie sytuacje