„Jestem tropicielem narcyzów. Ich ofiary trafiają do szpitali psychiatrycznych”
Krystyna Romanowska: Mam wrażenie, że w naszym życiu społecznym ukształtowała się swoista „samopomoc antynarcystyczna”. Nie tworzą jej psychoterapeuci czy psychiatrzy, ale same ofiary narcyzmu publikując filmy w sieci, na You Tubie i dzieląc się swoimi doświadczeniami. Czy taka pomoc może być bardziej skuteczna niż ta profesjonalna oferowana przez specjalistów?
Paweł Panufnik: W moim przekonaniu tylko ofiara całego ciągu przemocy narcystycznej jest w stanie zrozumieć inną osobę, która tego doświadcza. Oczywiście, zdarzają się specjaliści (którzy tego nie przeżyli), ale wystarczająco zagłębili się w temat, żeby merytorycznie ludziom pomagać i robią to w miarę skuteczne.
Ale doświadczenie człowieka, który sam wyszedł z narcystycznego piekła zafundowanego mu, czy w dzieciństwie, czy w dorosłym życiu, jest bezcenne, ponieważ on wie doskonale, co działa, a co nie. Człowiek manipulowany, okłamywany i doprowadzony na skraj szaleństwa jest w stanie zrozumieć drugą osobę w podobnej sytuacji. Anglosasi używają nawet określenia „narcistic’s survivor” (ocalony z narcystycznej przemocy) i rzeczywiście jest coś specyficznego w tych ocaleńcach.
Mówi się, że ich mózgi są jakby właśnie wyszły z pola walki na prawdziwej wojnie.
Zaburzenie narcystyczne jest poza skalą, dlatego tak trudno jest je określić, sklasyfikować czy w ogóle o nim mówić. Mamy patologicznych kłamców, border line, osoby uzależnione. Narcyz jest ponad nimi – jest niesłychanie specyficzny, ponieważ jest w stanie walczyć ze wszystkimi i o wszystko, żeby utrzymać iluzję swojej tożsamości. Zobaczenie swojej prawdziwej twarzy jest dla niego czymś nie do zniesienia, w związku tym ma wyjątkowo silną motywację do utrzymania swojego status quo. Życie narcyza to walka o przetrwanie – wobec tego nie obchodzi go, jaką w tej walce inni ponoszą ofiarę.