Hiszpania jak Polska. Bunt przeciwko łamaniu praworządności i dzieleniu kraju
Gdy sprzed polskiego parlamentu usuwane są bariery, chroniące poprzednią większość przed demonstrantami, w Madrycie jest dokładnie odwrotnie. Spokoju zaczynającej się dziś debaty nad umową koalicyjną, mającą zakończyć trwający od lipca kryzys polityczny, strzeże ponad półtora tysiąca policjantów. W noc poprzedzającą debatę pod siedzibą lewicowej PSOE przy Calle de Ferraz doszło do starć z policją. Wcześniej madrycka ulica wykrzyczała całą litanię zarzutów wobec lidera socjalistów, premiera Pedro Sancheza.
Nad tłumem, skandującym wulgarne hasła powiewały hiszpańskie flagi z wyciętym godłem państwa, symbolizujące zdradę, jakiej miał się dopuścić premier, proponując amnestię dla katalońskich separatystów w zamian za poparcie jego rządu. Domagano się wsadzenia do więzienia Carlesa Puigdemonta, lidera partii katalońskich rozłamowców, który od pięciu lat przebywa na wygnaniu w Belgii po nieudanej próbie oderwania regionu Katalonii od Hiszpanii.
Sympatyzujący z centroprawicą demonstranci uważają, że socjalistyczny rząd zajmuje się chętniej drugorzędnymi kwestiami obyczajowymi, zamiast zadbać o jedność kraju.
Wielu z nich przyniosło ze sobą dmuchane lalki z sex shopu, by pokazać, że socjaliści Sancheza o prostytutki dbają bardziej niż o Hiszpanię.