Gdańsk pod wodą szybciej, niż zakładano. Bałtyk wkrótce pochłonie polskie wybrzeże

Gdańsk Źródło: Shutterstock Zalana gdańska starówka, Hel odcięty od stałego lądu, a Mielno znikające pod falami – to nie scenariusz filmu katastroficznego, ale wizje naukowców analizujących skutki globalnego ocieplenia. Zgodnie z prognozami ekspertów, Polska może zmienić się szybciej, niż dotychczas sądziliśmy. Jeśli przewidywania te się sprawdzą, w ciągu kilku dekad Polska może utracić część swojego wybrzeża, a wraz z nim jedne z najbardziej rozpoznawalnych miejsc turystycznych. Wciąż jest czas na działania, jednak muszą być one szybkie i zdecydowane. Podnoszący się poziom mórz i oceanów to dziś jedno z największych globalnych zagrożeń. Polska, choć nie znajduje się w gronie państw najbardziej narażonych na skutki zmian klimatycznych, coraz częściej doświadcza ich konsekwencji – szczególnie na wybrzeżu. Silniejsze sztormy, cofki czy lokalne powodzie są już dziś zapowiedzią tego, co może wydarzyć się w kolejnych dekadach. Specjaliści ostrzegają: jeśli tempo ocieplania się klimatu nie spadnie, znaczna część polskiego wybrzeża znajdzie się pod wodą w ciągu kilkudziesięciu lat. Najbardziej zagrożony jest Gdańsk. Według analiz organizacji Climate Central poziom wód Morza Bałtyckiego może wzrosnąć nawet o metr do końca XXI wieku. Dla Gdańska oznacza to poważne ryzyko – historyczna starówka, symbol miasta, może być regularnie zalewana już przed 2050 rokiem. Zagrożone są także południowo-wschodnie dzielnice miasta, Elbląg, Nowy Dwór Gdański i inne miejscowości położone w depresjach lub nisko nad poziomem morza. Podczas szczytu klimatycznego COP26 w Glasgow w 2021 roku Climate Central zaprezentowało film pokazujący całkowicie zatopioną gdańską starówkę. Materiał ten miał uzmysłowić skalę ryzyka, przed którym stoi polskie wybrzeże. W grudniu 2023 roku opublikowano nowe, jeszcze bardziej precyzyjne mapy zalewowe. Wynika z nich, że duże fragmenty południowo-wschodniego Gdańska i okolic mogą znaleźć się pod wodą w ciągu najbliższych 25 lat – znacznie wcześniej, niż wcześniej przewidywano. – Jeżeli mówimy o podnoszeniu się poziomu morza i zalewaniu obszaru przybrzeżnego, mamy bardzo duży problem, jeśli chodzi o Zatokę Gdańską. Gdańsk jest narażony, bo jest otwarty od strony morza, natomiast od strony wschodniej są położone poniżej poziomu morza Żuławy. Także Wisła może stanowić zagrożenie dla Gdańska – mówi portalowi trójmiasto.pl profesor Tymon Zieliński, kierownik Pracowni Badania i Edukacji o Klimacie i Oceanach IO PAN. Profesor Jacek Piskozub dodaje, że o ile wzrost poziomu morza o 2 metry byłby niebezpieczny, to 8-9 metrów byłby już katastrofalny. Ekspert wyjaśnia, że dla Gdyni oznaczałby utratę wszystkich terenów portowych i stoczniowych oraz północnej części Śródmieścia wraz ze Skwerem Kościuszki. Z kolei w Gdańsku oznaczałby to utratę znacznej części miasta, czyli wszystkiego na wschód i północ od Wisły (łącznie z całymi Żuławami), dolnego tarasu z częścią Przymorza i Zaspy, Nowego Portu, Brzeźna Letnicy, a w centrum Dolnego Miasta, dużej większości Starego Miasta i fragmentów Głównego (najstarszej części miasta), z Kościołem Mariackim pozostającym na niewielkim suchym półwyspie, stanowiącym ostatnią pamiątkę po historycznym Gdańsku. Władze miasta wdrażają projekty chroniące je przed skutkami zmian klimatu. Paradoksalnie, w krótszej perspektywie większym wyzwaniem od wzrostu poziomu morza mogą być intensywne opady. – W kontekście odporności miasta na zmiany klimatu kluczowym wyzwaniem jest przygotowanie się na ekstremalne opady. Doświadczenia z ostatnich lat pokazują, że największe zagrożenie stanowią nie tyle wody morskie, co właśnie intensywne opady deszczu. Obecnie szacujemy, że ryzyko wystąpienia tak zwanego deszczu stuletniego pojawia się raz na 20 lat – podkreśla Piotr Kryszewski, dyrektor ds. Zielonego Gdańska. Miasto rozbudowuje sieć zbiorników retencyjnych, które wkrótce będą mogły pomieścić łącznie milion metrów sześciennych wody. Powstają także nowe pompownie, a równolegle rozwija się tzw. zieloną retencję – ogrody deszczowe i systemy zatrzymywania wody w miejscu opadu. W regionie działa już ponad 200 takich instalacji. Niebezpieczeństwo dotyczy również zachodniej i środkowej części wybrzeża. Świnoujście, Międzyzdroje, Kołobrzeg i Mielno mogą częściowo zniknąć, jeśli poziom Bałtyku podniesie się o 60–110 centymetrów. Stawką są nie tylko unikatowe krajobrazy, ale także tysiące miejsc pracy w turystyce. Brak odpowiednich inwestycji w zabezpieczenia – na przykład wrota przeciwpowodziowe – może kosztować Polskę miliardy złotych.Trójmiasto pod presją wód Bałtyku
Władze już działają
Nie tylko trójmiasto. Zagrożone całe polskie wybrzeże