20 June, 2022

Ekspert o cenach paliw: obniżka nam się po prostu należy

Ekspert o cenach paliw: obniżka nam się po prostu należy
– Nie wszystko dzieje się przez wojnę. To, że dziś tankujemy paliwo po prawie 8 zł za litr, a nie po 6 zł, to jest wynik wieloletnich procesów, które zachodziły w tej branży – mówi w rozmowie z Onetem Dawid Czopek, ekspert rynku paliw z funduszu inwestycyjnego Polaris. – Dziś cena powyżej 8 zł za litr paliwa nie jest uzasadniona. Widziałem stacje, które oferowały takie ceny, ale to nie jest fair – dodaje.

Piotr Rogoziński (Onet): Po ile pan ostatnio tankował paliwo?

Dawid Czopek: 7 zł i 75 gr za litr diesla.

Takie ceny są zaskoczeniem?

Gdybyśmy wrócili na chwilę do stycznia bieżącego roku i założyli, że nie będzie inwazji Rosji na Ukrainę, to na pewno te ceny byłyby dużym zaskoczeniem. Trudno było jednak spodziewać się aż tak wysokiego wzrostu, nawet zakładając, że cena za baryłkę będzie powyżej 100 dolarów. Cena, czy oleju napędowego, czy benzyny, zbliżona do 8 zł za litr, na pewno jest dużym zaskoczeniem. Ale wszystko to, co zdarzyło się później, sprawiło, że trudno dziś mówić o zaskoczeniu. Wiemy, z czego wysokie ceny wynikają. Jesteśmy w stanie to sobie wyliczyć i udokumentować. Dla mnie, dla osoby, która patrzy na to, co dzieje się na rynku, nie ma mowy o zaskoczeniu, raczej jest to niemiła niespodzianka.

Dla większości kierowców to jednak duży szok.

Dla przeciętnego Kowalskiego tak i do tego duże obciążenie dla jego portfela.

Wszystko przez wojnę? Można to tak prosto wytłumaczyć?

Nie, nie wszystko dzieje się przez wojnę. To, że dziś tankujemy paliwo po prawie 8 zł za litr, a nie po 6 zł, to jest wynik wieloletnich procesów, które zachodziły w tej branży. Mniej więcej od 2015 r. wielkie koncerny paliwowe, szczególnie te notowane na giełdach i czujące presję inwestorów, mocno ograniczały inwestycje w wydobycie. To, co powiedziałem wcześniej, cena ropy naftowej pewnie nawet bez tego, co dzieje się na Wschodzie Europy, byłaby powyżej 100 dolarów.

To był jeden czynnik, a drugi, który już bardzo mocno wpłynął na to, że płacimy za litr paliwa 8 zł, a nie około 6 zł, to rzeczywiście już wybuch wojny w Ukrainie i znowu nasza nieostrożność, mówiąc delikatnie. Oddaliśmy w dużej mierze produkcję gotowych paliw, czyli przetwarzanie ropy na paliwa, firmom rosyjskim, które inwestowały w swoje rafinerie, a my, czyli Europa, te rafinerie zamykaliśmy lub ograniczaliśmy ich moce. Dzisiaj to się na nas mści.

A wysokość marży, narzucanej przez koncerny? Też ma znaczenie? Nie brakuje głosów, że dla nich obecne czasy to prawdziwe żniwa.

Zajmuję się tą branżą 20 lat i nie pamiętam, żeby marża rafineryjna, czyli ta część ceny paliwa, która wynika z marży z produkcji paliwa, była aż tak wysoka. Ona dzisiaj powoduje, że mamy ceny, jakie mamy. Moim zdaniem to podwyższa cenę za litr paliwa o ok. złotówkę, w stosunku do sytuacji sprzed wojny. Taka sytuacja przede wszystkim wynika jednak z tego, że tak jak wspominałem, niestety Europa, a nawet świat, bo to dotyczy także Stanów Zjednoczonych, pozwoliła na to, żeby znaczna część produkcji rafineryjnej odbywała się w Rosji. To spowodowało, że dziś nie mogąc importować gotowych paliw z Rosji, mamy do czynienia z dużym deficytem na rynku gotowych produktów.

Za nami długi weekend czerwcowy, ale przed nami wakacje. Polacy muszą przygotować się na kolejne skoki cen paliw?

Dobra wiadomość jest taka, że w ciągu ostatniego tygodnia cena ropy naftowej spadła o około 10 proc. To powinno przełożyć się na około 7-8 proc. obniżki cen paliw w hurcie i w jakiejś mierze także na te ceny, jakie widzimy na stacjach benzynowych. Spada także marża rafineryjna na benzynie, więc możemy założyć, że właściciele samochodów zasilanych benzyną, będą mieli najbliższe dni trochę spokojniejsze.

Niestety, rośnie marża na dieslu. Mimo tego, że wiele światowych, dużych instytucji finansowych uważa, że ropa będzie kosztowała 135 – 150 dolarów za baryłkę, a przypomnę, że dzisiaj to jest około 110 dolarów, to mam nadzieję, że cena ropy nie będzie wyższa niż 120 dolarów za baryłkę, że jednak widzieliśmy już szczyt. W związku z tym te ceny, które widzimy dziś na stacjach benzynowych, to są już ceny maksymalne i dużo wyższych nie zobaczymy.

Czyli jadąc na początku lipca do Gdańska lub Zakopanego mamy spodziewać się cen powyżej 8 zł, czy raczej niespełna 8 zł za litr paliwa?

Moim zdaniem będzie to mniej niż 8 zł, biorąc pod uwagę właśnie to, że ostatnio cena ropy nieco spadła. Liczę na to, że zobaczymy te obniżki także na stacjach. Pewnie będą i takie stacje, które nadal będą wykorzystywały sytuację, która jest na rynku, ale powiedzmy, że ta średnia cena powinna zdecydowanie spaść poniżej 8 zł za litr.

Wspomniał pan o tym, że niektóre stacje wykorzystują obecną sytuację i windują ceny paliw. Dużo jest takich przypadków?

Myślę, że dziś cena powyżej 8 zł za litr paliwa nie jest uzasadniona. Widziałem stacje, które oferowały takie ceny, ale to nie jest fair. Musimy też pamiętać, że dzisiaj marża nie jest narzucana przede wszystkim przez stacje benzynowe. Dzisiaj prowadzenie stacji to nie jest dobry biznes, szczególnie biorąc pod uwagę to, co było wcześniej. Najwyższe marże były w okresie covidowym, kiedy cena ropy naftowej bardzo spadła. Dzisiaj te marże nie są bardzo wysokie, ale biorąc pod uwagę obecną sytuację czy ceny hurtowe, nie ma uzasadnienia dla cen powyżej 8 zł za litr paliwa.

To jest wykorzystywanie sytuacji. Pewnie jak zawsze, w znanych wakacyjnych miejscowościach ceny paliw będą wyższe niż w Warszawie, Toruniu czy innych miejscach, skąd wakacyjni turyści będą przybywać.

Ostatnio też Daniel Obajtek obiecał, że Orlen nieco obniży ceny paliw, ale w ogóle to odczujemy?

Przypomnę jeszcze raz, że cena ropy naftowej spadła o 10 proc., więc z definicji powinno być trochę taniej na stacjach. To nie jest wielka przysługa, którą prezes Obajtek nam wyświadcza, ale ta obniżka cen nam się po prostu należy.

A czarny scenariusz? Możliwe, że niebawem za litr paliwa zapłacimy 10 zł?

Musimy pamiętać o jednej, bardzo ważnej rzeczy. Chodzi o zagrożenie dla całego, w miarę pozytywnego scenariusza. Przy tak bardzo zbilansowanym rynku i przy ograniczeniach związanych z Rosją, wejście w sezon huraganów, czyli mniej więcej od sierpnia do października, kiedy mocniej wieje nad Zatoką Meksykańską, w Teksasie i w stanach położonych na południowym – wschodzie, może narobić dużo krzywdy. Jeżeli powtórzyłby się scenariusz z 2005 r., czyli Katrina, która zmiotła wiele platform i rafinerii, to będzie naprawdę źle. Myślę jednak, że wykluczając scenariusze katastroficzne, dla mnie wizja 10 zł za litr paliwa na stacjach benzynowych jest ekstremalnie mało prawdopodobna.

Podobne artykuły