Dramatyczna relacja matki 26-latka. „Majaczył, machał rękoma, próbując kogoś złapać”
Kilka lat temu Michał dowiedział się, że ma raka. – Miał 19 lat, jak zachorował na nowotwór węzłów chłonnych. Dużo przeszliśmy na oddziale hematologii. Płakał i ja płakałam razem z nim. Ale byłam wdzięczna Bogu, że z tego wyszedł – mówi Joanna Żurko, matka młodego mężczyzny.
Więzienie
Po wygranej walce z nowotworem – Michał cieszył się życiem, ale popełniał również błędy. Jeździł za szybko, miał zatrzymane prawo jazdy, potem była wielokrotna jazda samochodem bez uprawnień, jedna, potem kolejna kolizja, także podczas zakazu prowadzenia pojazdów. Sąd był odpowiednio surowy, młody człowiek trafił za te przewinienia do więzienia.
– Kiedy poszedł do więzienia, przesłałam dokumentację medyczną. Wiedzieli, że jest po nowotworze. Jego organizm był osłabiony, bardzo często łapał przeziębienia – mówi pani Joanna. – Byliśmy z mężem na widzeniu i Michał strasznie kasłał. Mówiłam: „Synuś, koniecznie idź do lekarza”. A on na to: „Mamuś, żeby tam się dostać… ciężko jest się dostać do lekarza” – przywołuje matka Michała.
Po pewnym czasie młody mężczyzna zadzwonił z więzienia do domu. – Powiedział, że strasznie boli go ucho – relacjonuje pani Joanna. – Mówił, że zaczyna mu coś wyciekać z tego ucha i boli go głowa – mówi Mariusz Żurko, ojczym Michała. I dodaje: – Z Michałem siedział osadzony, który mówił nam, oczywiście przez telefon, że Michał jest w złym stanie, gorączkuje i nie chce jeść. Współosadzeni prosili o pomoc. Jak to mówili – w klapę stukali, żeby przyszedł oddziałowy. Mówili, że Michał na czworaka pełza.
Michał w końcu dostał się do więziennego lekarza i dostał leki przeciwbólowe oraz przeciwgorączkowe. Sytuacja wyglądała jednak coraz poważniej, a Michał był coraz słabszy i walczył z coraz większym bólem. Leki były nieadekwatne lub nie działały. Choć młody człowiek powinien natychmiast trafić do laryngologa, wciąż kazano mu czekać. – Majaczył, machał rękoma, próbując kogoś złapać. O pomoc prosił codziennie. Codziennie prosili o pomoc także współosadzeni – zaznacza matka Michała.
„Pacjent został do nas przywieziony w stanie ciężkim”
Po raz ostatni Michał zadzwonił do matki 10 czerwca. – Była 11:06, do końca swoich dni będę to pamiętać. Syn mówił, żebym zadzwoniła po karetkę, bo już nie może wytrzymać z bólu. Po prostu płakał do telefonu. Mówił, że nie może się doprosić jakiejkolwiek pomocy – podkreśla pani Joanna. – Zadzwoniłem na pogotowie. Ale operator numeru 112, który odebrał wiadomość, powiedział, że nie mogą wysłać pogotowia, bo zakład karny nie wpuści ich na teren jednostki – dodaje ojczym Michała.
26-latek trafił na szpitalny SOR tego samego dnia. – Pacjent został do nas przywieziony w stanie ciężkim. Był głęboko nieprzytomny, z niską punktacją w skali Glasgow, służącą do oceny świadomości – mówi dr n. med. Bartosz Kudliński, kierownik Klinicznego Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Zielonej Górze.