Ciemna strona sztucznej inteligencji. „W niektórych kwestiach trzeba bić na alarm”
Manipulacja obrazem nie jest wynalazkiem XXI wieku. Redakcje kolorowych magazynów i opiniotwórczych czasopism od lat prześcigają się w fotomontażach licząc, że przyciągną nimi skonfundowanych i zszokowanych czytelników. Przeróbki, których bohaterami są najczęściej politycy i celebryci, nierzadko balansują na granicy dobrego smaku. Jednak ich przerysowana konstrukcja nie pozostawia złudzeń, że to tylko sugestywna satyra. Zaplanowana przez twórców i rozumiana przez odbiorców hiperbola, którą nie sposób odebrać jako autentyk.
W ostatnim czasie furorę robiły w sieci zdjęcia papieża Franciszka w pikowanej kurtce i adidasach, Xi Jinpinga na paradzie równości czy Angeli Merkel i Baracka Obamy, lepiących wspólnie zamek z piasku. Na pierwszy, a nawet drugi rzut oka trudno byłoby jednoznacznie zawyrokować brak autentyczności tych grafik, z uwagi na ich realizm. Wątpliwości rozwiewał jednak absurd zobrazowanych scen.
Nieco inaczej było w przypadku wygenerowanych przez AI obrazów z Donaldem Trumpem, rzekomo siłowo aresztowanym przez policję. Wypuszczenie tych grafik do sieci nastąpiło akurat wtedy, gdy były prezydent USA faktycznie stawał przed sądem. Tym razem fotograficzny realizm w połączeniu z przydającym autentyczności kontekstem, dla wielu odbiorców okazał się zwodniczy.
O ile biegający boso po plaży Merkel i Obama byli po prostu humorystycznym dowodem na rozwój narzędzi AI, przepychający się z funkcjonariuszami Trump to ostrzeżenie, że upowszechniający się rozwój i dostęp do narzędzi AI, powinien zmienić sposób w jaki podchodzimy do znajdowanych w internecie treści.