Ksiądz ze Szczytna nie przeżył brutalnego ataku. Zmarł w sobotę Podejrzany Szczytno Źródło: Policja Ks. prałat Lech Lachowicz nie przeżył ataku, do którego doszło przed tygodniem na plebanii w Szczytnie. O jego śmierci poinformował rzecznik kurii. W sobotę 9 listopada w godzinach przedpołudniowych zmarł ksiądz Lech Lachowicz. Wieloletni proboszcz parafii św. Brata Alberta w Szczytnie został napadnięty w niedzielę 3 listopada na własnej plebanii. Tuż po tym zdarzeniu trafił do szpitala, a jego stan od początku określano jako krytyczny.Śmierć księdza w Szczytnie. Prawdopodobna zmiana kwalifikacji czynu Śmierć duchownego potwierdził rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie Daniel Brodowski. — Prokurator czeka na opinię lekarza, czy obrażenia, wskutek których nastąpiła śmierć księdza były zadane przez sprawcę – mówił, uzasadniając od nowych informacji ewentualną zmianę zarzutów. Jak przekazał, sekcja zwłok zaplanowana została na wtorek. W miniony wtorek 27-letni mężczyzna usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa księdza. W oficjalnych dokumentach zapisano, że zadał proboszczowi kilka uderzeń metalowym toporkiem w głowę, powodując mn.in. złamanie kości czaszki i obrzęk tkanki mózgowej. U księdza stwierdzono też rozległą ranę na twarzy. „Zamierzonego celu nie osiągnął z uwagi na szybkie udzielenie pomocy” – podkreślano.Sąsiedzi zszokowani czynem 27-latka Jak zaznaczają osoby mieszkające w jednej kamienicy z Szymonem K., medialne i policyjne doniesienia o jego czynie mają nie pasować do ich opinii na jego temat. Jego sąsiedzi są zszokowani tym, co się stało. Jeden z lokatorów budynku ujawnił, że matka podejrzanego chwaliła się sąsiadom, iż jej syn studiuje medycynę. Nauka jednak nie trwała zbyt długo. – Prawdopodobnie po roku Szymon rzucił studia. Wyjechał za granicę. Długo go nie było i pojawił się niedawno. Normalny chłopak. Tylko zarośnięty jak jakiś dzikus – mówił. – Dla mnie to był grzeczny dzieciak, nic złego nie mogę o nim powiedzieć – dodawał inny mieszkaniec kamienicy. Sąsiedzi zgodnie twierdzą, że nie Szymon K. sprawiał nigdy żadnych problemów. – Zawsze grzeczny. Jak raz zwróciłam mu uwagę, że pali na klatce, to przeprosił i od razu zgasił papierosa – wspominała jedna z lokatorek kamienicy w rozmowie z dziennikarzami „Faktu”. Czytaj też:Zabił kolegę, który spotykał się z jego matką? Makabryczna zbrodnia koło LublinaCzytaj też:Sprawa Jolanty Brzeskiej umorzona. Córka: Nie chcemy już sprawiedliwości. Chcemy ciszy