Blackout może mieć niespodziewane skutki. Hiszpanię czeka rewolucja?

Pedro Sanchez Źródło: Newspix.pl / Burak Akbulut Blackout, który dotknął Hiszpanię i Portugalię, przypominał scenariusze znane dotąd tylko z filmów sci-fi. Tymczasem skutki awarii mogą się dla polityków okazać co najmniej thrillerem. Równo rok temu Pedro Sanchez musiał się mierzyć z największym dotąd kryzysem w swojej politycznej karierze. Wszystko za sprawą organizacji Manos Limpias, której członkowie twierdzili, że żona szefa rządu – Begona Gomez – miała wykorzystywać swoje wpływy do załatwiania prywatnych interesów. W odpowiedzi na zarzuty premier wystosował emocjonalny list, w którym oskarżał przeciwników o brudną grę polityczną i nagonkę na jego rodzinę. Pedro Sanchez postanowił nawet zawiesić tymczasowo kierowanie pracami rządu. Po tej deklaracji Hiszpania, od lat targana politycznymi sporami, stanęła u progu kolejnego kryzysu. Eksperci mnożyli możliwe scenariusze i zastanawiali się, co też może siedzieć w głowie szefa PSOE. Pojawiły się spekulacje, że Pedro Sanchez poda się do dymisji bądź rozpisze nowe wybory parlamentarne. Ostatecznie postanowił pozostać na stanowisku tłumacząc, że jego rezygnacja mogłaby wywołać kolejny wielomiesięczny chaos na szczytach hiszpańskich władz. Gdy wydawało się, że hiszpańska scena polityczna okres największych burz i naporów ma już za sobą, a z trudem zawiązanej koalicji rządowej udaje się – mimo braku większości w Kortezach – dogadywać w najważniejszych kwestiach, nastąpiło wydarzenie, które może wywołać niemałą rewolucję. W poniedziałek 28 kwietnia Hiszpania i Portugalia nagle całkowicie pogrążyły się w ciemności. Oba kraje dosłownie stanęły. Wstrzymany został ruch samolotów i pociągów, na drogach zapanował chaos. Nie działały sygnalizacje świetlne, stacje benzynowe, część szpitali w biegu organizowała awaryjne zasilanie, aby sprzęt medyczny mógł pracować bez zakłóceń. W sklepach można było płacić tylko gotówką a straż pożarna organizowała akcje ratunkowe, aby uwolnić Hiszpanów, którzy utknęli w metrze, windach czy garażach. Część obywateli podeszła do sytuacji z wyjątkowym spokojem, organizując na ulicach małe fiesty. I chociaż te obrazki, na których widać przymusowy powrót do „analogowej rzeczywistości” mogą wywoływać uśmiech, to statystyki są nieubłagane. Z informacji „El Pais” wynika, że w wyniku awarii prądu zmarło co najmniej pięć osób. Straty dla hiszpańskiej gospodarki są gigantyczne. Według wyliczeń ATA tylko przez godzinę trwania blackoutu stracono blisko 1,3 mld euro. Blackout w Hiszpanii. Co najmniej pięć osób nie żyje
Blackout w Hiszpanii. Co doprowadziło do awarii?
Chociaż aktualnie sytuacja jest już opanowana, nadal nie wiadomo, co doprowadziło do blackoutu. Początkowo sugerowano, że powodem awarii było rzadkie zjawisko meteorologiczne polegające na gwałtownej zmianie temperatury. Takie informacje podał portugalski operator przesyłowy REN. Szybko zostały one jednak zdementowane przez hiszpańskiego operatora Red Electrica de Espana.
W związku z napiętą sytuacją międzynarodową pojawiły się liczne sugestie, że za blackout może odpowiadać Rosja. Dziennik „El Pais” przypomniał, że na początku roku hiszpański wywiad CNI informował o ogromnej liczbie wrogich ataków w sieci. Na razie jednak nie ma żadnych dowodów na to, że to faktycznie Rosjanie maczali palce w największej tego typu akcji w całej historii Półwyspu Iberyjskiego.
Wśród hiszpańskich ekspertów zaczęły natomiast przeważać głosy, że do awarii doprowadziła nie ingerencja z zewnątrz, ale wada wewnętrznego systemu energetycznego. Hiszpania bardzo poważnie podchodzi do kwestii zmian klimatycznych, dlatego też przeprowadzono reformy, w wyniku których aktualnie ponad 40 proc. energii pochodzi ze źródeł odnawialnych. Zdaniem części specjalistów system ten nie należy do najbardziej stabilnych.
Prawica bez litości dla Pedro Sancheza
Blackout i jego skutki stały się natomiast politycznym paliwem dla prawicy, aby uderzyć w rząd Pedro Sancheza. Santiago Abascal, szef skrajnie prawicowej partii VOX wprost oskarżył premiera o doprowadzenie do awarii. Polityk nawiązywał do powodzi błyskawicznej, która przeszła przez Walencję jesienią 2024 roku powodując gigantyczne zniszczenia i śmierć co najmniej 230 osób.
Santiago Abascal zapomniał jednak wspomnieć o tym, że na czele regionu Walencji stoi Carlos Mazon, wywodzący się nie z PSOE a z Partido Popular. Polityk na kilka godzin przed przejściem żywiołu uspokajał obywateli, że nie ma żadnych powodów do niepokoju.
Do grona krytyków Pedro Sancheza dołączył także Alberto Nunez Feijoo. Lider Partido Popular, największej partii opozycyjnej na hiszpańskiej scenie politycznej, krytykował premiera za brak odpowiedniej reakcji na kryzys. Wypominał m.in. brak ogłoszenia stanu wyjątkowego na terenie całego kraju. Stan wyjątkowy obowiązywał bowiem tylko w tych regionach, które zwróciły się o pomoc państwa w nadzorowaniu bezpieczeństwa publicznego. Taki wniosek złożyły m.in. władze Madrytu, Murcji, Galicji oraz Andaluzji.
Feijoo narzekał, że w Hiszpanii zapanował informacyjny chaos a do premiera nie sposób się było „dobić”. Przy okazji nie przepuścił okazji, aby wezwać rząd do odwrócenia planowanego zamknięcia elektrowni jądrowych.
W podobnym tonie wypowiedziała się Isabel Diaz Ayuso. W ocenie szefowej rządu autonomicznego okręgu madryckiego „Hiszpania pokazała się światu od najgorszej strony – jako kraj, który nie potrafi sobie poradzić z kryzysem a na czele władz stoją nieudolni politycy, którzy nie potrafią wziąć odpowiedzialności w momencie kryzysu”.
Z kolei w sieci pojawiły się głosy, że tego typu sytuacje mogą odstraszyć turystów, co dla kraj, którego gospodarka opiera się w dużej mierze właśnie na dochodach z turystyki, byłoby katastrofą.
Hiszpańska koalicja wisi na włosku?
Głosy krytyki popłynęły także ze strony sojuszników PSOE w Kortezach. Politycy ERC (Republikańska Lewica Katalonii) oraz BNG (Galicyjski Blok Narodowy) wystosowali wniosek do Kongresu Deputowanych o pilną informację ws. przyczyn blackoutu. Zarówno Galisyjczycy, jak i Katalończycy domagają się szczegółowych wyjaśnień, ponieważ te, które premier przedstawił publicznie, uważają za niewystarczające. Do tablicy wywołali nie tylko Pedro Sancheza, ale również wicepremier Sarę Aagesen, ministra spraw wewnętrznych Fernando Grande-Marlaskę oraz szefa resortu transportu Oscara Puente i dyrektora Red Electrica de Espana Eduardo Prieto.
W odpowiedzi na zarzuty Pedro Sanchez zapowiedział pilne wdrożenie niezbędnych reform, aby uniknąć podobnych wydarzeń w przyszłości. Szef hiszpańskiego rządu stanowczo zaprzeczył, jakoby do awarii miało doprowadzić zbyt mocne skoncentrowanie się na odnawialnych źródłach energii. Polityk podkreślił, że przyczyny blackoutu zostaną kompleksowo wyjaśnione przez specjalną komisja, której pracami będą kierować przedstawiciele resortu transformacji ekologicznej oraz eksperci ds. cyberbezpieczeństwa. Osobne postępowanie – pod kątem potencjalnego ataku terrorystycznego – ma zostać przeprowadzone przez Sąd Najwyższy.
To jednak nie uspokaja nastrojów wśród hiszpańskich polityków. Opozycja nie czekając na ustalenia przyczyn blackoutu domaga się dymisji Pedro Sancheza a eksperci zwracają uwagę na fakt, że jeśli krucha koalicja PSOE z separatystami z ERC oraz BNG nie przetrwa, Hiszpanię znów może czekać polityczny impas.
Jeśli taki scenariusz stałby się faktem, trudno się spodziewać, że premier zdecyduje się rozpisać przedterminowe wybory. Z najnowszego sondażu SocioMetrica wynika, że gdyby doszło do wcześniejszego głosowania, PSOE mogłaby stracić władzę. Ostatnie sondaże dają sporą przewagę potencjalnej koalicji Partido Popular (34,8 proc.) i VOX (13,5 proc.) nad porozumieniem PSOE (29,5 proc.) oraz lewicowej Sumar (5,5 proc.) i Podemos (4 proc.).
W obecnej sytuacji pewne jest tylko jedno – polityczne skutki blackoutu Hiszpania może odczuwać jeszcze bardzo długo.