28 May, 2025

Bałtyk jak tykająca bomba. Tysiące ton chemikaliów na dnie

Bałtyk jak tykająca bomba. Tysiące ton chemikaliów na dnie

Bałtyk jak tykająca bomba. Tysiące ton chemikaliów na dnie

Gdańsk Źródło: Shutterstock Choć Bałtyk kojarzy się głównie z turystyką, wypoczynkiem i handlem morskim, jego dno przypomina o dramatycznych wydarzeniach XX wieku. Według szacunków Centrum Zrównoważonego Rozwoju Uniwersytetu Gdańskiego, w wodach Bałtyku znajduje się aż około 65 tysięcy ton amunicji chemicznej. Wśród tej ogromnej masy od 6 tysięcy do 13 tysięcy ton stanowią bojowe środki trujące.

Skala problemu wykracza poza historyczne rozważania. Stan zabezpieczeń podwodnego składowiska pogarsza się z roku na rok. Brak konkretnych działań może doprowadzić do katastrofy ekologicznej, której rozmiarów nie sposób dziś przewidzieć.

Bałtyk i tysiące ton chemikaliów. Grozi nam katastrofa ekologiczna?

Dziesięciolecia po zakończeniu dwóch wojen światowych okazują się niewystarczające, by zatrzeć ich konsekwencje. Na dnie Morza Bałtyckiego spoczywa nie tylko historia, ale i śmiercionośny ładunek. Nadmierna produkcja broni i amunicji, zwłaszcza tej chemicznej, której nie wykorzystano podczas działań zbrojnych, doprowadziła do decyzji o zatopieniu niepotrzebnych materiałów w akwenie.

Według szacunków Centrum Zrównoważonego Rozwoju Uniwersytetu Gdańskiego, w wodach Bałtyku jest około 65 tysięcy ton amunicji chemicznej, z czego od 6 tysięcy do 13 tysięcy ton stanowią bojowe środki trujące.

Przez dekady metalowe pojemniki, w których przechowywano śmiercionośne substancje, ulegały stopniowej korozji. Morze nie pozostaje obojętne wobec stali i żelaza – słona woda systematycznie osłabia strukturę kontenerów. — Po kilkudziesięciu latach obiekty zaczęły tracić szczelność. Środki, które się wydobywają, już teraz powodują degradację środowiska — ostrzega prorektor ds. rozwoju Politechniki Gdańskiej Justyna Kucińska-Lipka, na słowa której powołuje się Fakt.

Zagrożenie nie tylko dla przyrody

Degradowane środowisko morskie to nie jedyny powód do niepokoju. Konsekwencje niekontrolowanego wycieku trujących substancji mogą odczuć również mieszkańcy wybrzeża oraz turyści odwiedzający nadbałtyckie plaże.

W przeszłości zdarzało się, że plażowicze trafiali na pozornie nieszkodliwe pakunki, które po kontakcie prowadziły do poważnych obrażeń – od poparzeń skóry po utratę wzroku. To realny dowód na to, że problem przestał być hipotetyczny.

Eksperci nie mają wątpliwości – sytuacja wymaga natychmiastowej reakcji. Broń chemiczna, która z założenia miała pozostać poza zasięgiem człowieka, stopniowo zbliża się do strefy, gdzie jej obecność może wywołać nieodwracalne szkody.

Specjaliści mówią wprost o tykającej bombie, którą należy unieszkodliwić, zanim dojdzie do eksplozji – nie tyle dosłownej, co ekologicznej.

Badania i rozwiązania – nauka na pierwszej linii frontu

Rozwiązania tego narastającego problemu poszukują naukowcy z Politechniki Gdańskiej. Uczelnia ta od lat prowadzi intensywne prace badawcze poświęcone zarówno monitoringowi, jak i ochronie Bałtyku.

— Prowadzimy badania nad pojazdami autonomicznymi, nad systemami neutralizacji związków chemicznych, a także nad zagospodarowaniem odpadów powstałych w wyniku tych działań — podkreślała Justyna Kucińska-Lipka.

Te zaawansowane technologicznie prace to jedyna droga do zminimalizowania ryzyka. Trzeba jednak pamiętać, że czas nie jest sprzymierzeńcem. Korozja postępuje, a ilość zatopionej broni i chemikaliów przekracza skalę, z jaką mierzy się większość krajów europejskich. Tym bardziej niepokojące jest to, że problem ten przez wiele lat pozostawał poza głównym nurtem debaty publicznej.

Wrak Franken – cichy zwiastun katastrofy

Jednak broń i amunicja to zaledwie jedna strona niepokojącego obrazu. Dno Bałtyku skrywa również inne zagrożenia.

Szczególnie alarmującym przypadkiem jest wrak niemieckiego tankowca „Franken”. Statek ten w czasie II wojny światowej zaopatrywał hitlerowską flotę, a dziś stał się potencjalnym epicentrum przyszłego kryzysu. Oprócz około tysiąca ton amunicji, jego zbiorniki wciąż kryją około 1,5 miliona litrów paliwa i setki ton olejów smarnych.

Badania przeprowadzone wokół wraku przynoszą zatrważające wyniki. Grunt w jego otoczeniu wykazuje poziomy substancji rakotwórczych przekroczone nawet kilkaset razy. To sygnał, że proces wycieku już się rozpoczął.

Eksperci oceniają, że koszt wypompowania paliwa z zatopionego tankowca wynosi około 10 milionów euro. Brak interwencji może zakończyć się tragedią – korodująca konstrukcja może niebawem ulec zniszczeniu, co uruchomi lawinowy wyciek niebezpiecznych substancji do wody.

Konsekwencje ewentualnej katastrofy będą miały wymiar nie tylko ekologiczny, ale i ekonomiczny. Polskie wybrzeże, od Piasków po Hel, może zostać skażone. Ruch turystyczny, rybołówstwo, lokalna gospodarka – wszystko to zostanie dotknięte skutkami katastrofy. A jak alarmują eksperci, do niej może dojść już w ciągu najbliższych dziesięciu lat.

Czas działa przeciwko nam

Podczas posiedzenia Konwentu Gospodarczego przy Związku Uczelni w Gdańsku im. Daniela Fahrenheita naukowcy nie szczędzili ostrzeżeń. Sytuacja wymaga zdecydowanych działań, bo zegar nieubłaganie tyka. Brak odpowiednich inwestycji w neutralizację zagrożeń, zarówno ze strony rządów krajów nadbałtyckich, jak i instytucji unijnych, może doprowadzić do scenariusza, który dziś wydaje się jeszcze możliwy do uniknięcia.

Naukowcy apelują o międzynarodową współpracę i utworzenie wspólnego funduszu, który umożliwiłby finansowanie działań ratunkowych. Tylko zorganizowane i długofalowe przedsięwzięcia mogą doprowadzić do zabezpieczenia materiałów zagrażających środowisku. Bez względu na koszty, alternatywa – czyli bierne czekanie – oznacza pozostawienie mieszkańców wybrzeża i przyrody Bałtyku na łasce niekontrolowanego wycieku trucizn.

Ekosystem u progu zapaści

Bałtyk to jedno z najbardziej zamkniętych mórz świata. Jego niewielka wymiana wód z oceanem, płytkie dno i wysoki poziom zasolenia sprawiają, że nawet niewielkie ilości toksyn mogą powodować ogromne zmiany w równowadze biologicznej. Wpływ substancji chemicznych na florę i faunę jest już zauważalny, a jeśli sytuacja nie zostanie opanowana, może dojść do załamania całych populacji organizmów morskich.

Zanieczyszczenia chemiczne przenikają również do łańcucha pokarmowego, a ich konsekwencje mogą odbić się także na zdrowiu ludzi. To nie tylko problem ekologów – to wyzwanie dla medycyny, gospodarki, rybołówstwa i polityki społecznej. W dłuższej perspektywie brak działania może okazać się znacznie bardziej kosztowny niż nawet najdroższa operacja oczyszczenia wraków i neutralizacji chemikaliów.

Podobne artykuły