Truskawki z Egiptu miały trafić na polskie stoły. Zatrzymano je z szokującego powodu

Mrożone truskawki, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Fotolia / zhannaz Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych (IJHARS) zatrzymała mrożone owoce z Egiptu. Powód jest co najmniej obrzydliwy. Wcześniej inspektorzy zatrzymali m.in. ryż z Pakistanu, cebulę z Rosji i z Ukrainy. Skala problemu rośnie, a Polska wzmacnia kontrolę nad tym, co trafia na nasze stoły. Inspektorzy zatrzymali gigantyczny transport aż 100 ton mrożonych truskawek importowanych z Egiptu. Wydano decyzję o zakazie wprowadzenia ich do obrotu na terenie Polski, przy czym – jak zaznaczono – decyzji nadano rygor natychmiastowej wykonalności. To oznacza, że owoce nie tylko nie trafią do sprzedaży, ale muszą natychmiast zostać wycofane i zutylizowane. Powód? Owoce nosiły widoczne oznaki zepsucia i zapleśnienia. Ich stan wykluczał jakiekolwiek zastosowanie – zarówno do bezpośredniego spożycia, jak i do przetwórstwa. Główny Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych nie ma wątpliwości: decyzja była konieczna. Choć zatrzymanie 100-tonowego transportu truskawek z Egiptu jest najbardziej spektakularne, nie jest to odosobniony przypadek. Tylko w ostatnich dniach inspektorzy IJHARS wydali szereg decyzji o zakazie wprowadzenia do obrotu różnych produktów z zagranicy – informuje „Fakt”. W Gdańsku, oprócz truskawek, zatrzymano także 23 tony ryżu z Pakistanu. Powodem był sposób oznakowania – sugerowano, że jest to produkt ekologiczny. W rzeczywistości jednak stosowano proces chemiczny, niedopuszczalny w produkcji ekologicznej. Zabieg mógł wprowadzać konsumentów w błąd. W Warszawie służby nie dopuściły do sprzedaży prawie 14 ton cebuli importowanej z Rosji – na opakowaniach nie umieszczono informacji o kraju pochodzenia. W tej samej partii zatrzymano także 2 tony melonów z Uzbekistanu, które były pokryte pleśnią i nie posiadały żadnych oznaczeń. Również poznańska IJHARS wykryła poważne uchybienia. Zatrzymano tam dwie partie mrożonych ekstraktów napojów i soków o łącznej objętości 4356 litrów, sprowadzanych z Turcji. Na etykietach brakowało podstawowych informacji – nie było terminu przydatności do spożycia ani danych w języku polskim, co jest wymogiem prawnym. Do szczególnie niepokojącej sytuacji doszło w województwie lubelskim. Tamtejsza IJHARS przechwyciła 24 tony prosa z Ukrainy. W przesyłce znaleziono żywe szkodniki, co jednoznacznie wykluczyło możliwość dopuszczenia tego zboża do sprzedaży. Obecność pasożytów w produktach spożywczych to jedno z najpoważniejszych zagrożeń dla zdrowia konsumentów. W takich przypadkach służby nie tylko zakazują sprzedaży, ale także informują odpowiednie służby sanitarne i weterynaryjne, by ograniczyć ryzyko rozprzestrzenienia się zagrożenia. Jak wynika z danych opublikowanych przez portal WP.pl, w pierwszym półroczu 2025 roku najwięcej zatrzymanych produktów pochodziło z Chin, Ukrainy i Turcji. Choć wiele państw eksportujących żywność do Polski ma długą tradycję handlu z naszym krajem, to jednak nie wszystkie produkty spełniają wymagane standardy. Problemem bywają zarówno błędy w oznakowaniu, jak i jakość produktów – od zepsutych owoców, przez pestycydy, aż po obecność szkodników. Choć działania IJHARS skutecznie eliminują niebezpieczne produkty z rynku, nie oznacza to, że konsumenci mogą całkowicie zdać się na instytucje. Warto zwracać uwagę na pochodzenie kupowanej żywności, etykiety i ich kompletność, podejrzany wygląd, zapach czy smak produktów. Zgłaszanie nieprawidłowości sprzedawcom czy inspekcji może przyczynić się do poprawy standardów bezpieczeństwa żywności w Polsce. A to – w kontekście rosnącego importu – staje się coraz ważniejsze.Nie tylko truskawki. Kolejne partie zablokowane
Zboże z żywymi szkodnikami
Kto próbuje przemycać wadliwą żywność?
Konsument musi być czujny